Wpaść do króliczej nory – „Let it be – pobyt zorganizowany” Agnieszki Bednarz

„Let it be – pobyt zorganizowany” to spektakl w reżyserii i choreografii Agnieszki Bednarz. Na scenie, poza samą reżyserką, występują młodzi, utalentowani aktorzy teatru tańca – Monika Witkowska, Agata Meyer-Lüters, Jarosław Mysona, Paweł Urbanowicz. Spektakl miał swoją premierę w Teatrze Rozbark w 20017 roku. Mnie przyszło zobaczyć go rok później, również w Bytomiu. Komentarze padające z widowni po pokazie w 2018 roku wskazują na to, że „Let it be” jest jak wino – im starsze, tym lepsze.

let it be pobyt zorganizowany

Fotografie pochodzą z archiwum Teatru Rozbark

Reżyserka deklarowała, że „Let it be” to spektakl o tolerancji, a właściwie o jej braku. O granicach, których przekroczenie zmienia nas z wegetarian w eko-świrów, z niegroźnych homoseksualistów w odrażających dewiantów. Przyznam, że opisów spektakli oduczyłam się czytać już dawno. Dajcie nam, odbiorcom, zinterpretować to, co nasze. Z ogromną radością stwierdzam więc, że konfrontując moje wrażenia po spektaklu z jego autorskim opisem, widowisko to nie tylko jawi się jako zaskakująco świeże i interesujące, ale – co z mojej perspektywy jest bardzo ważne – również czytelne.

Tematem przewodnim opowiadanej historii jest wyjazd zorganizowany dla czterech członków związku artystów. Camping i wczasowicze wyjęci są wprost z PRL-owskich wycieczek zakładowych. Tancerze zostają wprowadzeni do wyimaginowanego lasu, który zdaje się otaczać sceniczną rzeczywistość. Do użytku dostają oni dwuosobowy namiot i parę krzeseł turystycznych. A wszystko to w pobliżu jeziora. W tę przestrzeń wprowadza ich reżyserka, Agnieszka Bednarz, pełniąca rolę kierownika wyjazdu.

Na uwagę zasługuje przede wszystkim warstwa wizualna spektaklu. Scenografia jest ascetyczna, ale precyzyjnie zaplanowana i przemyślana. Przywodzi na myśl filmy Wesa Andersona, w szczególności „Kochanków z Księżyca”. Skojarzenia ze specyficzną myślą filmową reżysera budzić będzie także atmosfera wypełniona brakiem konkretnego działania.

Let it be

Fotografie pochodzą z archiwum Teatru Rozbark

Anderson w pełni rozwinął i ukształtował swój filmowy język, w którym najważniejszą rolę odgrywają kwestie estetyczne. Warstwa wizualna, metody projektowania rzeczywistości scenicznej, a także sposób prowadzenia aktorów przez Agnieszkę Bednarz sprawiają, że można dostrzec pewne analogie między zaprojektowanym przez nią wydarzeniem teatralnym, a stylem charakteryzującym twórczość reżysera. Cechami charakterystycznymi obrazu skomponowanego przez twórczynię są: wrażenie „spłaszczenia” przestrzeni i perspektywy, dążenie do symetrycznej kompozycji, zawężona paleta wykorzystywanych w spektaklu barw. Do tego należy dodać: w pełni zamierzoną „sztuczność” w warstwie formalnej, która wyznacza granicę scenicznej rzeczywistości. W ten sposób na naszych oczach konsekwentnie i precyzyjnie tworzy się świat odrobinę nierealny, nieco staroświecki, ale bez wątpienia uwodzicielski i precyzyjny w każdym szczególe.

Kolejnym elementem, uwodzącym mnie jako widza, jest atmosfera. Kojarzy się ze slow cinema – nurtem kina charakteryzującym się pozornym brakiem akcji. Takie rozwiązanie w teatrze, zwłaszcza teatrze tańca, jest obecne rzadko. W „Let it be” przeważa właśnie atmosfera pozornego zatrzymania czasu, nic-nie-dziania-się. Zabieg wyjątkowo trudny, bo jednocześnie towarzyszyć mu musi odpowiednia gęstość dramaturgiczna i intensywne napięcie budowane pomiędzy aktorami i widzami. Wymaga to dużej świadomości scenicznej w szczególności od aktorów. To na nich, w tym wypadku, należy zwrócić uwagę. Tancerze-aktorzy, czy raczej performerzy, podczas tych pozornie pustych scen wypełniają przestrzeń swoją obecnością w sposób absolutny. Napięcie dramaturgiczne, wyczuwalne nie tylko w sprzężeniu aktor-aktor, ale i aktor-widz oraz aktor-przestrzeń, jest namacalne i zmusza odbiorców do nieustannego skupienia. W tym kontekście urozmaicającym sceniczną akcję zabiegiem są szybkie, gwałtowne przełamania swoistego slow motion. Każdy z bohaterów przechodzi własny moment „zerwania” ze stanu uśpienia, chwilę wybuchu energii, ekspresji, jak i… wolności. Te krótkie, ale bardzo intensywne sytuacje stanowią naruszenie sennej atmosfery campingu. Przywodzą na myśl wpadnięcie do króliczej nory ukrytej w trawie, niezauważalnej na pierwszy rzut oka. Są gwałtowne, porywające i zaskakujące tak dla widzów, jak i dla tancerzy. Chwile te równie szybko i niespodziewanie się kończą, bez zapowiedzi, pozostawiając w pewnym roztrzęsieniu publiczność i artystów.

let it be3

Fotografie pochodzą z archiwum Teatru Rozbark

Zdarzają się w życiu chwile, gdy nieoczekiwanie dajemy się ponieść emocjom, uczuciom, pierwotnym instynktom. Kiedy poluzujemy krawat i ściągniemy na chwilę szpilki. Pozwalamy wtedy wydostać się naszemu „ja” spod precyzyjnie utkanego kombinezonu codzienności. Podejrzewam, że są to właśnie takie chwile, jak te nagłe przebudzenia świadomości w spektaklu Agnieszki Bednarz. Przecież i my, widzowie, równie szybko wracamy do „odpowiedniego”, „wzorcowego” fasonu, nieco wzburzeni i zszokowani niezapowiedzianym szaleństwem swobody.

Agnieszce Bednarz w projekcie „Let it be” udało się osiągnąć ważny z mojej perspektywy efekt. W sposób lekki, niezwykle „przyjazny” i zabawny poruszyła temat tolerancji i jej granic, próbując odpowiedzieć na pytanie: jak pozostać wolnym w świecie, który z każdej strony otaczają dziesiątki oceniających oczu. Temat – co oczywiste – trudny, prowadzący do zadumy, smutku czy wzruszenia. I tej ostatniej emocji nie da się uniknąć, kiedy artyści zbiegają ze sceny. Wzruszenie to jest dla mnie odczuwalne na wielu płaszczyznach. Po pierwsze, prowadzi do niego treść, poruszająca subtelnie, a jednak wyraźnie zagadnienie wolności jednostki. Po drugie, ze sceny bije pozytywna energia pracy zespołu – jako widz wiem, że poza świetnie wykonaną pracą, obserwuję zespół ludzi, którzy czerpią przyjemność ze spędzonego ze sobą na procesie twórczym czasu. Oba te aspekty wydają się wzajemnie uzupełniać, pozwalając na zbudowanie kolejnej płaszczyzny interpretacyjnej tego wielopoziomowo skonstruowanego spektaklu.

Korekta: Marta Rosół


Kasia ZiołoKasia Zioło – filolog i kulturoznawca. Tancerka i performerka. Doktorantka Kulturoznawstwa na Uniwersytecie Śląskim w zakładzie Teatru i Dramatu, bada polskie autorskie teatry tańca oraz ich mariaże z performance art. Pedagog tańca, choreograf. Inicjatorka cyklu warsztatów „Dance with me”, mających na celu szerzenie zamiłowania do tańca współczesnego wśród młodzieży z utrudnionym dostępem do kultury. Członek Fundacji Wielki Człowiek, wegetarianka, miłośniczka kotów.