Dobrze ujęte: Lukas Piatek
Zwykle nie kojarzy się z artyzmem. Raczej z szablonowymi ujęciami, rzemiosłem reportażu i powtarzalnymi kadrami. A przecież fotografia weselna nie musi być wcale nudna! Jak przepełnione emocjami historie zmienić w małe dzieła sztuki? Pytamy Lukasa Piatka, mieszkającego na co dzień w Niemczech fotografa o polskich korzeniach, czy jak o sobie mówi – narratora.
Sylwia Chrapek: Na swojej stronie piszesz, że jesteś bardziej narratorem niż fotografem. Dlaczego?
Lukas Piatek: Po prostu nie postrzegam siebie jako typowego fotografa, który urządza scenografie i kreuje coś, co nie jest prawdziwe. Raczej dokumentuję, nie ingerując. W ten sposób jestem w stanie ukazać moją opowieść tego dnia, widzianą moimi oczami, bez zmieniania czegokolwiek.
W kilku słowach – co czyni twoje zdjęcia unikalnymi?
To dobre pytanie. Myślę, że każde zdjęcie, które ktoś robi, jest na swój sposób unikalne. Staram się, żeby moja praca odzwierciedlała moją osobowość, co z pewnością czyni ją unikalną.
Twoja droga do stania się profesjonalnym fotografem jest całkiem ciekawa. Zawsze marzyłeś o zostaniu artystą?
Jasne! Zawsze chciałem być gwiazdą rocka, piłkarzem albo fotografem. Obecnie skupiam się właśnie na fotografii.
Co było punktem zwrotnym?
To w Australii zrozumiałem, że warto skupić się na fotografii. Spędziłem tam cały rok na podróży. Po sześciu miesiącach ktoś włamał się do mojego samochodu i zabrał większość moich rzeczy, kiedy byłem na plaży. Pieniądze, komórka, paszport… wszystko. Ale mój aparat ciągle był w samochodzie. To był największy cud i znak, że to przeznaczenie. Po powrocie do domu skupiłem się na fotografii.
Ciągle masz plan B – nadal studiujesz?
Miałem taki plan, kiedy przechodziłem na fotografowanie w pełnym wymiarze godzinowym. Zacząłem studia inżynierskie, ale później je rzuciłem. Po prostu nie miałem już na nie czasu, bo fotografia zupełnie zawładnęła moim życiem.
Zdałeś sobie sprawę, że chcesz być częścią branży fotograficznej, ale dlaczego akurat śluby i sesje narzeczeńskie?
Nigdy nie chciałem robić ślubów i zdjęć par. Wydaje mi się, że nikt tego nie chce, kiedy zaczyna. Kiedy znajoma znajomej poprosiła mnie o sfotografowanie jej wesela pojawiłem się, zrobiłem swojego pierwszego „ślubniaka” i zakochałem się w tym.
Pamiętasz swoją pierwszą sesję weselną? Jak było?
Oczywiście, że pamiętam. Była całkiem dobra, przy zachodzie słońca i udało nam się zrobić kilka przyzwoitych zdjęć, przynajmniej jak dla mnie, na tamten moment. Kiedy teraz na nie patrzę, to zdecydowanie nie jest to coś, czym chciałbym się chwalić.
Jak odnalazłeś swój obecny styl?
Nie było to łatwe. Na początku próbowałem odtwarzać styl znanych artystów, bo nie miałem pojęcia o niczym związanym ze ślubami. Po pewnym czasie zdałem sobie sprawę, że to wcale nie dawało mi radości ani też nie odzwierciedlało tego, co czułem wewnątrz. Dokonałem zmian i tak znalazłem styl, który sprawia mi radość.
Jesteś samoukiem?
W kwestii użycia aparatu – tak. Natomiast kiedy zaczynałem, uczęszczałem na kilka warsztatów.
Twój sekret na dobre zdjęcie?
Trudno powiedzieć. Ludzie zawsze wymieniają: kadrowanie, kompozycję, światło, itd. Jestem pewien, że to są istotne rzeczy, ale emocje przebijają wszystko. Jeśli na zdjęciu są emocje, to jest to dla mnie zdjęcie perfekcyjne.
A jaka jest najtrudniejsza część Twojej pracy?
Edytowanie zdjęć i podróżowanie, czyli loty i czekanie – to elementy, które niespecjalnie lubię. Za to bycie w innym miejscu jest super!
Pary na Twoich zdjęciach czują się przed obiektywem bardzo komfortowo, szczególnie w kwestii okazywania uczuć. Jak to robisz? To dla ciebie obcy ludzie czy wcześniej poznajecie się lepiej? W trakcie ceremonii czy sesji starasz się wchodzić w interakcje, rozmawiać? Czy wręcz przeciwnie – wtopić się w otoczenie, stać się niewidzialnym?
Zwykle spotykam się z moimi parami przynajmniej dwa razy przed zdjęciami. To sprawia, że praca dla nich i dla mnie jest prostsza. Nie postrzegam ich wtedy jako klientów; nazywam ich swoimi przyjaciółmi, a oni nie postrzegają mnie jako fotografa, bo jestem dla nich po prostu Lukasem. Podczas zdjęć używam pewnych technik, by uzyskać naturalne reakcje – takie które nie będą pozowane. Podczas ślubu wcale się nie wtrącam. Jedyny czas, kiedy pracuję z parą, to ten w trakcie sesji. Wtedy jestem niewidzialny – jeśli tak chcesz to nazywać.
Jaka sytuacja w trakcie sesji była najzabawniejsza, najbardziej zapadająca w pamięć?
Jestem pewien, że był to islandzki ślub z zeszłego roku. Robiliśmy zdjęcia w środku nocy, od dziesiątej wieczorem do piątej rano. Podczas islandzkiego lata nie jest tak ciemno, jak tutaj, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, więc zdecydowanie była to dla mnie wyjątkowa i magiczna sesja.
Fascynujące w Twojej pracy są miejsca, w których realizujesz sesje. Jak je znajdujesz?
Większość miejsc jest już prawdopodobnie dobrze znana innym artystom, ale ja zwykle tworzę coś nowego i innego za każdym razem, bez kopiowania. Czasami wcześniej robię research w danym miejscu albo po prostu zatrzymujemy się w świetnych lokalizacjach, które widzę podczas jazdy samochodem
Fotografowałeś kiedyś w Polsce?
Tak, wesele rok temu. Znowu będę w Polsce na warsztatach, 27 kwietnia w Warszawie. Poza tym urodziłem się w Polsce i ciągle mieszka tu część mojej rodziny.
Podróżujesz praktycznie po całym świecie. Zwykle sesje mają miejsce tam, gdzie żyją nowożeńcy? Czy podróżują oni razem z Tobą do tych niezwykłych miejsc?
Zazwyczaj podróżujemy do innego kraju na zdjęcia. Ostatnia sesja odbyła się w Islandii, a główni bohaterowie byli z… Kanady.
Najpiękniejsze miejsce, w którym byłeś to…?
Islandia! Fascynująca za każdym razem.
Podróżując po świecie, widziałeś też wiele różnic kulturowych i sposobów celebrowania zaślubin. Zauważyłeś znaczące różnice w okazywaniu uczuć?
Ludzi łączy miłość, ale ceremonie i kultura są bardzo różne. Lubię nietradycyjne śluby. Doświadczanie ich to coś niesamowitego!
Kogo wybrałbyś do zrobienia zdjęć na swoim własnym ślubie? Bo oczywiście sam nie możesz równocześnie być panem młodym i fotografem…
Znalazłem kobietę swoich snów i pobieramy się w czerwcu. Fotografem będzie nasz wspólny przyjaciel, hiszpański artysta Pablo Beglez.
Na blogu zwykle poza zdjęciami umieszczasz też muzykę…
Myślę, że obrazy i dźwięki to dwie sprawy, które mogą wywołać wiele emocji. Poprzez łączenie tych elementów chcę wprowadzić widza w określony nastrój.
Gdzie można znaleźć Twoje prace? Masz w planach wystawy?
Na pewno na blogu, stronie, w social media i na innych stronach, które na łamach których publikuje się moje zdjęcia. Nie doczekałem się jeszcze własnej wystawy. Chociaż… jedno z moich zdjęć było pokazywane dwa tygodnie temu w Las Vegas na konferencji WPPI (Wedding and Portref Photography – przyp. red.).
Plany na przyszłość?
Po prostu cieszyć się życiem z moją przyszłą żoną. I podróżować, żeby zobaczyć więcej miejsc.
Jaką wskazówkę dałbyś komuś, kto chciałby pójść w Twoje ślady?
Ludzie nie powinni podążać za trendami. Powinni próbować znaleźć swój wyjątkowy sposób, swoje miejsce i cieszyć się z tego, co powstanie. Bo gdy stworzysz coś unikalnego, niestereotypowego – ludzie sami cię znajdą.
Tekst: Sylwia Chrapek
Korekta: Martyna Góra