Gorączka burleski – recenzja książki „Chaplin. Przewidywanie teraźniejszości”.
Filmowa burleska, potraktowana z dużą powagą, może okazać się kluczem do zrozumienia historii, polityki i przemian estetycznych XX wieku. Wykreowany przez Charlesa Chaplina tramp jest dla dzisiejszych pisarzy – podobnie jak w międzywojniu – idealną figurą filozoficzną, pozwalającą snuć refleksję łączącą w sobie odrębne perspektywy. Najnowsza monografia artysty, „Chaplin. Przewidywanie teraźniejszości” Pawła Mościckiego, to marzenie ambitnego kinomana oraz przykład akademickiej prozy, którą czyta się z przyjemnością.
Duża w tym zasługa rozległości horyzontów autora oraz strategii badawczej pozbawionej naukowej pleśni. Mościcki nie podchodzi do Chaplina jako filmoznawca, ale przede wszystkim jako historiozof, który w bohaterze monografii upatrzył wzorcowego człowieka XX wieku – miotanego właściwymi dla tego stulecia dylematami oraz doświadczającego jego klęsk i tragedii. A przede wszystkim – kogoś, kto potrafił opowiedzieć ten wiek w nowoczesny sposób: na gorąco, mieszając patos z rubasznością, znajdując w komizmie precyzyjne narzędzie interpretacji świata oraz wytrącania go z fałszywego poczucia równowagi.
Każdy z pięciu rozdziałów książki oświetla Chaplina od innej strony. W „Genealogiach burleski” autor szuka źródeł niemej komedii w epoce bez mała pradawnej, a także łączy ją między innymi z histerią i doświadczeniem I wojny światowej. „Ciało w ciało z historią” to – konieczne pewnie z punktu widzenia wywodu naukowego, lecz niespecjalnie interesujące dla przeciętnego czytelnika – rozważania o formułach patosu w ujęciu m.in. Aby’ego Warburga (Pathosformeln) i Siergieja Eisensteina oraz próba opisania sposobu, w jaki patetyczny gest ujawnia się w burlesce. W porywającym „Zmyśle teraźniejszości” Mościcki analizuje, jak burleska sondowała teraźniejszość, i w jaki sposób współczesność odbijała się w ciałach aktorów oraz eksplodowała w filmowym świecie przedstawionym. Sednem pracy jest najdłuższy, czwarty rozdział, „Historia jako odpodobnienie”, poświęcony filozofii historii zawartej w dziełach Chaplina, przede wszystkim w „Dyktatorze” i niezrealizowanych projektach artysty. Zgrabnym podsumowaniem są finalne „Postacie burleski” – zwięzły katalog typów włóczęgów, czy też trampów przewijających się w filmach autora „Brzdąca”.
Mościcki sięga do bodaj najbardziej zmitologizowanej postaci kina niemego i przygląda się jej poprzez filtr XX-wiecznej filozofii (w książce najczęściej pojawiają się nazwiska Agambena, Deleuze’a, Adorna, Benjamina i Freuda). Twórczość Chaplina służy tu dwojakim celom. Po pierwsze, jest poligonem doświadczalnym, umożliwia testowanie nowych interpretacji i konstrukcji teoretycznych. W tym obszarze filmy Brytyjczyka są cenne o tyle, o ile wprawiają w ruch autorską myśl i pozwalają na przedefiniowanie komizmu oraz przewartościowanie burleski i jej politycznego potencjału. Jak pisze Mościcki: Być może jedyną tragicznością, na jaką stać naszą epokę, jest tragedia komedii, wyrażająca patos poprzez jego unikanie albo dekonstruowanie. Echa łaciny patetycznych gestów rozbrzmiewają już tylko w tle pospolitej mowy opartej na humorystycznej desublimacji.
Po drugie, liczy się sam Chaplin jako unikalne zjawisko artystyczne, możliwe do poznania dzięki korpusowi dzieł: zrealizowanych i niezrealizowanych (te ostatnie wydają się interesować Mościckiego w szczególnym stopniu). Choć autor jest czuły na sprzeczności zawarte w filmach Chaplina, traktuje jego wczesne i późne dzieła jako w miarę spójną wizję artystyczną, nie dokonując periodyzacji twórczości, ani nie poświęcając zbyt wiele uwagi rozwojowi estetyki twórczości Chaplina.
Pierwsze skrzypce gra w książce literacki wielogłos: rzadko zdarza się, by cytaty innych autorów, zajmujących się tym samym tematem, były przywoływane z podobną dozą wyczucia i precyzji. Choć książka ma charakter naukowy, znajdziemy w niej liczne pasaże, w których próba uchwycenia swoistości filmów Chaplina zamienia się w gorączkowe poszukiwania odpowiednich zwrotów, zdań i porównań, które oddałyby istotę jego sztuki. Mościcki szuka tej idealnej „ekfrazy”, zaglądając do licznych tekstów o artyście (często francuskojęzycznych). Nie rekonstruuje zbyt szczegółowo cudzych stanowisk, ale daje nam poczuć, w jakim duchu o Chaplinie pisano – rozwijając przy tym własną erudycyjną i wrażliwą na urodę języka refleksję.
„Chaplin. Przewidywanie teraźniejszości” nie jest jednak dziełem zapalonego kinofila, który miłość do artysty przelewałby bezkrytycznie na karty książki. Narracja monografii jest ścisła i pozbawiona sentymentów. Mościcki nie zatrzymuje się, by docenić piękno konkretnych rozwiązań, ujęć czy gagów – intelektualna lektura kina to jedyne, co go interesuje. Autor pisze więc o utopii, snach i „komunizmie jako żarcie” w filmach Chaplina, w inspirujący sposób wydobywając sensy, które można skonstruować dopiero dzisiaj, przy wsparciu współczesnych teorii filozoficznych i estetycznych. Z tego samego powodu nie jest to książka, która mogłaby służyć za wieloaspektowe wprowadzenie do Chaplina. Mościcki zakłada, że czytelnik zna jego twórczość, więc bez zbędnych wstępów skupia się na – wedle opisu z okładki – skomplikowanej sieci relacji między komedią a historią. Najwięcej satysfakcji „Chaplin…” przyniesie więc tym, którzy znają przynajmniej kanon jego twórczości obejmujący pełnometrażowe filmy: od „Brzdąca” (1921) do „Dyktatora” (1940), z dodatkiem kilku dwuszpulowych, np. „Imigranta”, „Spokojnej ulicy” i „Charlie ucieka” (wszystkie z 1917 roku).
Jeśli mam jakiekolwiek zastrzeżenie do tej świetnej książki, to wiąże się ono z paradoksem przyjętej optyki. Z jednej strony Mościcki proponuje filozoficzną interpretację niemej burleski jako takiej, z drugiej – analizuje filmy tylko jednego jej przedstawiciela. Oczywiście: najbardziej popularnego i przystępnego, mającego największy wpływ na zbiorowe wyobrażenie o tym, czym była komedia przed wprowadzeniem dźwięku. A jednak całkowite pominięcie twórczości Bustera Keatona – by pozostać przy kinie amerykańskim – wprowadza pewien niedosyt. Pojawia się bowiem pytanie, czy rzeczywiście Mościcki bada relacje między „komedią a historią”? Jeśli tak, to dlaczego omija np. „Generała” Keatona, który idealnie wpisuje się w zagadnienia poruszane w książce (podobnie jak „Młody Sherlock Holmes” stanowi fascynujący materiał do refleksji nad miejscem snów i śnienia w burlesce)? Jeśli odpowiedź brzmi: „bo książka skupia się na Chaplinie i tylko na nim”, to należałoby przytemperować zasięg stawianych tez odnoszących się często do burleski w szerokim sensie. Omawiając bowiem tylko Chaplina, usuwamy z pola widzenia jednego z największych filozofów kina, twórcę całkowicie odmiennego typu komizmu. Keaton nie potrzebuje dzisiaj adwokatów, ale z pewnością zasługuje na reinterpretację, dorównującą intelektualnym rozmachem książce Mościckiego.
Być może dzisiejsze zainteresowanie Chaplinem rozpęta „gorączkę burleski” i zachęci większą grupę widzów do kłusowania po terytoriach niemej komedii (dostępnej od ręki dzięki internetowym streamingom). Stąd tylko krok do sprawdzenia na własnej skórze, czy wymarła sztuka niemej komedii rzeczywiście miała potencjał „przewidywania teraźniejszości” – tej sprzed stu lat i tej, która dopiero przed nami.
P. Mościcki, Chaplin. Przewidywanie teraźniejszości, Wydawnictwo Słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2017
Ocena:
Korekta: Marta Rosół, Hanna Kostrzewska