Niech żyje niepokorność! – podsumowanie 16. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Tofifest
Warto było przyjechać do Torunia, żeby zobaczyć „Dziewczynę” Lukasa Dhonta. Nagrodzony Złotym Aniołem debiutant nakręcił film, który jak żaden inny zagarnął rzeczywiste wydarzenia i traumy. Dzięki takim obrazom, mówiącym mądrze do społeczeństwa, tegoroczny Międzynarodowy Festiwal Filmowy Tofifest pokazał, że w Toruniu nie zabrakło historii, w których wyrażały się nienachalnie wyłożone reżyserskie filozofie. Jest to przede wszystkim filozofia filmowego humanizmu.
Międzynarodowy konkurs filmów fabularnych „On Air” zaprezentował panoramę kina niezależnych artystów upominających się o prawo do głosu i miejsca na filmowym ringu. Kina otwartego na szeroko zakrojoną debatę, a zarazem czysto ludzkiego – bezpretensjonalnego, intymnego, nienachalnego.
Reprezentację jednostek oraz zjawisk, które niosły pewne antypolityczne znaczenia oraz przekazy najlepiej oddała zwycięska „Dziewczyna” Lukasa Dhonta. Historia nastolatki uwięzionej w ciele chłopca, rozgrywa się na przecięciu traumy dojrzewania, niepokojących przeszkód w realizacji marzeń i niezastępowalnych więzów rodzinnych. W tych skromnych terminach, reżyser dostarcza intuicyjnego spojrzenia na młodych ludzi, którzy wyzbywają się ortodoksyjnego związku z płcią, a przy tym opresyjnych i sztywnych genderowych podziałów, próbując znaleźć odwagę, by – po prostu – być sobą. Belgijski reżyser, dotarł tam, gdzie w konkursie głównym nie dotarł nikt inny – rozpoczął gorącą debatę na temat tego, jak to jest urodzić się w ciele, z którym nie czujemy się w pełni związani.
Imponującą wspólność z filmem Dhonta wykazuje „Firecrackers” Jasminy Mozaffarii. Tutaj tożsamość jest równie płynna, a otoczenie usuwa bohaterkom grunt spod nóg. To historia młodej dziewczyny o imieniu Lou i jej młodej przyjaciółki, które próbują wyrwać się z patologicznego środowiska i ruszyć w podróż do dużego miasta. „Firecrackers” jest widocznie zadłużone w „American Honey” Andrei Arnold, gdzie emocjonalny pejzaż amerykańskiej prowincji, ustępował miejsca unikającej uproszczeń opowieści o wchodzeniu w dorosłość i kurczowego trzymania się swoich marzeń. Wrażliwość Mozaffari jest wynikiem pochwały wolności, która zostaje zakwestionowana przez niepewność i kryzys otaczającego świata. Każdy człowiek na ziemi ma prawo głośno wyrażać to, kim chce być i jak zamierza wyznaczać osobiste granice. „Firecrackers” wyjechało z Torunia bez żadnej nagrody, co nie zmienia faktu, że Mozaffarii uruchomiła wrażliwość widzów, przedstawiając ich dawne lęki w całej złożoności.
Spójna idea Festiwalu, gloryfikująca twórców, którzy konstruują swój autorski wywód w sposób bezkompromisowy i niezależny znajduje swoje odbicie także w docenieniu artystów za ich całokształt twórczości. A Toruńscy organizatorzy jak zwykle okazali się bardzo gościnni i przyznali gros nagród specjalnych. W tym roku Złote Anioły za niepokorność twórczą powędrowały do Mariana Dziędziela, Arkadiusza Jakubika, Wojciecha Waglewskiego oraz Jafara Panahiego. Szczególnego znaczenia nabiera wyróżnienie irańskiego reżysera, który z powodu politycznych represji nie mógł pojawić się w Toruniu.
W jego imieniu Złotego Anioła odebrała jego córka, Solmaz Panahi. Niepokornego twórcę, przeciwstawiającego się ograniczającej wolność twórczą cenzurze, skazano w 2010 roku na 20 lat aresztu domowego. Mimo to, od tamtego czasu Panahi nakręcił cztery filmy – wszystkie podyktowane odruchem wolnościowym, osnute refleksją nad współczesną rolą artysty, a także obywatela w zmieniających się realiach społeczno-politycznych Iranu.
Ostatniego dnia Festiwalu Złotego Anioła za całokształt twórczości odebrała, wybitna polska aktorka filmowa i teatralna, Maja Komorowska. Podczas spotkania z publicznością opowiedziała o swojej współpracy z Jerzym Grotowskim, a także o wyjątkowej relacji łączącej ją z Krzysztofem Zanussim.
Dzień wcześniej z gośćmi tegorocznego Tofifest spotkała się natomiast laureatka Nagrody Flisaka dla twórców z województwa kujawsko-pomorskiego – Grażyna Szapołowska. Artystka, urodzona w Bydgoszczy i przez długi czas wychowująca się w Toruniu, opowiedziała o początkach swojej wielkiej kariery, która rozpoczęła się wraz z… ucieczką z domu. W wieku 18 lat wyjechała do Jeleniej Góry, aby rozpocząć swoją teatralną karierę pod okiem, wybitnego polskiego reżysera teatralnego, Henryka Tomaszewskiego. Dużą część spotkania zajęło także wspomnienie przyjaźni jaka łączyła ją z Jadwigą Jankowską-Cieślak. Widzów rozbawiły m.in. anegdoty o castingu do filmu „Inne spojrzenie”, a także o współpracy z węgierką ekipą.
Filmową podróż, jaką zafundowali nam organizatorzy, zakończył koncert „Energia Polskiej Muzyki Filmowej”. Ciarki na plecach, wielokrotnie towarzyszące gościom Festiwalu podczas tegorocznej edycji, tym razem nie zostały wywołane poruszającymi obrazami, lecz przenikliwymi dźwiękami. Na scenie usłyszeliśmy m.in. takie hity jak: „Chłopcy” Myslovitz, „Nights In White Satine” The Moody Blues, czy soundtrack autorstwa Zbigniewa Preisnera w nietuzinkowej interpretacji Ten Typ Mesa. Widzów pożegnało poruszające wykonanie a cappella utworu „Odchodząc” Republiki w wykonaniu Justyny Święs. My nie mamy jednak wątpliwości, że każdy kto przeżył ten wyjątkowy tydzień w mieście piernika nie odejdzie stąd na zawsze – wręcz przeciwnie – wpisze Tofifest jako obowiązkowy punkt w kalendarzu przyszłorocznych festiwali.
Mateusz Demski
rocznik ’93. Dawno temu studiował dziennikarstwo na Uniwersytecie Śląskim. Nie tak dawno ukończył warsztaty dziennikarstwa filmowego „Krytycy z pierwszego piętra”. Jego wywody znalazły swoje miejsce w Czasie kultury, Popmodernie, artPapierze i Reflektorze. O kinie pisze zatem gdzie popadnie, wychodząc z założenia, że wirtuozeria Kubricka, matkobójcze skłonności Dolana, dokumenty Kieślowskiego i soundtracki z filmów Wesa Andersona są najlepszym, co mu się przydarzyło. W wolnych chwilach poszerza kolekcję gadżetów z „Gwiezdnych Wojen”.
Dawid Dróżdż
Student łódzkiego filmoznawstwa. Wielbiciel Jarmuscha (choć nie przepada za kawą i papierosami), Kieślowskiego (mimo że jego osobisty dekalog nie pokrywa się z 10 przykazaniami), Formana (mimo że od Mozarta woli Chopina) oraz Malle (wierząc w to, że życiowa winda nie wywiezie go na szafot). 8 lat temu oglądając Trainspotting stwierdził, że kino stanie się jego największą pasją.