Analogowe dzieciństwo. Codzienność/niecodzienność śląskich dzieci.
Tegoroczna edycja konkursu Obiektywnie śląskie odbyła się pod hasłem „Śląsk codzienny/niecodzienny”. Wśród konkursowych fotoreportaży pojawiło się wiele prac podejmujących temat dzieciństwa na Śląsku. Szczególnie często powtarzał się wątek spędzania czasu wolnego przez najmłodszych bez „towarzystwa” elektronicznych rozrywek. Adrianna Ryłko postanowiła wytropić historie, które kryją się za fotografiami i dowiedzieć się, czy „analogowe” dzieciństwo jest dziś możliwe. Czym można zapełnić czas niezagospodarowany przez smartfony i laptopy? Jaką wartość stanowi on dla dzieci? Na te pytania odpowiedział Marek Kuder, autor fotoreportażu „Niecodzienne życie dzieci Śląska” oraz Justyna Janus, autorka fotoreportażu „Jaś i Małgosia”, który w konkursie zajął III miejsce.
1. Fotoreportaż „Niecodzienne życie dzieci Śląska”, autor: Marek Kuder
Dzisiejsze dzieciństwo w miastach Śląska to laptopy, smartfony, szkoła, zajęcia pozalekcyjne, a czasu na nieskrępowaną zabawę coraz mniej. Ale gdy miastowe dzieciaki trafiają w beskidzkie góry, gdzie nie ma mowy o zasięgu wi-fi, zmieniają swoje oblicze. Wystarczy kij, kałuża, leśne owoce i obecność „staroświeckich” dziadków. I wtedy ich miastowa codzienność zamienia się w niecodzienną górską przygodę – pisze Marek Kuder w opisie pracy konkursowej.
Marek Kuder: Fotoreportaż powstał w 2015 roku w beskidzkim Zwardoniu. Bohaterem jest mój wówczas sześcioletni syn i jego przyjaciel. Zdjęcia powstały spontanicznie. Nie jechałem tam z myślą o tym, żeby fotografować, choć jestem człowiekiem, który często patrzy kadrami, bo jestem fotografem-amatorem. Próbuję łapać otaczającą mnie rzeczywistość w kadry.
Zwardoń to miejsce, w którym moja rodzina od wielu lat opiekuje się starą górską chatą, położoną na Małym Rachowcu. To tam wielokrotnie spędzałem dzieciństwo ze swoim rodzeństwem. Nie ma tam bieżącej wody ani łazienki. Żeby przyrządzić jedzenie i zrobić zakupy, trzeba iść daleko do sklepu; żeby mieć wodę, trzeba iść do źródełka lub zaczerpnąć ją ze studni; żeby przyrządzić posiłek, trzeba napalić w starym, kaflowym piecu.
Ponieważ jestem rodzicem wychowującym dziewięciolatka, który funkcjonuje w rzeczywistości coraz bardziej wirtualnej, smartfonowo-laptopowej, staram się z żoną pokazywać synowi inny świat. Taki, w którym musi kreować własną rzeczywistość, w którym musi sobie radzić – tak jak w tej chacie, gdzie trzeba samemu przynieść i zagotować wodę czy umyć się w zwykłej misce. Górska chata jest idealnym przykładem, że można funkcjonować poza światem wirtualnym, w którym niestety dziś dzieci się wychowują. Tutaj mogą rozwijać własną osobowość. Tutaj mogą zobaczyć, że smartfon nie jest wcale potrzebny!
Kwintesencja tego, co chciałem przekazać, jest zawarta w opisie reportażu na stronie konkursu Obiektywnie śląskie. Uważam, że dzisiaj nie tylko można, ale i trzeba dzieciom pokazywać świat, który jest oderwany od wirtualnej rzeczywistości. Ważne jednak, by zachować proporcje między elektroniką i życiem realnym, bo nasze dzieci, funkcjonując w świecie urządzeń elektronicznych, muszą się nimi posługiwać. Pytanie brzmi: jak zachować równowagę?
Syn zapytał mnie po powrocie, kiedy będzie tam mógł znów pojechać. Ale nie mając tyle czasu, żeby wyjeżdżać częściej, pokazujemy mu z żoną też inne sposoby spędzania wolnego czasu – wiele kilometrów przemierzamy na rowerach, pływamy na windsurfingu, jeździmy na nartach, gramy w różne gry, syn chodzi też na akrobatykę i trenuje pływanie. Bierzemy również udział w charytatywnych biegach, by wspomagać leczenie chorych dzieci. Staramy się jak najczęściej spędzać czas w oderwaniu od „elektronicznej” rzeczywistości. Pobyt w chacie w Zwardoniu to tylko jedna z okazji do wprowadzenia takiej równowagi.
Cieszy mnie, że jeśli pokaże się im inny świat – ten niezwiązany z urządzeniami elektronicznymi – to one świetnie się w nim odnajdują. Nagle okazuje się, że mają w sobie wielkie pokłady kreatywności, zdolność tworzenia, budowania kontaktów, zawiązywania relacji z tą rzeczywistością zupełnie oderwaną od dzisiejszego życia. Dzisiaj dzieci mają zapełniony czas i wszystko podsuwane jest im pod nos, a w takim miejscu jak stara chata w Zwardoniu trzeba zrobić wiele rzeczy samemu, żeby w ogóle funkcjonować. I o dziwo, ten realny świat jest bardzo dla nich ciekawy i świetnie się w nim odnajdują! Wystarczy im tylko pokazać, że można żyć inaczej.
Bardzo ważnym elementem tego realnego świata są również dziadkowie – jak napisałem w opisie cyklu – trochę staroświeccy, którzy zupełnie inaczej patrzą na otaczającą nas rzeczywistość i którzy potrafią dzieciakom pokazywać ten świat z zupełnie innej strony: umyć ich w misce wody zagrzanej na piecu czy chodzić z nimi po lesie i zbierać owoce.To buduje i zacieśnia relacje międzypokoleniowe, a przy okazji kształtuje osobowość tych młodych ludzi.
Zachowanie równowagi między nowoczesnym światem pełnym urządzeń elektronicznych a tym, w którym sami się wychowaliśmy, jest dziś dla rodziców największym wyzwaniem. Znalezienie złotego środka jest trudne, ale nie niemożliwie. Trzeba zrobić wszystko, by nasze dzieci nie były uboższe o ten piękny świat, który jeszcze nie tak dawno był naszą niecodzienną codziennością.
Link do fotoreportażu: Klik!
2. Fotoreportaż „Jaś i Małgosia”, autor: Justyna Janus
Jaś i Amelka (na drugie imię Małgorzata) to rodzeństwo, które na co dzień nie używa powszechnie stosowanej elektroniki dziecięcej. Ich życie jest „nudne”, pełne książek, szalonych pomysłów i marzeń – pisze Justyna Janus w opisie pracy konkursowej.
Justyna Janus: Parę razy usłyszałam, „Mamo, nudzi mi się!”. Moja reakcja jest zawsze taka sama: „Inteligentne dzieci się nie nudzą!”.
„Nuda” bez elektroniki była kiedyś czymś naturalnym. Sami wymyślaliśmy zabawy i tworzyliśmy zabawki. Robiliśmy pieniądze z papieru, chodziliśmy po drzewach, graliśmy w gumę i piłkę. Dzieci aktywnie spędzały czas. Były w ciągłym ruchu, wesołe, brudne i przede wszystkim zdrowe, bez alergii na orzeszki ziemne.
„Nuda” oznacza czas. Dzieci zyskują czas, w którym nie są bombardowane informacjami z zewnątrz, ze świata wirtualnego. Mogą go wykorzystać w nieograniczony sposób. Muszą sobie zorganizować zajęcie. Ostatnio Janek nauczył się robić pankejki, przez parę dni kuchnia była cała w cieście, ale obiadu nie musiałam gotować. Jeden naleśnik miał kształt buźki. Amelka uszyła mi spodenki, tzn. obcięła nogawki w spodniach taty, pomalowała je farbami i ozdobiła kolorowymi tasiemkami – mam strój na karnawał. Cieszą matkę takie dzieci.
Gdy fotografuję moje dzieci, zazwyczaj kieruje mną impuls. Gdy robią coś szalonego, coś czym mnie naprawdę zaskakują. Pamiętam, że gdy byli mali, zaskakiwali słowem, teraz żałuję, że tego nie spisywałam. Zmądrzałam i teraz fotografuję ich pomysły. Przykładem niech będzie jedna z nagrodzonych fotografii: pojechaliśmy z babcią kupić choinkę na święta. Ponieważ fotografuję moją najbliższą okolicę, zabrałam aparat ze sobą. Oczywiście dzieciaki wymyśliły, że choinka nie może pojechać w bagażniku. Jaś wsadził ją na fotel pasażera i przypiął pasami, aby była bezpieczna. Przecież mogłam pojechać sama, żeby dzieci mi nie przeszkadzały – mogły zostać w domu i oglądać bajki. Uważam, że dzięki temu, iż obserwują świat wokół siebie, ich życie jest bogatsze. Są bardziej otwarci na rzeczywistość, myślą kreatywniem, mają fantastyczne i wesołe pomysły. Czasem ta ich kreatywność mnie wykańcza, zwłaszcza, gdy jest to brokat w całym domu.
Różnica, którą widzę między nimi a ich rówieśnikami, to ciekawość świata. Obserwują pogodę, przyrodę, często zadają trudne pytania, a jeszcze częściej znajdują rozwiązania. Nie poddają się, szukają, aż znajdą odpowiedź. Cieszą ich drobnostki i bawią skomplikowane żarty. Każde dziecko jest wyjątkowe. Widzę jak różni są Jaś i Amelka, wychowani tak samo, a jednak całkiem inni. Nie mogę powiedzieć, że życie moich dzieci jest zupełnie pozbawione elektroniki, raczej jest to świadome jej stosowanie. To brak swobodnego dostępu do telewizji, smartfona, tabletu i komputera. Dzieci codziennie odrabiają lekcje, stosując aplikacje multimedialne zapewniane przez szkołę. Poza tym na lekcjach informatyki uczą się grafiki komputerowej, którą później szlifują w domu. Kolejne zadania to pokazy slajdów, prezentacje czy animacje. W dzisiejszych czasach wielką krzywdą byłoby całkowite odebranie dzieciom źródła wiedzy, jakim jest internet.
Według mnie całkowicie „analogowe” dzieciństwo jest możliwe, ale uważam, że potrzeba jest równowaga w życiu. Janek, gdy ćwiczy codziennie na gitarze, używa programów komputerowych, ogląda teledyski i tutoriale na YouTube. Ostatnio sami zrobili koleżance piniatę na urodziny, oczywiście oglądając filmik z instrukcją. Internet to pomocne narzędzie, z którego należy umiejętnie korzystać.
Gdy dzieci były młodsze, oglądały bajki bardzo rzadko – zwykle były to 2-3 godziny w miesiącu. Staraliśmy się, aby bajki były z morałem, dostosowane do ich wieku. Z czasem wykorzystywaliśmy bajki jako narzędzie edukacyjne mające na celu pokazanie świata oraz naukę języków obcych. Na co dzień używamy Internetu oraz VOD, natomiast telewizji nie oglądamy wcale. Zazwyczaj w weekendy organizujemy tzw. „wieczory filmowe”, oglądamy wówczas bajki, bądź filmy całą rodziną. Dzięki takiemu spędzaniu czasu razem, mamy wiele wspólnych tematów, śmiejemy się ze swoich żartów. Staramy się poznać świat naszych dzieci.
Zainteresowania dzieci zmieniają się z biegiem czasu. Czas, który inne dzieci spędzają, używając elektroniki, naszym dzieciom trzeba było jakoś zapełnić. Janek lubił klocki, grę w ping-ponga. Teraz fascynuje się downhillem i czyta książki. Amelka zatapia się w tworzeniu prac plastycznych i podobnie jak brat, pokochała książki. Często gramy z dziećmi w wymagające gry planszowe. Ponieważ mieszkamy na wsi, dużo czasu spędzamy na dworze. Staramy się wyjeżdżać na tygodniowy odpoczynek 2–3 razy w roku.
Osobiście uwielbiam z nimi oglądać wystawy i zwiedzać muzea, a ich komentarze są bezcenne. Po szkole mają wiele zajęć dodatkowych. Amelka chodzi na naukę gry na pianinie i już szósty rok uczęszcza na zajęcia taneczno-wokalne. Tańczy w zespole ludowym Konopielki, który niejednokrotnie występował na scenie oraz brał udział w przeglądach folklorystycznych. Jasiek od trzech lat gra na gitarze. Chodzi regularnie na lekcje, zaczynał od gitary klasycznej, po roku przeszedł na elektryka. Ma za sobą występ w częstochowskim Gaude Mater. Przez rok był też harcerzem. Razem z siostrą chodzą na zajęcia plastyczne. Pracownia, w której mają warsztaty, organizuje wystawy prac malarskich, a te można obejrzeć w Miejskiej Galerii Sztuki w Częstochowie. Braliśmy również udział w rodzinnym konkursie fotograficznym, nasze prace można było obejrzeć na wystawie. Oboje uwielbiają sport i wszelką aktywność ruchową. Chodzą na ściankę wspinaczkową, basen, ostatnio spróbowali capoeiry, więc teraz w domu stoją mi na głowie. Lista rzeczy jest bardzo długa. Wymieniłam te, które lubią najbardziej. Dzieci są także zanurzone w kulturze śląskiej. Chodzimy na różne imprezy kulturalne, koncerty i festiwale.
W wakacje staram się organizować im coś nowego. Jeździli konno, pływali na żaglówkach, uczęszczali na zajęcia z robotyki, natomiast zimą jeździli na nartach i łyżwach. Czasem myślę, że spróbowali więcej niż ja przez całe swoje życie. Śmiać mi się chce, gdy inni rodzice mówią, że ich dzieci tylko by w domu siedziały. Że czegoś nie lubią. Moja recepta jest prosta: schowajcie smartfona i pilota! Odkryjecie wówczas, że wasze pociechy mają dużo pomysłów, chęć do zabawy i są bardzo aktywne. My, rodzice, też musimy mieć swoje pasje, aby być szczęśliwymi. Życie „bez dzieci” jest o wiele prostsze. Nieraz jak mi moje łobuzy dokuczą, też mam ochotę to wszystko rzucić i dać im pilota. Odpocząć. Ale to byłoby za proste.
Oczywiście, że dzieci często protestują, że nie mają dostępu do elektroniki tak jak rówieśnicy. Był czas, kiedy w klasie Janka już wszyscy mieli smartfony. Dla niego był to trudny okres adaptacyjny. Tłumaczyliśmy mu, że warto interesować się także innymi aspektami otaczającego nas świata. Zasady szkolne pozwalają na korzystanie ze smartfonów, co utrudnia tłumaczenie dzieciom naszych wyborów. Gdy przychodzą do nas koledzy naszych dzieci, często zabawa ogranicza się do smartfona. Moje dzieci również uwielbiają to medium i ciężko ich oderwać od wciągającej rozrywki. Nawet nam dorosłym bardzo trudno ograniczać czas spędzany w sieci.
Często zastanawiam się, czy nie robię im krzywdy, odbierając im tę przyjemność życia ze smartfonem 24 godziny na dobę. Dojrzewam razem z nimi w tym postanowieniu. To nie jest tylko nasz wymysł, wiemy doskonale z badań, że nadużywanie korzystania z telefonów przez dzieci prowadzi do wielu zaburzeń, depresji, a nawet samobójstw. Życie w cyberprzestrzeni jest wielkim zagrożeniem, dzieci nie rozumieją, że mogą kogoś skrzywdzić robiąc mu „śmieszne zdjęcie”. Popularny też staje się model trzydziestolatków mieszkających z rodzicami, których jedynym zajęciem są gry komputerowe. Przeraża mnie taki schemat. Ludzie nie potrafią radzić sobie z problemami, zamykają się w sobie albo wybuchają agresją. Statystyki mówią o coraz większej ilości rozwodów, partnerzy wolą wygooglać „lepszy model”, niż zmierzyć się z rzeczywistością. Świat w telewizji i internecie jest piękny: matki z czerwonymi paznokciami, w nieskazitelnych kreacjach, w super czystych domach, a mężczyźni wysportowani w szybkich autach, no i oczywiście te wszystkie małe grzeczne, słodkie buźki ich dzieci. Niestety rzeczywistość jest brutalna. Ból, smutek, porażka – tego też muszą doświadczyć nasze dzieci, aby w przyszłości mogły poradzić sobie z dużo większymi wyzwaniami i problemami.
Zewsząd słyszę, że dzieci mają masę lekcji, że rodzice siedzą zamienieni w nauczycieli i pomagają odrabiać im lekcje. Czytaj: odrabiają lekcje za dzieci. Dziwię się, bo nigdy dzieciom nie pomagałam. Jeśli miały z czymś problem, to nakierowywałam ich na rozwiązanie. Nie pamiętam sytuacji, aby sobie z czymś same nie poradziły. Jak te dzieci, którym rodzice wiecznie pomagają w życiu, poradzą sobie później? Będą miały bardzo ciężko, skoro teraz mają problem z przeczytaniem lektury czy zrobieniem sobie herbaty. Dajemy maleńkim dzieciom telefon zamiast pobawić się z nimi, włączamy bajki zamiast czytać książki. Od małego nie uczymy ich samodzielności, później w szkole też wyręczamy. Ta nadopiekuńczość to patologia XXI w., która tak naprawdę krzywdzi nasze dzieci. Kiedy przestaniemy? Jak wyjdą z domu, dalej będziemy im prać i gotować?
Bill Gates i Steve Jobs zakazali elektroniki w swoich domach. Doskonale wiedzieli, jakie zagrożenia to niesie, jaki to silny narkotyk. Powinniśmy iść za ich przykładem. Najwyższa pora, aby świat się ocknął. Dwóch amerykańskich nauczycieli z trzydziestoletnim stażem napisało książkę o tym, iż codzienne korzystanie z elektroniki powoduje, że nasze dzieci stają się głupie. Niestety, takie są fakty.
Link do fotoreportażu: Klik!
Korekta: Angelika Ogrocka, Marta Połap