24. Festiwal A PART – artystyczny niedosyt, galop myśli i chęć na jeszcze
24. edycja Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Performatywnych A PART dobiegła końca. Przez Katowice przetoczyła się fala interesujących i niebanalnych wydarzeń artystycznych. Od 24 lat Marcin Herich wraz z zespołem Teatru A Part na nieco ponad tydzień wyrywa mieszkańców Śląska z teatralnej szarej codzienności. Mnie w tym roku pozostawił z wieloma pytaniami, garścią refleksji, inspiracji oraz rozbudzonych wspomnień.
Teatr A Part poznałam właśnie podczas jednej z minionych edycji Festiwalu. Wiele lat temu, zupełnym przypadkiem znalazłam się na boisku Uniwersytetu Śląskiego podczas spektaklu „El Niño”. Jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi, poruszył on mną w posadach i zmienił wiele, jeśli chodzi o moje postrzeganie sztuki teatralnej. Jako nastolatka wychowana przede wszystkim na balecie a następnie teatrze tańca współczesnego, w widowisku A Partu odnalazłam coś niezwykle mi bliskiego. Doświadczyłam niespotykanej dotąd ekspresji i dramaturgii. Dziś – po 10 latach od tamtego dnia – wracam na to samo boisko, mogąc pozwolić sobie na wspaniały powrót do odległych emocji. I choć nie dane mi było zobaczenie wszystkich festiwalowych spektakli, czerwiec 2018 roku pod względem artystycznym okazał się być wyjątkowym miesiącem.
Pierwsze pytania zaczęły pojawiać się trzeciego dnia festiwalu, po obejrzeniu spektaklu Teatru Kto pt. „Zapach czasu”. Złapałam się na tym, że – myśląc o całym festiwalu – próbuję wyłuskać jakaś spójną wizję artystyczną, ustalić strategię doboru zapraszanych przez Marcina Hericha artystów. Czy z festiwalem teatralnym/sztuk performatywnych sytuacja powinna wyglądać podobnie jak ze zbiorową wystawą w galerii? Czy i tutaj kurator, demiurg, reżyser całego zdarzenia trzyma twardą ręką pieczę nad konsekwentnie konstruowaną mozaiką, zbudowaną z występów poszczególnych artystów? Nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie dostrzegałam jasnej linii programowej łączącej festiwalowe spektakle. Pytanie to pozwoliłam sobie jednak pozostawić otwarte, nie dając się porwać manii interpretacji, która tak często zagłusza czyste przeżywanie płynących ze sceny bodźców.
„Zapach czasu”, o którym już wspomniałam, pozostawił mnie z lekkim poczuciem niezadowolenia. Po performansach Campagne Mossoux-Bonte pt. „Smak trucizny” i Aurory Lubos pt. „Witajcie” – które w skrajnie różny sposób rozsmakowały moje wewnętrzne dziecko teatru – Teatr Kto wyrwał mnie niestety z tego snu. Aurora Lubos w dotkliwy, subtelny wizualnie a jednocześnie drastyczny dla widza sposób porusza temat niezwykle istotny – wrażliwość na los innych, w tym wypadku uchodźców. Po 3 latach od premiery spektakl wydaje się niemniej aktualny. Można powiedzieć, że czas wzbogacił go o kolejną, znacznie szerszą warstwę interpretacyjną, pozwalającą odnieść się do bardziej uniwersalnych zagadnień. „Witajcie” miałam szansę zobaczyć już rok temu podczas Polskiej Platformy Tańca. Pamiętam, że Lubos wstrząsnęła mną, jak mało który artysta. A przecież chciałoby się powiedzieć, że w ramach jej występu na niewielkiej scenie nie dzieje się nic takiego. Z drugiej strony festiwalowego medalu usytuowałabym Campagne Mossoux-Bonte i ich „Smak trucizny”. Ironiczny, niezwykle wysmakowany i atrakcyjny wizualnie spektakl. Satyra na społeczeństwo, w której grupa naukowców niby to poddaje się przeróżnym eksperymentom. Doskonała technicznie, pieczołowicie przygotowana i świetnie zbudowana pod względem dramaturgii i choreografii, a jednocześnie lekkostrawna propozycja dla koneserów teatru. Niezwykle świeża wydała mi się zwłaszcza doza ironii oraz doskonała, zaskakująca struktura spektaklu, w której każdy element (kostium, scenografia, ruch, tekst) był dopracowany.
W tym kontekście „Zapach czasu” okazał się wonnym i niezwykle atrakcyjnym wizualnie widowiskiem, pozostającym jednak niczym więcej jak uroczą wydmuszką. Poza podziwem dla rozmachu, z jakim zrealizowano przedstawienie (wielość aktorów, ogrom kostiumów, konstrukcje plenerowe), sztuczek pirotechnicznych i związanego z nimi zapachu siarki, ze spektaklu nie wyniosłam nic. Nagromadzenie wszystkich elementów składowych wyczerpało moją zdolność skupienia uwagi po około 15 minutach trwania widowiska. Jednakże dzięki temu mogłam przyjrzeć się sporej grupie widzów. Trzeba przyznać, że Teatr Kto zgromadził na boisku wielu odbiorców, którym „Zapach czasu” dał niewątpliwą satysfakcję. To z kolei wydaje mi się bardzo cenne, mimo tego, że nie podzielam entuzjastycznej reakcji większości.
Kolejny dzień festiwalu za sprawą duetu Steller/Dziemaszkiewicz i ich performansu „Strefa zagrożenia” pokazał mi zgoła odmienne oblicze Festiwalu A PART. Siedząc na widowni Teatru Korez, patrząc na Dziemaszkiewicza rozrąbującego siekierą „mieszczańską” sofę, poszukiwałam zrozumienia całej sytuacji. I tak, obserwując postępujący proces destrukcji mebla, przybranego następnie w kolorowe, plastikowe kwiaty, rozjarzyło mi się w myślach jedno zdanie – „Jaka piękna katastrofa”. Artyści, w swojej pracy inspirowanej sztuką Sary Kane pt. „Zbombardowani”, dekonstruują kolejno własne kostiumy, ciała a następnie scenę wraz z każdym jej elementem. Na końcu dekonstruują także mnie jako widza. I choć ich sztuka to niezupełnie moja bajka, jest w niej coś, co mnie zaciekawia i co niezwykle szanuję – jasność intencji artystycznej.
„Kamica79” Marty Grygier i „Miniatury (rozdziały)” teatru Cantabile 2 to dwie solowe prace, które w równym stopniu zaskoczyły mnie i sprawiły ogromną przyjemność. Pierwsza z nich jest monodramem niezwykle charyzmatycznej aktorki, która na scenie radziła sobie popisowo ze słowem, jak i z wykorzystaniem scenografii, którą stanowiły różnorakiej formy kamienie. Na scenie pojawił się ich cały stos, niewielkie kamyczki, a także sporej wielkości kamień dyndający na linie ponad bohaterką. Lekka i ironiczna forma doskonale kontrastowała z trudnymi i przygnębiającymi doświadczeniami kobiety dokonującej bilansu swojego niespełna czterdziestoletniego życia. Intymna forma, skromne światła i sceniczna bliskość Grygier, a także szczerość, prostota i uniwersalna forma jej historii nie pozostawiły mnie obojętną.
Jeszcze bardziej intymnym doświadczeniem były dla mnie „Rozdziały” grupy Cantabile 2, podczas których ja oraz trzech innych widzów zostaliśmy zaproszeni do stołu, przy którym siedziała performerka. Nie trudno było wówczas wyczuć napięcie wśród moich towarzyszy – od teraz nie unikniemy interakcji, której potajemnie panicznie boi się chyba każdy z widzów. Ale miękkie światło, przytulna atmosfera i otoczenie książek rozłożonych na stole sprawiły, że atmosfera wcale się nie „zagęściła”. Artystka poprosiła nas o wybór jednej z książek oraz udzielenie odpowiedzi na kilka zadanych przez nią pytań. Ona sama opowiedziała nam intymną historię swojego życia. (Tym trudniejszą dla mnie, że tłumaczyłam ją mojemu sąsiadowi przy stole. Opowieść dotyczyła między innymi choroby męża performerki i związanych z nią trudów. Rola translatora sprawiła, że zaczęłam boleśnie identyfikować się z tą opowieścią.) W efekcie każdy z nas stworzył księgę z rozdziałami swojego życia. Prosty i inspirujący pomysł, który pozostawił mnie w zadumie na wiele godzin.
Ostatnim obejrzanym przeze mnie spektaklem był „Faust” Teatru A Part. To drugi spektakl A Partu w ramach tegorocznego Festiwalu, którego byłam widzem. Plenerowy, mroczny, wypełniony wieloma inspirującymi obrazami. Warstwa wizualna widowiska, oparta o wykorzystanie ognia, wody, konstrukcji przypominających narzędzia tortur i masek, budziła we mnie skojarzenia ze średniowieczem. Mroczne i inspirujące obrazy tworzyli również aktorzy poruszający się na szczudłach. „Faust” to symboliczne, mocne i przejmujące widowisko. A Part po 10 latach nadal mnie urzeka i hipnotyzuje. Choć z perspektywy czasu (i być może własnej praktyki artystycznej) zauważam, że nie zawsze wierzę ciałom występujących w nim aktorów, a teatr ten przecież na ekspresji fizycznej opiera swą działalność. Niemniej jednak po zakończonym misterium (chyba będzie to najlepsze określenie) jeszcze kilka minut siedziałam w ciszy na boisku Uniwersytetu Śląskiego.
24. edycja Festiwalu A PART, choć zakończyła się już jakiś czas temu, nadal pobrzękuje w mojej głowie. Marcin Herich i zaproszeni przez niego artyści zapewnili mi podróż po niezwykle różnorodnych zakątkach teatralnych alternatyw. Pozostało to, co w sztuce lubię najbardziej – artystyczny niedosyt, galop myśli i chęć na jeszcze.
24. Międzynarodowy Festiwal Sztuk Performatywnych A Part, 8.06.2018-17.06.2018, Katowice, Chorzów.
Korekta: Agata Kędzia, Dawid Dróżdż