SŁUCHA(ŁO) SIĘ #10: NICK DRAKE – FIVE LEAVES LEFT (1969)
Premiera: 3 lipca 1969
Hendrix, Joplin, Morrison, Cobain, Buckley, Curtis… wśród przedwcześnie zmarłych muzyków znalazł się także on – Nick Drake. Fascynacja smutnym nieśmiałym chłopcem z gitarą do dziś jest żywa. Twórczość Drake’a, którego życie obrosło ponurą legendą, czytamy zwykle przez pryzmat chorobliwej nieśmiałości, depresji, a w końcu samobójczej śmierci. Spróbujmy jednak porzucić smutną perspektywę, by dostrzec, że jego muzyka i bez tej otoczki posiada niezwykłą aurę. Twórczość Drake’a to nie mrok, a zapis wrażliwego spojrzenia na świat, z którego wypływa melancholia, a czasem też fatalizm.
„Five Leaves Left”, debiutancki album Drake’a to 10 minimalistyczych kompozycji, opartych głównie na gitarowym akompaniamencie. Harmonia, z jaką styka się słuchacz zadziwia, gdy zestawimy ją z wiedzą o tragicznej historii życia muzyka nadwrażliwego, złamanego wewnętrznie, wciąż przytłoczonego niepewnością siebie i otaczającego świata. Zupełnie jakby Drake dopiero w muzyce znajdował spokój. Teksty wydają się być zapisem pogodzenia z rzeczywistością i mądrości kogoś dojrzałego, a smutek w nich tkwiący, smutkiem kogoś, kto przejrzał życie. A przecież te kompozycje pisał dwudziestolatek! Mądre, emocjonalne liryki, pełne filozoficznych refleksji, Drake, student literatury angielskiej na Uniwersytecie w Cambridge pisał pod wpływem takich poetów jak William Blake, Henry Vaughan, William Butler Yeats. Zanim zaczął tworzyć swoje kompozycje, śpiewał popularne piosenki Boba Dylana czy szkockiego muzyka folkowego Berta Janscha.
Nick Drake przyczynił się do rozwoju muzyki folkowej, wychodząc poza typową folkową formułę. W utworach, których nie można nazwać klasycznymi piosenkami, brakuje linearnych melodii, które można z łatwością zanucić. Będąc samoukiem, wypracował swoją własną, oryginalną technikę gry na gitarze akustycznej. Wykorzystywał progresję zaledwie kilku powtarzalnych akordów, wygrywanych specyficznym fingerstylem, uzyskując zagęszczone brzmienie. Lubił zestawiać dysonansowe akordy, wykorzystywał oryginalne strojenia. Grał najczęściej na niewielkich gitarach akustycznych, takich jak amerykańska Guild M-20, dziś nazywana gitarą Nicka Drake’a.
To album „Pink Moon” uważany jest za magnum opus Brytyjczyka, esencję jego twórczości i świadectwo w pełni rozwiniętego stylu. Jednak jego debiut nie jest mniej interesujący. „Five Leaves Left” – album o wiele bogatszy aranżacyjnie od ostatniej płyty, wydanej za życia Drake’a, naznaczony jest poszukiwaniami formy wyrazu. „Five Leaves Left” jest najbardziej autentyczną z płyt, wolną od kompromisów, młodzieńczą, poszukującą, nieskrzywioną zewnętrzną ingerencją. Słowem, płynącą z wnętrza. Drake, jeszcze wierzący w swoją muzykę, niezrażony niezrozumieniem publiczności, postanowił zawierzyć własnej koncepcji i nie stosować się do zaleceń producenta Joe Boyda, nastawionego na sukces komercyjny. Zainspirowany produkcją debiutanckiego albumu Leonarda Cohena, „Songs of Leonard Cohen”, chciał zarejestrować głos Drake’a w podobnym stylu. Z resztą w twórczości lirycznej Drake’a i kanadyjskiego barda można wyróżnić wiele podobieństw tematycznych i symbolicznych – porównajmy np. piosenkę „River Man” Drake’a i „Suzanne” Cohena. Drake, pomimo konceptualnych zbieżności, nie chciał naśladować Cohena. Zależało mu na stworzeniu bardziej organicznej muzyki z orkiestrowymi aranżacjami. Mimo sprzeciwu producenta, zaprosił do współpracy przyjaciela, Roberta Kirby’ego – studenta realizacji dźwięku z minimalnym doświadczeniem. Kirby zaaranżował kwartet smyczkowy i flet na kilka utworów. Kompozycje te zostały nagrane podczas jednej, 3-godzinnej sesji, symultanicznie z gitarą Drake’a.
Świeżo upieczony muzyk musiał jednak zmierzyć się z porażką komercyjną albumu. Płyta sprzedała się w minimalnym nakładzie. Nie było też zbytniego zainteresowania ze strony rozgłośni radiowych. Jedni krytycy widzieli w tym materiale potencjał, inni uznali go za mało różnorodny i niezbyt interesujący. Drake jednak nie zniechęcił się, wciąż wierząc w swój potencjał. Postanowił rzucić studia dla muzyki. Wkrótce jednak zderzył się z niezrozumieniem i dezaprobatą ze strony koncertowej publiczności, dla której subtelne, gitarowe kompozycje bez refrenów okazały się zbyt trudne w odbiorze. Drake, chorobliwie nieśmiały, nie przepadał za występami przed publicznością. Zagrał w swojej karierze bardzo niewiele koncertów, które były krótkie, mało uczęszczane przez publiczność i słabe pod względem wykonania, m. in. dlatego, że pomiędzy kolejnymi numerami skomponowanymi w różnych strojeniach, konieczne były przerwy na przestrojenie gitary. Pod koniec życia muzyk całkowicie wycofał się z koncertów.
Najwięksi artyści często bywają niedocenieni za życia. Tak było i z Nickiem Drake’em. Przed jego śmiercią żaden z wydanych albumów nie został sprzedany w liczbie większej niż 5 tysięcy egzemplarzy. Lecz już dekadę później jego twórczość inspirowała gwiazdy muzyki popularnej, takie jak Peter Buck z R.E.M., David Sylvian czy Robert Smith z The Cure, który z utworu „Time Has Told Me” (fraza troubled cure for a troubled mind), zapożyczył nazwę dla swojego zespołu. Do dziś twórczość Drake’a wywiera niepośledni wpływ na współczesną scenę folkową. Znawcy dostrzegają jego wpływy w twórczości Elliotta Smitha, Bena Howarda, Grahama Coxona, czy duetu Lost Harbours. Na początku nowego millenium jego muzyka znalazła uznanie wśród szerokiej publiczności (sic!), budząc spore zainteresowanie, gdy w reklamie Volkswagena Cabrio użyto utworu „Pink Moon”. Do 2014 roku zliczono 2,4 miliona sprzedanych albumów i pobrań w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych.
Drake’a nazwać można muzykiem – impresjonistą. Jego twórczość zdaje się być improwizacją wywiedzioną z wrażeniowo chłoniętej natury. Robin Frederick, songwritterka i znawczyni twórczości Drake’a, która osobiście znała muzyka i była świadkiem wykluwania się jego talentu, pisała: Odniosłam wrażenie, że absorbuje wszystko wokół siebie – muzykę, teksty, pomysły, emocje – po cichu wchodząc w to wszystko. Odbiór jego piosenek polega przede wszystkim na poddaniu się strumieniowi nastrojów. Potrafi przenieść do muzyki atmosferę opowieści i wizji zawartych w tekstach. Słuchanie zamienia się niemal w synestezyjne doświadczenie. W tekstach widać, jak wielki wpływ miała na niego otaczająca przyroda, z której czerpał wiele motywów, zwłaszcza dotyczących pór roku i dnia. Podejmował je z niezwykłą wrażliwością. Naturalność gitary i śpiewu sprawiają, że piosenki Drake’a kojarzą się z twórczością wędrownego muzykanta.
Zostałem stworzony, by kochać magię (…)/ Ale wy wszyscy straciliście ją/ wiele, wiele lat temu – śpiewał Drake, przychodząc nam z pomocą, byśmy odzyskali zdolność dostrzegania niezwykłości otaczającego świata. Idzie lato – niespieszne popołudnia i ciepłe wieczory z muzyką w tle. Eteryczne piosenki Nicka Drake’a doskonale wpiszą się w czas letniej celebracji.
Korekta: Marta Rosół, Hanna Kostrzewska