Lato, którego nie było… – recenzja filmu „Lato”
„Lato” jest musicalową opowieścią o kultowych postaciach rosyjskiej sceny muzycznej – Victorze Tsoy (Teo Yoo) i Mike’u Naumence (Roman Bilyk). Jak przystało na letnią historię, nie mogło w niej zabraknąć miłosnych uniesień, które zapewnić ma widzom postać Nataschy (Irina Starschenabaum). Reżyser, minuta po minucie, uwodzi widza niczym pierwsze takty utworów pojawiających się w filmie. Kogo nie kręci znany na pamięć „The Passenger” Iggy’ego Popa czy „The Perfect Day” Lou Reeda!
Muzyczne wstawki zostały idealnie wkomponowane w strukturę obrazu i w czasie filmowej historii wypatrujemy kolejnego muzycznego przerywnika, teledyskowego tripu. Warto jednak zajrzeć głębiej w historię rosyjskich muzyków i nie zatrzymywać się na fanowskiej przyjemności, którą daje możliwość pośpiewania sobie w kinowym fotelu. Mniej więcej w połowie filmu pojawia się też pytanie – czy ja aby na pewno oglądam film o muzykach zza wschodniej granicy?
Kiriłł Sieriebriennikow stworzył bardzo przekonujący obraz skąpanego w słońcu leningradzkiego lata. Jednak jego wizja – bez wątpienia bardzo przyjemna – odbiera autentyczność rosyjskim muzykom i czyni ich wiernymi naśladowcami twórców z drugiej części świata. Bohaterowie marzą o nowych jeansach, a po nocach tłumaczą teksty angielskich przebojów. Zastanawiająca jest też znikoma obecność rosyjskiej twórczości rockowej, która ginie w muzycznym potoku anglojęzycznych przebojów. W materiałach dotyczących produkcji filmu, szczególnie na rosyjskich kanałach YouTube, znajdziemy wypowiedzi żyjących członków zespołu Kino, otwarcie krytykujących historię, którą przedstawił w swoim filmie Sieriebriennikow. Zarzucają oni reżyserowi, że swoich bohaterów upodobnił do amerykańskich hipisów z lat 70. i że w filmie nie pojawia się refleksja nad realiami życia w ZSRR. Mike Naumenko wygląda jak alter ego Jima Morrisona, który zupełnym przypadkiem znalazł się gdzieś na muzycznej akademii w socjalistycznym domu kultury. Scena, w której młodzi muzycy zderzają się z cenzurą, jakkolwiek zabawnie i ciekawie zestawiona z obiadem na stołówce, jest tylko fasadowym przedstawieniem życia za żelazną kurtyną.
Scenariusz filmu był wielokrotnie zmieniany, a Kiriłł Sieriebriennikow nie mógł samodzielnie ukończyć filmu ze względu na nałożony areszt domowy. Nie wiadomo więc, jak wyglądałoby „Lato”, gdyby nie wszystkie przeszkody, które towarzyszyły jego realizacji. Film wydaje się celowo pozbawiony głębszej refleksji nad twórczością legendarnych muzyków grupy Kino i Zoopark. „Lato” staje się musicalową przygodą, która nie jest niczym więcej niż kalką amerykańskich produkcji spod znaku „Across the Universe” (2007), w których miłosne perypetie bohaterów przeplatają się z odkrywaniem własnej drogi w czasie politycznych konfliktów. I nawet jeśli jest to bardzo przyjemna podróż, to jednak po powrocie do domu nie sposób uciec od refleksji, że to, co zobaczyliśmy, ma tyle wspólnego z prawdą, co folder biura podróży z rzeczywistością, którą reklamuje. Dla pewnej przeciwwagi warto posłuchać utworów zespołu Kino, by odnaleźć w nich to, czego pozbawił ich reżyser „Lata” – twórczą autentyczność i muzyczną szczerość płynącą z tekstów ich piosenek.
Ocena:
Korekta: Agata Kędzia
Agnieszka Karpiel
Rocznik ’82. Urodzona w Płocku, swoje życiowe miejsce odnalazła na Śląsku, studentka kulturoznawstwa, fotograf, wieczna idealistka, bliskie jest jej antropologiczne spojrzenie na człowieka i filozofia.