KOWBOJE, WANDALE I ZEZOWACI PIANIŚCI, CZYLI SEZON W PIEKLE Z NOBLISTĄ
Słyszeliście o nowej płycie Dylana? Nie? To przeczytajcie „Tarantulę”, wreszcie w polskim przekładzie Filipa Łobodzińskiego. Jest łatwiej niż zwykle, bo to wyjątkowe tłumaczenie, a do odsłuchu wystarczy książka i trochę wina. I jeszcze trochę. Żadnych odtwarzaczy, kont na TIDAL-u czy Spotify. Wyłączamy też Netflixa i płyniemy z tekstem podlanym alkoholem albo całkiem na odwrót i jeszcze raz. I jeszcze raz.
Dowolność towarzyszy „Tarantuli” zresztą od samego początku. Jeszcze przed oficjalnym wydaniem z 1971 r. Na czarnym rynku drugiej połowy lat 60. krążyło mnóstwo pirackich wersji książki. W środowisku amerykańskiego podziemia szybko zdobyła status kultowej, a Dylan – chcąc nie chcąc – na dobre przejął schedę po beatnikach, ku ogólnemu rozgoryczeniu niektórych z nich. Wartość literacką „Tarantuli” (niech ją ma lub nie) wyprzedził skowyt rozbijanego motocyklu. Wypadek, któremu Dylan uległ w 1966 r. miał opóźnić premierę tekstu, jednak jakimś sposobem któraś z pierwszych pięćdziesięciu kopii dostała się do obiegu, a fani zrobili resztę: „Taranula” została nazwana książką „legendarną”.
Mówi się, że Jack Kerouac napisał „W drodze” jednym tchem, nie odrywając poszczególnych stron, przez co zapełniał swój hotelowy pokój ciągnącymi się za nim całymi rolami papieru. Nie wiem, jak i gdzie Dylan pisał „Tarantulę”, ale skojarzenia z techniką tzw. „strumienia świadomości” są nieuniknione. Pełno w tym zestawie poematów postaci, które nigdy się nie spotkają, całujących się gitar, okradzionych stacji benzynowych i nigdy niezaśpiewanych piosenek. Wszystko diablo dowcipne, ostrzem skierowane prosto w kontekst społeczno-polityczny USA sprzed kilku dekad. Szukanie jednolitej fabuły trzeba sobie odpuścić, a jeśli komuś zależy na porządkach, to może znajdzie je na końcu każdego z chaotycznych monologów pod postacią zwariowanych liścików. Te trzymają kompozycję całości w bebopowym rytmie, któremu trudno się oprzeć. Dzisiaj już się tak nie gra. No to chlup! Póki jeszcze hipopotamy – wybacz Kerouac, wybacz Burroughs – żywcem się nie ugotowały.
B. Dylan, Tarantula, przekł. Filip Łobodziński, Wydawnictwo Biuro Literackie, Kołobrzeg 2018
Ocena:
Korekta: Marta Rosół, Hanna Kostrzewska