Kto jest królem? – recenzja filmu „Jurassic World: Upadłe królestwo”
Dwadzieścia pięć lat temu za sprawą przełomowego „Jurassic Park” Stevena Spielberga i Michaela Crichtona do wyobraźni widzów wkroczyły dinozaury i zajęły stałe miejsce w popkulturze. Wraz z kolejnymi częściami, twórcy powoływali do życia kolejne gatunki, a Jurassic Park przeistoczył się w Jurassic World. Fascynacja „strasznymi jaszczurkami” na czele z najbardziej złym i drapieżnym T-Rexem trwa do dzisiaj, nawet jeśli wydaje się być stłumiona przez inne hollywoodzkie produkcje.
J.A.Bayona, twórca najnowszej części pt. „Jurassic World: Upadłe królestwo” zabiera nas na Isla Nublar – wyspę, na której w poprzedniej części uruchomiono park jurajski, tym razem już w wersji exclussive. Jak można się domyślić, dla pomysłodawców reaktywacji parku skończyło się to bardzo źle, ponieważ nawet jeśli udało im się przeżyć, to zbankrutowali, wypłacając poszkodowanym turystom wielomilionowe odszkodowania.
Wydawać by się mogło, że skoro dinozaury zyskały ciszę, spokój i miejsce do życia, to temat można uznać za zamknięty. „Jurassic World: Upadłe królestwo” zaczyna się jednak od rozważań nad nowym problemem. Na wyspie obudził się bowiem nieczynny od lat wulkan i wielkim gadom znowu (sic!) grozi wyginięcie. Czy ludzkość (tutaj oczywiście ograniczona do władz amerykańskich) powinna ratować sztucznie przywrócone do życia dinozaury? Gdy prawie wszyscy pogodzili się z koniecznością pożegnania mieszkańców Isla Nublar, okazuje się, że Claire (Bryce Dallas Howard), znana widzom z poprzedniej części, managerka wadliwego parku, przeszła na stronę ekologicznego start-upa i prowadzi kampanię, która ma na celu uratowanie dinozaurów. Gdy niespodziewanie kontaktuje się z nią miliarder, proponujący współpracę przy ratowaniu mieszkańców wyspy, bez chwili zastanowienia zamienia szpilki na trapery i przyłącza się do akcji. Po drodze zachęca do współpracy Owena (Chris Patt), który jest jedyną osobą potrafiącą nawiązać kontakt z jednym z drapieżnych dinozaurów.
„Jurassic World: Upadłe królestwo” zawodzi niespójnym scenariuszem, uproszczeniem historii i płytkimi motywacjami bohaterów. Są oni mocno spolaryzowani, przez co podział na dobrych i złych jest boleśnie oczywisty. Ich zachowania momentami są wręcz groteskowe, jak ma to miejsce podczas aukcji dinozaurów (swoją drogą Rosjanie powinni zbuntować się przeciwko temu, jak są przedstawiani w amerykańskich filmach). Brakuje napięcia między głównymi postaciami, które w poprzedniej części tworzyły parę, a teraz ich bliskość zaczyna się i kończy na pobieraniu krwi od uśpionego T-Rexa. Dzięki retrospekcjom wiemy, że Owen potrafi zbudować przyjacielską relację, jednak czyni to z Blue – raptorem, którego szkolił, a nie z Claire. W tej sytuacji głównym wątkiem uczuciowym staje się relacja między umierającym miliarderem i jego wnuczką, także przedstawioną pobieżnie i płytko. Sytuację ratuje pojawiający się ku radości fanów matematyk-filozof, dr Ian Malcolm (Jeff Goldblum), który w pierwszej części Jurassic Park zastanawiał się, jakim prawem powołaliśmy do życia istoty uśmiercone przez naturę. Tym razem zadaje pytanie: dlaczego chcemy po raz kolejny bawić się w stwórcę i zapobiegać ich wyginięciu?
Jak jednak na porządnego blockbustera przystało, „Jurassic World: Upadłe królestwo” ogląda się bardzo dobrze. Nie brakuje efektownie zmontowanych scen akcji, pościgów i zaskoczeń. Wszystko to J.A. Bayona przyprawił grozą, odpowiednim stopniowaniem napięcia i świetnymi zdjęciami. Dostajemy też sporo wizualnych odniesień do pierwszej części, co jest miłym ukłonem dla wszystkich starszych fanów serii. Jest więc deszcz, gra z cieniami i wkurzony T-Rex, niszczący samochód, a do dziecięcego pokoju wkraczają prawdziwe potwory, które przez ostatnie dwadzieścia pięć lat siedziały grzecznie na półkach z zabawkami. Symbolicznym i wiele znaczącym gestem staje się też złamanie laski, na której niegdyś podpierał się Hamond, a teraz czyni to jego przyjaciel Benjamin Lockwood (James Cromwell). Zakończona zatopionym w bursztynie komarem, z którego krwi, jak wiemy, pobrano DNA, przyczyniające się do zrekonstruowania dinozaurów, przestała być w tym momencie symbolem władzy człowieka nad światem natury. Nie będzie już powrotu do laboratorium. Największa niespodzianka czeka na widzów jednak na samym końcu i pozwala zapomnieć o wszelkich niedociągnięciach filmu. Tak odważnego i otwierającego finału naprawdę trudno się było spodziewać. Być może zabawa dopiero się zacznie!
Ocena:
Film można obejrzeć w kinach Cinema City:
Korekta: Marta Rosół