#girlpower 2 – Paper Girls

Nastolatki w popkulturze dzielą się na dwa podstawowe rodzaje. Pierwszy z nich nazwijmy „typową dziewczyną” – typowe dziewczyny poświęcają dużo czasu rozmaitym zabiegom kosmetycznym, chichoczą, rozmawiają wyłącznie o ciuchach i chłopakach, są fałszywe, wredne i – co tu dużo mówić – głupie. Drugi rodzaj to „nie taka jak inne” i to ona właśnie zasłuży na akceptację chłopaków oraz miejsce w ich grupie. A to nie tylko nobilitacja, lecz także gwarancja uczestnictwa w czymś ważnym. Bilet wstępu do przygody.

paper girls_reflektor

Grupa może się składać z dzielnych harcerzy, popularnych bad boyów, ale równie dobrze – z nieudaczników. Nawet szkolna ofiara, o ile tylko jest płci męskiej, ma w popkulturze pełen dostęp do ekscytujących przeżyć. Dziewczyna, żeby wziąć w nich udział, musi wykazać się cechami tradycyjnie przypisywanymi chłopakom, takimi jak odwaga i gotowość do przekraczania ustalonych reguł, inteligencja i kreatywność, szybkość i siła. Zawieszenie „dziewczyńskości” nie będzie jednak nigdy stuprocentowe – bohaterka pozostanie tą „wrażliwą” i „delikatniejszą”, wymagającą opieki czy wręcz ratunku z opresji. Nie obejmie przywództwa w grupie (a jeśli przez chwilę się nim cieszyła, w końcu ustąpi przed „naturalnym” liderem, jak w zamierzchłych czasach Karioka przed Tolkiem Bananem czy bardziej współcześnie Hermiona przed Harrym). Prędzej czy później stanie się też obiektem romantycznego zainteresowania jednego lub kilku jej członków, a wzajemność jej uczuć będzie nagrodą i potwierdzeniem wysokiej pozycji wybranego chłopca. I to jest na ogół koniec zabawy – zgodnie z logiką baśni, spełnione uczucie wyznacza szczęśliwy finał opowieści. Zagadka zostaje rozwiązana, smok pokonany, a tu, proszę – jest ręka księżniczki.

paper girls_reflektor4

Jest jeszcze jedna ważna prawidłowość. Typowe nastolatki występują w stadach, dziewczyna „nie taka jak inne” – w liczbie pojedynczej. To rozwiązanie podkreśla kontrast między fajną chłopczycą a standardowymi reprezentantkami jej płci. Pokazuje także, że nawet bardziej rokujące egzemplarze nie są niestety pozbawione właściwych swojemu rodzajowi słabości: są zazdrosne i nie znoszą konkurencji. Przygodowa fabuła nie jest w stanie rozegrać dwóch silnych dziewczęcych osobowości inaczej niż poprzez konflikt. Wystarczy przypomnieć sobie drugi sezon „Stranger Things” – Max pozostaje w cieniu Eleven i jest wściekła na rywalkę… mimo że przez większość odcinków dziewczyny w ogóle się nie znają.

Fight like a girl

I wtedy wchodzi Usagi Tsukino, cała na biało! Może nie pierwszym, a jednak pionierskim, kanonicznym i absolutnie przełomowym dokonaniem niemrawej popkultury w kwestii dziewczyńskiej jest „Czarodziejka z Księżyca”. Mamy pięć (początkowo) nastolatek ratujących świat przed demonami z najplugawszych zakątków kosmosu. Są zupełnie różne, inaczej patrzą na świat i często mają dosyć siebie nawzajem – ale wspierają się i współpracują, bo tylko razem mogą skutecznie dać odpór złu.

Przywoływanie „Sailor Moon” jako feministycznego wzorca może się wydawać dziwne i rzeczywiście jest się tam do czego przyczepić. Klasycznie mangowe, czyli bardziej niedorzeczne niż u Barbie proporcje ciała. Walka z potworami? Pewnie, ale tylko na obcasach i w najkrótszej spódniczce świata! Sny Usagi o tajemniczym królewiczu z balu także nie są szczególnie rewolucyjne, podobnie jak fakt, że Tuxedo Mask musi ją ciągle ratować. Jest odrobina rywalizacji (z Rei), lekka obsesja na punkcie wagi, punktowanie bohaterek (zwłaszcza Usagi) za brak powagi, nademocjonalność i słabość charakteru. Tylko że to właśnie tutaj dzieje się magia. „Czarodziejka z Księżyca” nie tylko osadza nastolatkę w grupie oraz powierza jej sprawczość i moc. Wykorzystuje cały arsenał zewnętrznych i wewnętrznych atrybutów młodej dziewczyny, które w (pop)kulturze są deprecjonowane, by uczynić z nich broń. Nieprzypadkowo zaklęcia czarodziejek odwołują się do serduszek i pocałunków, miłości i troski; nieprzypadkowo czarne charaktery do wcielenia w życie swoich niecnych planów wykorzystują siłownię czy jubilera, uderzając w dziewczęce kompleksy i pragnienia. „Sailor Moon” zresztą bardziej niż do narracji superbohaterskich nawiązuje do tradycji Bildungsroman: nie wymaga od swoich postaci doskonałości, pozwala im dojrzewać, poznawać siebie same i siebie nawzajem, pokonywać strach. W kolejnych sezonach coraz częściej to Tuxedo Mask potrzebuje ratunku z opresji.

Support your local girl gang

Popularność „Czarodziejki z Księżyca”, międzynarodowa i niesłabnąca mimo dość zaawansowanego wieku (manga w Japonii ukazywała się w latach 1992–1997, pierwszy sezon anime wyemitowano w 1992 roku), przełożyła się oczywiście na rozpowszechnienie motywu dziewczyn-wojowniczek również na Zachodzie. Za wcześnie jednak na fanfary – kolejne formaty go wykorzystujące, jak „Atomówki”, „Klub Winx” czy nawet jubileuszowy remake samej „Czarodziejki” plasują się dużo niżej na skali empowering. Wciąż więc każdy przejaw odchodzenia od stereotypowego obrazu nastolatki warto witać z radością. Cieszy mnie na przykład ogromnie film „To” z 2017 roku, który Kingową opowieść o przełamaniu pradawnej klątwy dzięki ofierze (z) dziewicy przerobił na znacznie mniej obleśną narrację o dojrzewaniu i przezwyciężaniu lęku. Cieszy wydawniczy wysyp literatury dziecięcej o wybitnych kobietach w historii, buntowniczkach i królewnach, które same potrafią pokonać smoka. A teraz ogłaszam kolejny powód do radości!

paper girls_reflektor5

„Paper Girls” Briana K. Vaughana z rysunkami Cliffa Chianga (Non Stop Comics, Katowice 2017–) reklamowane są jako komiks dla fanów i fanek wspomnianych już „Stranger Things”. Rzeczywiście, w obu mamy dzieciaki mierzące się ze złowrogimi siłami z innego wymiaru, a wszystko zanurzone w nostalgicznym klimacie lat osiemdziesiątych. Tylko że w „Paper Girls” rowerów dosiadają dziewczyny. Erin, Tiffany, KJ i Mac (każda o innej przynależności etnicznej i z innego środowiska) pracują jako roznosicielki gazet. Jest rok 1988, świt tuż po Halloween w małym miasteczku Stony Stream w Ohio. Erin zostaje zaczepiona przez starszych chłopaków o ewidentnie złych zamiarach. W jej obronie stają inne gazeciary – grupa formuje się w symbolicznym geście oporu przed męską agresją. Już chwilę później miasteczko pustoszeje, na ulicach pojawiają się tajemnicze postacie mówiące w dziwnym języku, a niebo przesłaniają stada… pterodaktyli. To dopiero początek niewytłumaczalnych wydarzeń oraz wędrówki dziewczyn przez czas i przestrzeń, gdzie będą musiały zmierzyć się ze swoimi złowrogimi sobowtórami, ciężarem wiedzy o własnej przyszłości, wreszcie – samym Bogiem (i z gigantycznymi niesporczakami! How cool is that?).

paper girls_reflektor1

Gazeciary mają po dwanaście lat – nie są już dziećmi, ale jeszcze daleko im do kobiet. Popkultura młode dziewczyny albo infantylizuje, albo seksualizuje W „Paper Girls” mamy do czynienia z perfekcyjnie zniuansowanym spojrzeniem na ten moment w życiu, zawieszonym gdzieś między wielogodzinnymi sesjami gry w „Arkanoid” a pierwszymi niewinnie erotycznymi snami. Vaughan z równą naturalnością wkłada w usta nastolatek przekleństwa i papierosy, co opowieści o szkole i zabawach z rodzeństwem. Mimo że główną bohaterką pozostaje Erin (a przynajmniej na to wygląda po pierwszych trzech tomach), każda z dziewczyn ma swój własny głos, osobowość, swoją historię. Żeby ją opowiedzieć, fantastycznonaukowa fabuła niejednokrotnie zwalnia, dynamika zdarzeń ustępuje przed dynamiką konstruowania postaci. Nastolatki są przy tym traktowane w pełni poważnie, nie ma mowy o deprecjonowaniu ich problemów, doświadczeń czy decyzji jako „niedojrzałych”. Erin zresztą ma okazję spotkać się z dorosłą wersją siebie i porównanie wypada wręcz na jej korzyść – jest odważniejsza, bardziej elastyczna. Życie nie zdążyło jeszcze jej wydrążyć, odebrać jej nadziei i siły sprawczej.

Trzeci tom „Paper Girls” (przedostatni wydany w Polsce; 20 czerwca 2018 r. miał premierę czwarty) porusza kwestie dojrzewania. KJ dostaje miesiączkę (co staje się pretekstem do krytycznego spojrzenia na jedyną w grupie klasyczną „chłopczycę”, Mac), zasygnalizowany zostaje pierwszy wątek romantyczny, wraz z postacią Wari, prehistorycznej (?) wojowniczki, pojawia się temat macierzyństwa. Wraz z rozwojem historii i nawarstwianiem się kolejnych czasowych pętli i poziomów, rozwijają się i zmieniają bohaterki. I to one są największą siłą tej opowieści. Można długo się rozwodzić nad zaletami serii – zarówno w warstwie fabularnej, jak i wizualnej (te kolory!) – ale to właśnie uważne, delikatne, rozumiejące przedstawienie nastoletnich dziewczyn wydaje mi się jej atutem najmocniejszym. Bo wciąż rzadkim.

paper girls_reflektor2

Brian K. Vaughan, Paper Girls, tłum. Bartosz Sztybor, Wydawnictwo Non Stop Comics, Katowice 2017.

Tekst: Agnieszka Pietrzak

Korekta: Angelika Ogrocka, Marta Rosół


Agnieszka Pietrzak małe

Agnieszka Pietrzak – rocznik ’89. Absolwentka filologii polskiej na UW i UJ. Redaktorka. Feministka. Lubi książki (wiadomo), seriale i żelki. Nie przepada za wychodzeniem z domu.