Elegia o widmach i pragnieniach – recenzja „Małżeństwa”

Konstandinos Kawafis, poetycki patron sztuki artykułującej homoerotyczne pożądanie, w swoim wierszu „Zabandażowana ręka” pisał: „Mówił, że uderzył się o mur czy też upadł./Lecz chyba inna była tego przyczyna,/że miał rękę zranioną i zabandażowaną(…)”. Trwała obecność cierpienia w kulturowej narracji o miłości homoseksualnej, przeplatana gwałtowną afirmacją erotycznych pragnień, to konsekwencja konfrontacji ze społecznie tabuizowanym pożądaniem. „Małżeństwo” – kosowiańska produkcja, której reżyserką jest Blerta Zequiri – wpisuje się fabularnie i stylistycznie w taką poetykę. W filmowym świecie, melancholijnie portretowanym przez kamerę, każdy bohater nosi symboliczny bandaż, zakrywając w ten sposób swoją autentyczną tożsamość przed władzą społeczno-politycznego oka, skazującego nienormatywnych buntowników na krwawy niebyt na peryferiach uznania.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

„Małżeństwo” Zequiri to dojrzała kameralna opowieść, pozbawiona gatunkowej autoironii czy stylistycznego sztubactwa, utrzymana raczej w przygaszonej tonacji barw niż karnawałowej ferii kolorów i dźwięków, znanej z klasycznych filmów Emira Kusturicy. Już początkowa scena zwiastuje pewien magnetyczny ciężar, który towarzyszy widzowi aż do samego końca filmu. Szkoda, że reżyserka nie pokusiła się o próbę zmiany rytmu opowieści. Melancholijna atmosfera, wywoływana również przez sferę audialną, w pewnym momencie sztucznie zastyga  i zasadniczo wpływa na monotonne tempo prowadzenia fabularnej akcji. Rzutuje to na obecność niepotrzebnych zwolnień i długich ujęć, mających jedynie wzmacniać efekt filmowego realizmu (np. cała scena rodzinnej kolacji). W pierwszych scenach poznajemy Bekima (właściciela lokalnego baru) i Anitę, szczęśliwą parę narzeczonych, przygotowujących się do ślubu, dla którego tłem jest napięta sytuacja geopolityczna, niszcząca radość rodzin różnych narodowości. Wspólne życie przyszłego małżeństwa od początku wydaje się naznaczone stałą bliskością śmierci, która zmusza bohaterów do trudnych wyborów (wojsko, emigracja, czekanie na wieści o zaginionych na wojnie rodzicach Anity).

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Spokój narzeczonych zostaje zaburzony przez niespodziewany przyjazd Nola, artysty, który swój azyl znalazł we Francji. Przełomem okazuje się pijacka kłótnia, wywiązująca się pomiędzy Bekimem a Anitą, zmuszając parę do zrewidowania własnych narzeczeńskich postaw. Prawdziwym wyzwaniem jest jednak konfrontacja mężczyzny z Nolem, którego przybycie uruchamia szereg wspomnień wspólnej przeszłości. Reaktywuje się również homoerotyczne pożądanie, wcześniej zagłuszone przez Bekima, tłumiącego w sobie wrodzoną wrażliwość i subtelność. Próbuje on odegrać rolę stuprocentowego mężczyzny, z łatwością  zdobywającego kobiety.

Osobista tragedia, sprawnie zarysowana w scenariuszu przez Zequiri, staje się niemal symbolem doświadczenia całych pokoleń mieszkających na Bałkanach, których egzystencję wojna zredukowała do nomadycznego życia w namiotach, marzeń o bezpieczeństwie i spokoju, drogowego pyłu i kurzu, wzniecanego przez kolejne konwoje opancerzonych pojazdów. „Małżeństwo” sytuuje się po przeciwległej stronie szeregu filmów, powstałych na Bałkanach po zakończeniu konfliktu, takich jak „Przewodnik po Belgradzie z piosenką weselną i pogrzebową” Bojana Vuleticia, który miał artystycznie rozliczyć się z historyczną traumą. W jednej z początkowych scen filmu Zequiri Anita, prowadząc samochód i rozmawiając o wyborze mebli do nowego mieszkania, mówi: „Chciałabym patrzeć w przód”. Wydaje się, że te słowa są zwiastunem dramatu całej trójki bohaterów, próbujących rozliczyć się z przeszłością – również w tym najintymniejszym wymiarze, jak w przypadku Bekima i jego przyjaciela Nola. Pragnieniu emancypacji ciągle towarzyszą kości ofiar. Przeszłość rzuca mroczny cień na życie pokolenia Anity i Bekima. Niestety, Zequiri niezbyt głęboko przedstawiła sytuację historyczną, która dzięki rozwinięciu jej w scenariuszu, mogłaby jeszcze mocniej zagęścić akcję filmu i zaciskać pętlę na szyi bohaterów, uciekających przed społeczeństwem.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Zequiri świetnie zniuansowała psychologię męskich bohaterów, którzy nie są „papierowi” w swej statyczności – przechodzą oni głęboką ewolucję, są naznaczeni cierpieniem, niemożnością realizacji własnych pragnień, okazują się po Kawafisowsku „zabandażowani”. Alban Ukaj (filmowy Bekim) świetnie wcielił się w rolę szorstkiego mężczyzny, nieudolnie próbującego rozwiązać trudną sytuację, której nie sposób rozwiązać tak, by uniknąć ofiar (Nola lub Anity). Jego postać została oszczędnie odegrana, Ukaj  jest przekonujący w swojej mrukliwości, powściągliwości, w bezgłośnym miotaniu się między pragnieniem a realizacją normatywnych założeń (ślub z Anitą, planowany przez całą rodzinę). Z kolei Genc Salihu to aktorskie odkrycie – jego postać przechodzi ewolucję z emigranckiego bon vivanta w dojrzałego mężczyznę, który okazuje się samoświadomy własnych pragnień. Salihu świetnie gra spojrzeniem, szarżuje gestami, trawestując przy tym wizerunki filmowych dekadentów. Scena ślubu to wirtuozerski popis zarówno gry aktorskiej, jak i reżyserskiego warsztatu. Zequiri wykorzystuje dynamikę otwartej scenerii miejskiej, zestawiając ją w montażu z klaustrofobiczną przestrzenią małych pomieszczeń.  Dzięki temu uzyskała ciekawy kontrast między pragnieniem wolności pary męskich bohaterów a opresyjnością modelu normatywnej kultury. Finalna scena „Małżeństwa” to impresyjna koda, będąca subtelnym wyciszeniem, lecz wypełnionym przy tym całą gamą emocji (od bezsilności do tęsknoty). Miłość została zakleszczona w socmodernistycznej architekturze miasta.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Szkoda, że role drugoplanowe niczym się nie wyróżniają, będąc jedynie niewidzialnym tłem dla dramatu, zdominowanego przez parę głównych bohaterów. Nawet Anita, obdarzona sprawczością i indywidualnością, w końcu zostaje przechwycona przez normatywy model lokalnej kultury i zmuszona do pozornej zabawy na własnym weselu. Niestety reżyserka nie pokusiła się o ciekawsze poprowadzenie tej postaci (granej przez Adrianę Matoshi). Mogła ona okazać się ciekawym głosem w narracji o niemożliwości realizacji własnych pragnień. „Małżeństwo” można odczytać również jako opowieść o kobietach, które muszą konfrontować się z widmową szansą na emancypację w skrajnie maskulinistycznym świecie. Niestety, ten wątek nie został należycie wyeksponowany, a mógłby wzbogacić społeczną diagnozę stawianą przez Zequiri. Sama reżyserka podkreśla, że jej najnowszy film opowiada o kobiecej walce z patriarchatem, lecz wydaje się, że sama kompozycja filmu nie do końca odzwierciedla autorski zamysł, by dwie historie (Bekima i Anity) prowadzić równolegle z taką samą dozą uwagi.

„Małżeństwo”, mimo ciężaru problematyki, nie ulega pokusie moralizatorstwa, choć są w nim pewne niedociągnięcia i niekonsekwencje. Emanujący życiem obraz homoerotycznego pożądania nie zamienił się w retoryczny pozór. Paradoksalnie w filmie wibruje również oddech śmierci, wytłumiający bodźce zmysłowe, skazujący bohaterów na widmowe snucie się między ścianami budynków, odrapanych przez bomby i naboje. Świat „Małżeństwa” to poetycki emblemat śmierci oraz pragnienia, ukazanych w czasach strachu przed wojną i władzą normatywnego społeczeństwa. To film, będący mariażem melancholijnej ciszy i wytłumionego, ekstatycznego krzyku.

Ocena:

żarówki 4jpg-01

Film można obejrzeć na platformie OutFilm od 12 sierpnia.

Korekta: Agata Kędzia


michał_trusewicz

Michał Trusewicz
rocznik 95′. Studiuje filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim i Artes Liberales. Publikował w Internecie (np. Popmoderna) oraz na papierze (Fabularie, Bliza, Fragile). Współtworzył pismo kulturalne UW/AŻAJ. W 2016 wydał swoją książkę poetycką „Zakwity”.