Ars Cameralis. 19.11 – Jazzpospolita; 20.11 – tUnE yArDs
Dlaczego nie wzięłam ze sobą gitary? Dlaczego nigdy wcześniej nie słyszałam o Jazzpospolita? Te i inne, podobne pytania przelatywały mi przez głowę podczas koncertu, który odbył się w katowickiej Hipnozie. Ars Cameralis ma to do siebie, że przedstawia szerokie spektrum kultury, ale to muzyka zawsze jest dla mnie najbardziej interesującą pozycją.
Jazzpospolita – 19.11.2014
Nabrałam do organizatorów tak dużego zaufania, że ślepo poszłam na koncerty, które intrygowały mnie najbardziej. Głównie ze względu na gatunki, które reprezentują. W przypadku polskiej formacji Jazzpospolita był to, jak określają recenzenci, jazz na pograniczu rocka i punka. Zadziwiający miks, prawda? Poszłam na koncert z mieszanymi uczuciami, a wyszłam absolutnie zachwycona. Intymna atmosfera klubu oddała muzyczne emocje w każdym calu. Dodatkowo podczas koncertu – chyba po raz pierwszy – rozłożono krzesła dla widowni.
Scena ze skromnym instrumentarium. Nagle pojawia się na niej czworo muzyków, którzy swoją energią i wyrazistą osobowością zdominowali całe pomieszczenie. Energia, szał i prawdziwa pasja. Oczywiście nie zabrakło fantastycznych, jamowych solówek. W tle towarzyszył im modny neon – ten sam, który znajduje się na okładce ich najnowszego wydawnictwa JAZZPO.

fot. Paweł Siodłok. Stefan Nowakowski (b) oraz Michał Przerwa-Tetmajer (g) robią to, co wychodzi im najlepiej
tUnE-yArDs – 20.11.2014
Jeszcze nie ostygnięta po Jazzpo, na drugi dzień wkroczyłam do Hipnozy zobaczyć muzyczny fenomen – grupę tUnE yArDs. Ciekawe brzmienie, które kreuje przede wszystkim kobieta-orkiestra, Merill Garbus, intrygowało na płycie. Ale czy na żywo też może być takie dobre?
Odpowiadam bez wahania: było! Mogę swobodnie powiedzieć, że był to jeden z najbardziej kolorowych koncertów, na jakich byłam. Zaczynając od fantazyjnych i błyszczących strojów muzyków a kończąc na barwnych światłach i bardzo różnorodnym brzmieniu. Szał, który słychać na płycie zespołu „Nikki Nack”, udzielił się również publiczności! Momentami miałam ochotę biegać w koło, jak w przedszkolu, beztrosko machając rękoma, co jednocześnie jest idealnym odwzorowaniem muzyki tUnE yArDs. Nie zabrakło bardziej osobistego momentu koncertu – urodzin jednej z chórzystek, które zostały hucznie
„obśpiewane” i oklaskane w dwóch językach. To był jeden z tych koncertów, które zostawiają na twarzy słuchacza szeroki uśmiech i zmuszają do powrotu wesołym krokiem, pomimo szarej pogody.