Wywiad z Hugh Welchmanem – reżyserem „Twojego Vincenta”

Hugh Welchman zagościł w tym roku na Bytom Film Festiwal. Brytyjski reżyser odwiedził Bytom przy okazji projekcji filmu Twój Vincent, wyświetlanego w drugim dniu imprezy. Poza oficjalnym spotkaniem po seansie udzielił on wywiadu dla Reflektora, w którym zdradza kulisy swoich planów na przyszłość, opowiada o pracy nad dotychczasowymi produkcjami oraz o wrażeniach z pobytu w Polsce.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Anna Helena Godoń: Twoja żona urodziła się w Bytomiu, masz jakieś wspomnienia związane z tym miastem?

Hugh Welchman: Dorota [Kobiela – przyp. aut.] wychowywała się z dziadkami, którzy przenieśli się tutaj zaraz po II wojnie światowej. Jej dziadek pochodził z Lwowa. Dziadek Doroty pracował w Centrum Adopcji, a to ułatwiło mu adoptowanie mojej przyszłej żony. Dorota mieszkała w tym mieście aż do czasów licealnych, później przeprowadziła się do Warszawy. Moja żona często wraca w rodzinne strony, szczególnie w czasie ostatnich 10 lat, w których jej dziadkowie bardzo chorowali. Miesiąc temu przyjechaliśmy wspólnie, żeby przenieść jej dziadka z Bytomia aż do Gdyni, ponieważ ze względu na jego wiek nie może on już mieszkać sam. Nadal mamy w Bytomiu mieszkanie i chcemy utrzymywać więzi z tym miastem.

A Jak Tobie podoba się Bytom, ale też Polska?

Przez ostatnie lata pracowałem nad „Vincetem, więc nie miałem okazji do odwiedzenia wielu miejsc w Polsce. Większość mojego czasu spędzałem w Trójmieście i w Bytomiu. Muszę przyznać, że lubię wracać do Bytomia – to miasto różni się bardzo od Trójmiasta i tamtego klimatu. Pomimo jego problemów, szczególnie finansowych, ludzie w Bytomiu są bardzo otwarci i przyjaźni, co bardzo mi się podoba. Poza tym Bytom jest zawsze bardziej słoneczny i cieplejszy niż Gdynia [śmiech]. Jeśli chodzi o Polskę, to jestem wdzięczny, że dzięki niej mogłem pracować nad Vincentem, który był naprawdę szczególnym projektem w moim życiu i chyba najważniejszym, biorąc pod czas jego tworzenia!

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

A co z „Piotrusiem i Wilkiem”? Otrzymałeś za ten film Nagrodę Akademii Filmowej w 2008 roku. Mógłbyś porównać te dwa projekty? Jak wyglądała praca nad filmem, który został nagrodzony Oscarem?

Jednym zdaniem – praca nad „Vincentem” była magicznym snem, a praca nad „Piotrusiem i Wilkiem” była koszmarem [śmiech]. Kiedy pracowałem nad „Piotrusiem i Wilkiem” Polska był zupełnie innym miejscem; pracowałem z inną generacją ludzi, wszystko było trudniejsze. Ośmielę się przyznać, że było to przeżycie traumatyczne. Z kolei przy pracy nad „Vincentem” miewaliśmy problemy finansowe, ale ekipa była fantastyczna. Wszyscy byliśmy dla siebie dużym wsparciem. Ten projekt to było najlepsze przeżycie, którego doznałem.

A czy zdobycie Oscara zmieniło coś w Twoim życiu?

Oczywiście! Bez Oscara nie odwiedziłbym Polski, nie poznałbym Doroty, nie zakochałbym się, nie ożeniłbym się. Nawet nie zrobiłbym „Vincenta”! Wszystko zmieniło się po Oscarze. Jestem osobą dosyć ambitną, a po zdobyciu tej nagrody uspokoiłem się trochę. Moje ambicje dały sobie chwilę wytchnienia. Spojrzałem na życie z innej perspektywy, pozwoliłem sobie skupić się bardziej na robieniu filmów, niż na życiu w ciągłym stresie. Ale co jest ważniejsze niż filmy to fakt, że poznałem moją żonę.

Jakie masz plany na przyszłość?

Nigdy nie wiedzieliśmy, czy będziemy w stanie zrobić nową malowaną animację – „Vincent” był pierwszą taką na świecie. Czekaliśmy na jego sukces, chcieliśmy zobaczyć, co dalej. To, co się wydarzyło po premierze przerosło nasze oczekiwania. I wtedy poczuliśmy, że chcemy robić więcej filmów, które będą malowane! Aktualnie pracujemy nad trzema projektami. Do jednego z nich wykorzystujemy obrazy malowane przez Goyę. Naszym planem jest stworzenie horroru opartego na jego przedstawieniach w czasie, gdy stracił słuch, kiedy malował mroczne obrazy – pełne wojen i agresji. Kolejnym projektem jest praca z dziełami malowanymi w jaskiniach w czasach prehistorycznych. Aktualnie jestem na etapie badań tej epoki w historii sztuki, ale już jestem bardzo podekscytowany! Ostatnim planem jest zrobienie filmu na podstawie historii „Chłopi”. Ciekawi mnie, jak nam to wyjdzie, ponieważ „Chłopi” zawierają niewiarygodnie długie opisy Polski, jej krajobrazów i pięknaA później przyjeżdżasz do Polski i zadajesz sobie pytanie: „Gdzie to wszystko jest?!” [śmiech]. Jako zespół chcemy skupić się na opisach problemów związanych z seksualnością, które w „Chłopach” często nasączone są agresją. Punktem wyjścia jest oczywiście postać Jagny – pięknej i młodej kobiety, prowokatorki wielu problemów we wsi. Także mamy kilka planów na przyszłość!

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

A skąd wziął się pomysł na ekranizację „Chłopówwłaśnie?

Zaraz po zakończeniu prac nad „Vincentem” zdecydowałem się na miesięczną przerwę. Przez 10 miesięcy moje życie było ciągłą podróżą, setkami lotów, wywiadów, miejsc. Uciekłem więc na miesięczny odpoczynek bez komputera i telefonu. Totalny detoks. W tym samym czasie postanowiłem przeczytać książkę – klasyk, za którą zabierałem się zresztą od dawna. Przeczytałem więc „Chłopów” i oniemiałem. Moim zdaniem jest to jedna z najlepszych powieści europejskich! Porównałbym ją do innych klasyków realizmu w literaturze, jak „Pani Bovary” czy powieści Thomasa Hardy’ego. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się takich odczuć. Z uwagi na opisy relacji międzyludzkich w „Chłopach” zacząłem rozmawiać z ludźmi, wypytywać, co sądzą na temat tej lektury. Wiele z nich mówiło, że przeczytało ją w szkole, bo musiało i nie cierpią jej [śmiech]. Często słyszałem, że jej język jest bardzo trudny, że nic się w niej w sumie nie dzieje itd.… Doszedłem do wniosku, że może i tak jest, jeśli ma się 14/15 lat i czyta się ją z przymusu. Nikt nie lubi czytać takich długich opisów, ale znacznie lepiej ogląda się takie krajobrazy na obrazach – pomyślałem! Fakt, że pochodzę z Wielkiej Brytanii, gdzie zaraz po Harrym Potterze jednym z najpopularniejszych gatunków filmowych jest dramat historyczny, na pewno przyczynił się do pomysłu zekranizowania „Chłopów”. Kolejnym czynnikiem jest moja ciekawość, co ta powieść ma do powiedzenia o Polsce w aktualnych czasach. Ten kraj ciągle się zmienia, ale wszyscy jesteśmy pracującymi chłopami, to nas łączy, to nasze pochodzenie. Ta książka znaczy coś więcej, jest jedyna w swoim rodzaju, ponieważ opowiada o tym robotniczym środowisku jako jedna z niewielu. Literatura XIX-wieczna opowiada już raczej o klasie średniej, arystokracji i królach.

Być może, dzięki temu filmowi „Chłopi” otrzymają swoje drugie życie! Zastanawiam się jak planujesz przeprowadzić pracę malarską tym razem? Masz już jakichś malarzy, z którymi chciałbyś rozpocząć współpracę?

Młoda Polska to okres, z którego chciałbym zaczerpnąć inspirację. Aktualnie Piotr i Dorota szukają twórców. Będziemy bazować na obrazach pochodzących z początków XX wieku.

Skąd bierze się Twoje zainteresowanie malarstwem? Pasja narodziła się razem z „Vincetem” czy wcześniej?

Jestem otoczony sztuką i historią sztuki w moim życiu! Dorota wiele mnie nauczyła, ponieważ sama ma ogromną wiedzę. Ja sam zrobiłem rozległe badania przy pracy nad „Vincentem” i jakoś tak się potoczyło, że sztuka wizualna stała się ważną częścią mojego życia. Zdałem sobie sprawę, że sztuka jest tak naprawdę ważna dla bardzo wielu ludzi. Uważam, że jest w niej pewnego rodzaju elegancja., znacznie większa niż przy tworzeniu animacji komputerowej [śmiech]. Nie jest to dziwne, zważając na fakt, że animacja komputerowa istnieje od około 20 czy 30 lat, a malarstwo olejne od 500 lat! Mam więc ogromną nadzieję, że będziemy w stanie używać tego pięknego narzędzia w pracy nad filmami.

Hugh Welchman

Mam wrażenie, że nie tylko na Ciebie praca nad tym filmem tak zadziała, ponieważ zaczęłam zauważać, że wiele ludzi, w tym moi znajomi, po obejrzeniu „Vincenta” zaczęli interesować się sztuką i jej historią! Jaka jest recepcja obrazów z filmów na wystawach, które organizujecie na świecie?

Jak dotąd wystawy odbyły się w dwóch miejscach. Pierwszym była miejscowość Den Bosch w Holandii, w której mieszka 60 000 ludzi. Na naszą wystawę przyszło ich ponad 100 000! Patrząc na to wszystko, widząc gości z całej Holandii i innych krajów czuliśmy, że te wystawy odniosą sukces. Co do pozostałych miejsc na świecie, to chcieliśmy zacząć od Azji, później odwiedzić Amerykę Północną i Europę. Dorota natomiast bardzo chciała zorganizować wystawę najpierw w Bytomiu, zanim znikniemy z nią na kolejne 5 lat.

Od kiedy zacząłeś interesować się kinem i jego produkcją?

Wszystko zaczęło się od aktorstwa, później przyszła filozofia i ekonomia (ale tych dwóch nie cierpiałem…). W teatrze studenckim zainteresowałem się reżyserstwem i pisaniem. Wtedy też zrozumiałem, że teatr, który jest dosyć wyniosły i mały nie jest dla mnie. Film był znacznie bardziej ekscytujący! Na początku pracowałem z kilkoma kolektywami filmowymi, co okazało się katastrofą. Postanowiłem więc aplikować do Narodowej Akademii Filmu i Telewizji i tam zaczęła się moja prawdziwa przygoda z kinematografią.

Myślałeś kiedyś o tworzeniu filmów fabularnych?

Tak! Nawet moim filmem dyplomowym był film fabularny. Zanim zainteresowałem się animacją byłem dużo bardziej przekonany do filmów fabularnych. Później przyszła obsesja związana z projektem „Piotruś i Wilk”, która była tak trudna do zniesienia, że nie mogłem się doczekać powrotu do filmów fabularnych. A potem „Piotruś i Wilk” zdobył Oscara i już nigdy nie uwolniłem się od animacji [śmiech]. Lubię historie, które od początku wydają się być lepsze zanimowane. Tak było, i z „Piotrusiem i Wilkiem”, i z „Vincentem”. Teraz jest więc czas na animacje malowane. Nie chcę, żeby „Vincent” pozostał jedyny, więc póki co odkładam inne projekty i skupiam się na malarstwie w kinie.

Zauważasz jakieś wyraźne różnice pomiędzy robieniem filmów w Polsce i w Wielkiej Brytanii?

Wiele… Zrobienie „Vincenta” w Wielkiej Brytanii byłoby niemożliwe, choćby ze względu na świetnie wyszkolonych polskich artystów-malarzy, bez których ta produkcja nie odniosłaby takiego sukcesu. Poza tym Anglia jest krajem dosyć zamkniętym, konserwatywnym, jeśli chodzi o kinematografię. Zrobienie czegoś radykalnie nowego byłoby więc ogromnym problemem. W Polsce sytuacja jest inna, tutaj wszystko się zmienia, a więc i ludzie są gotowi na nowości i innowacje. Z kolei biznes filmowy w Wielkiej Brytanii jest największy na świecie, działa jak maszyna. Tam też kręciliśmy 30% więcej scen każdego dnia niż w Polsce. Natomiast w Polsce kręcenie okazywało się o wiele tańsze! Chciałbym, żeby w przyszłości więcej filmowców przyjeżdżało do Polski tworzyć nowe produkcje. Zdecydowanie więcej filmów, które są tworzone w Polsce powinno być eksportowanych poza granice tego kraju. To powinien być nasz główny cel!

Tłumaczenie: Martyna Małysiak

Korekta: Marta Rosół


35973168_1962337494076273_954840340219559936_n

Anna Helena Godoń
Licealistka kochająca elegancję i dobrą literaturę w stylu „Ojca chrzestnego” i „Pani Bovary”. W wieku 11 lat obejrzała po kryjomu „Gnijącą Pannę Młodą” i tak zaczęła się jej przygoda z kinem. Od lat pozostaje w polsko-francuskiej wojnie językowej, zaś w przyszłości planuje pisać również po francusku.