High Five! Sweater weather

Sweater Weather Tag – czyli wymysł świata vlogerów – trafił na łamy Reflektora (ach, ta komercjalizacja!). Zainspirowaliśmy się tym pomysłem, ale mocno go zmodyfikowaliśmy. Nie znajdziecie tutaj zwierzeń o naszych ulubionych lakierach do paznokci na okres jesienno-zimowy (choć Michał Twardowski mógłby pewnie sporo Wam o tym opowiedzieć). Skupiliśmy się na aspekcie niskiej temperatury i szarego nieba, zarówno w filmie, jak i w rzeczywistości. Przedstawiamy Wam zatem pięć filmów, których akcja (przynajmniej częściowo) dzieje się podczas tej pory roku, w której obecnie się znajdujemy. Są to filmy, które oglądamy w swetrach, kapciach i z kubkiem kakao w ręku.

high five_polecane


Patrycja Mucha czuje wewnętrzne ciepło, gdy ogląda pupę Bridget Jones:

Od czego by tu zacząć? Oczywiście od końca. Bo to właśnie w finale filmu pojawia się pupa Bridget Jones w fikuśnych figach, którą okrywa płaszczem całujący bohaterkę Mark Darcy (ach… <westchnienie marzyciela>), a wszystko wśród mieniących się w świetle latarni płatków śniegu (i ludzi patrzących na tyłek Bridget). Jest to zatem ten moment, który najlepiej oddaje atmosferę Sweater Weather (a przynajmniej ja tak sobie wyobrażam uobecnienie tego słownego combo): mamy śnieg, robi nam się ciepło na sercu i w innych częściach ciała (co jest wskazane przy minusowej temperaturze), jesteśmy pod kołdrą i oglądamy po raz setny ten sam film, bo na nic nowego nie mamy nastroju. Swetrowa pogoda jak z bicza strzelił!

„Dziennik Bridget Jones” jest w moim przypadku jedną z tych pozycji, bez obejrzenia których nie poczuję magii tego okresu, kiedy na świat patrzymy głównie przez okno i cieszymy się ze śniegu, o ile nie musimy wyjść na zewnątrz (nieważne, czy chodzi o wynurzenie się z kokonu kołdry czy wyjście z mieszkania). Kiedy oglądam nieporadną Bridget i jej problemy pierwszego świata, to mój prywatny mikrokosmos staje się jakiś taki bardziej przytulny.

Bo właśnie to lubimy w tym okresie roku: przytulanie, ciepło, dużo miłości, możliwość bycia przez trochę aspołecznym nerdem siedzącym bezkarnie w domu, bo na zewnątrz jest za zimno, by wyjść na spacer. Brigdet pokonuje własne słabości, a my wraz z nią – ale w zaciszu własnego pokoju.

dziennik bridget jones 2

Michał Twardowski topi swe smutki razem z „Jackiem Frostem”:

Za oknem zero stopni, gołe gałęzie drzew i mokry, brudny asfalt – polska zimo-jesień w pełni. Jak poprawić niekorzystny biomet duszy i podnieść ciśnienie w sercu do przynajmniej tysiąca hektopaskali? Przyjść z pomocą może „Jack Frost” z Michaelem Keatonem w roli głównej, film pełen humoru, czułości i – co najważniejsze – śniegu. To opowieść o wartości, jaką jest rodzina, wzajemnym wsparciu i poświęceniu dla najbliższych. „Jack Frost” rozgrzeje każde serce tak, że koc i herbata przestaną być potrzebne. Przydać się może za to stos chusteczek, by wycierać kapiące raz za razem łzy wzruszenia i oczyszczenia, gdy wszyscy odnajdą miłość i ukojenie. To porady dla tych bardziej sentymentalnych. Co do poszukiwaczy filmowej sensacji, grozy i makabry: „Jack Frost” jest również dla Was! Czy istnieje coś dziwniejszego, straszniejszego i mocniejszego, niż powracający zza grobu ojciec rodziny, który przybiera postać śnieżnego bałwana i uczy swego syna gry w hokeja i poradności życiowej jednocześnie? Cytując Macaulaya Culkina (alias Kevina samego w domu): „I don’t think so”. „Jack Frost” jest zatem filmem uniwersalnym, który zadowoli każdego widza w te zimne i smutne dni. Fanów komedii również zapraszam: miło popatrzeć, jak Michael Keaton robi z siebie bałwana (ba dum tss).

jack frost materiały prasowe

fot./ materiały prasowe

Gaba Bazan spędza zimę w wiosce Hogsmeade („Harry Potter i więzień Azkabanu”):

Już wkrótce zawita do nas kalendarzowa zima i choć nie tęsknię za widokiem śniegu za oknem, tak ten na ekranie mogłabym oglądać non stop. A może z perspektywy ciepłego mieszkania wszystko wydaje się lepsze?

Gdybym miała sposobność przeniesienia się do równoległej, filmowej i zimowej czasoprzestrzeni, zdecydowanie wybrałabym tę z „Harry’ego Pottera i więźnia Azkabanu”. Na samą myśl o spróbowaniu piwa kremowego w „Trzech Miotłach” na sercu robi się cieplej, a nie zapominajmy o całej reszcie. Otrzyjcie więc wąsy z kremowej piwnej piany!

Prawdą jest, że zima wykreowana przez twórców „Harry’ego…” urzekała mnie od zawsze. I’m guilty. W kwestii zimy i świąt należę do osób napawających się świątecznym, lukrowanym kiczem. A zatem: czarująca, śnieżna biel sypiąca się na zamek, wielkie sanie ciągnięte przez magiczne konie, przystrojone choinki i mała, klimatyczna wioska tuż obok – czy może być bardziej bajkowo i uroczo? Ubierzmy jeszcze to wszystko w ciepły sweter od mamy Rona i mamy idealną receptę na chłodne wieczory (w przerwach od oglądania „To właśnie miłość”, oczywiście).

harry potter i więzień azkabanu materiały prasowe

fot./ materiały prasowe

Wiktora Ficek jest zafascynowana zimową aurą „Fargo”:

Prawdziwy stan Minnesota to skorupa lodu, oszronione choinki oraz zamarznięte asfaltowe drogi, prowadzące w białą, bezkresną przestrzeń. Taką właśnie scenerię możemy podziwiać w klasyku braci Coen, „Fargo”. W tym filmie nie tylko natura pokryta jest lodem, zamrożone są również serca głównych bohaterów (może oprócz wyjątkowo opanowanej pani detektyw). Zima towarzyszy wszystkim złym występkom ludzi, którzy wydają się być poza skalą normalności. Brutalne morderstwa, zakopywanie „brudnego szmalu”, ucieczki – wszystko otoczone jest puchatym śnieżkiem! Kochamy Coenów za ich umiejętność stworzenia groteskowej scenerii i dziwacznych bohaterów, próbujących być częścią całkiem normalnego (aż do przesady!) świata. Śnieg idealnie kontrastuje z postaciami psychopatycznych, a zarazem śmiesznych morderców czy desperata, który zlecił porwanie własnej żony, by wyłudzić pieniądze od majętnego teścia. „Fargo” to dobra propozycja na grudniowy wieczór – czarnego humoru nigdy za wiele! Poza tym, już dawno nie widzieliśmy takiej ilości śniegu.

fargo materiały prasowe

fot./ materiały prasowe

Patrycja Gut pije zdrowie „8 kobiet”:

Za oknem zimowo-jesienna szaruga, która wręcz zmusza nas do zostania w domu pod grubym kocem z gorącym kubkiem herbaty (opcjonalnie grzańca). Jak nic trzeba coś obejrzeć! Moja propozycja będzie dość przewrotna, bo na grudniowy wieczór polecę „8 kobiet” François Ozona.

Jest to film, w którym dzieje się dosłownie wszystko: od kryminalnej zagadki przez musicalowe solówki, aż po cudowne uzdrowienia. Całość osadzono w iście baśniowej scenerii, gdzie poza miastem stoi ośnieżony domek, obok świerkowy las, uginający się pod ciężarem śniegu i śliczna sarenka podchodząca do okna, za którym rozegra się intryga.

Fabuła jest dziecinnie prosta: pod jednym dachem znalazło się osiem kobiet, gdy nagle ginie jedyny mężczyzna, który z nimi mieszka. Pytanie brzmi: kto zabił? Piękna żona? Schorowana teściowa? Rozwiązła siostra? Służące? Czy ukochane córki? Podejrzani są wszyscy i nikt. Absurd, wyolbrzymienie, teatralizacja, a wszystko to w groteskowej oprawie tworzy majstersztyk, który świetnie się ogląda. Ale czy wszystko jest takie, jakie się wydaje?

Ozon w „8 kobietach” dał nam możliwość obejrzenia plejady gwiazd francuskiego kina, dających popis swoich umiejętności. Danielle Darrieux, Fanny Ardant, Catherine Deneuve, Emmanulle Béart, Virginie Ledoyen stworzyły kreacje aktorskie, które zapadają w pamięć na długo.

8 kobiet materiały prasowe

fot./ materiały prasowe

 

korekta: Paulina Goncerz