Capsule review: „Ava”
Jestem wdzięczna pomysłodawcom projektu SCOPE 100, w ramach którego widzowie wybierają film dla innych widzów i za to, że dzięki nim mogłam obejrzeć „Avę” w reżyserii Lei Mysius na dużym ekranie – dzieło celebrujące młodość, ze wszystkimi jej ciemnymi i jasnymi odcieniami.
Twórcom filmu dziękuję natomiast za szczerość, otwartość i prawdę – wartości, o których zapominamy, gdy wraz z dorastaniem nasze pole widzenia zmniejsza się. Za śmiałość ukazania tego, co dzieje poza tym co widzialne. Za naturalność w pokazywaniu nagości i jej umiejętne zestawienie ze wszystkimi pierwszymi doświadczeniami. Bez patosu i bez zbytecznej egzaltacji, bo wkraczanie w dorosłość jest niczym chodzenie po krawędzi z zawiązanymi oczami i nawet jeśli grozi upadkiem z dużej wysokości, to nie sposób oprzeć się pokusie i zaryzykować. Za skupienie się na widzeniu jako doskonałej metaforze dojrzewania. To czego nie wiemy i nie widzimy staje się przecież najbardziej pociągające i nie da się zamknąć w szafie. Ava pozwala sobie na nadwrażliwość, popełnianie błędów, wygłupy i pyskowanie mamie. Obserwujemy ją, gdy balansuje pomiędzy jawą a snem i spontanicznie spełnia swoje pragnienia. Zazdrościmy jej swobody, a jednocześnie zaskakiwać nas mogą jej stanowcze decyzje. Jednak czy w połączeniu tych dwóch skrajności nie tkwi siła młodości?
Ocena:
Film można obejrzeć w kinach Silesii Film: