NIE DAJ SIĘ ZNIEWOLIĆ – PUBLIKUJ ! – recenzja filmu „Czwarta władza”

Chociaż afera Watergate stanowiła gwóźdź do trumny politycznej kariery Nixona i w konsekwencji zmusiła go do ustąpienia ze stanowiska, co po dzień dzisiejszy pozostaje wydarzeniem bezprecedensowym, to poważne problemy ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych rozpoczęły się już rok wcześniej.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Akcja najnowszego filmu Stevena Spielberga została osadzona właśnie w pechowym dla Nixona roku 1971. Na pierwszej stronie „New York Times’a” pojawia się artykuł powstały w oparciu o tajny rządowy raport dotyczący działań militarnych w Wietnamie. Sprawa ta po latach zyskała przydomek afery Pentagon Papers. Równolegle Kay Graham, właścicielka „Washington Post” (w tej roli jak zawsze niezrównana Maryl Streep) boryka się z problemami finansowymi nieoczekiwanie odziedziczonej gazety. Remedium na tarapaty ma być wypuszczenie akcji dziennika na giełdę. Jednym z warunków udanej operacji jest unikanie przynajmniej przez tydzień od ogłoszenia ceny emisyjnej jakichkolwiek skandali i zawirowań ze strony emitenta, czyli w tym wypadku właśnie pani Graham jako wydawcy i właścicielki.  Los jednak bywa złośliwy.

Żeby zrozumieć kontekst filmu musimy przypomnieć sobie ówczesną sytuację USA. Siedem lat przed wydarzeniami przedstawionymi w filmie zniesiono segregację rasową, do 1973 roku w wielu stanach kobiety nie mogły piastować funkcji sędziowskich, nie wspominając już o prawach mniejszości seksualnych.  We wszystkich sferach życia publicznego rządzili WASP, czyli biali anglosascy protestanci. Na dodatek od 1964 roku USA angażowały się militarnie w wojnę wietnamską, która doprowadziła do śmierci ponad 58 tysięcy amerykanów, spowodowała obrażenia 313 tysięcy, z czego ponad 150 tysięcy uczyniła kalekami.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Tydzień spokoju. Tylko siedem dni. Tyle potrzebuje Graham. Ale właśnie wtedy swoje rewelacje publikuje New York Times”. Dla redaktora naczelnego „Postu” – Bena Bradlee’a (Tom Hanks) to osobista zniewaga i policzek wymierzony w najgorszym możliwym momencie. Gazeta cierpi nie tylko ze względów finansowych, ale także (a może przede wszystkim) twórczych ograniczając się do publikacji plotek i relacji z przyjęć urodzinowych wyprawianych dla bliższych i dalszych pociotków waszyngtońskich oficjeli. Brak tematów, a konkurencja zdobyła właśnie świętego Graala żurnalistyki…

Nic więc w tym dziwnego, że Ben Bradlee staje na głowie, żeby dopaść do cytowanych materiałów. Tym bardziej, że administracja Nixona nie zasypia gruszek w popiele i doprowadza do zakazu publikacji przez „Times”.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Dla widza prawdziwą rozkoszą jest możliwość obserwacji zmagań, rozgrywek i interakcji, duetu Streep – Hanks. Dwukrotny zdobywca Oscara jest ekstrawertyczny, co jeszcze silniej podkreśla wycofana postawa jego ekranowej partnerki, zniewolonej przez konwenanse i obyczajowość. Dodatkowym smaczkiem staje się przez to porównanie postaci Bradlee’a kreowanej przez Hanksa z interpretacją Jasona Robardsa ze „Wszystkich ludzi prezydenta” Allana J. Pakuli. Tam drewniany Robards na tle żywiołowego duetu Hoffman – Redford zasłużył zdaniem oskarowego jury na statuetkę, tutaj Hanks nie dostał nawet nominacji. A szkoda!

W “Czwartej władzy” oglądamy Graham postawioną przed dylematem. Może stanąć do walki o wolność prasy i tym samym położyć na szali losy rodzinnej firmy, a być może własną wolność i reputację, a jednocześnie stawić też czoła męskiej dominacji. Może też uznać sprawę za z góry przegraną licząc, że uzyskane od inwestorów fundusze pozwolą jej przetrwać na coraz trudniejszym rynku prasowym. Ten dylemat świetnie podsumował Bradlee stwierdzeniem, że „jedynym sposobem na bronienie prawa do publikacji jest publikowanie.” Tak, jak często jedynym sposobem protestu obywatelskiego jest nieprzestrzeganie złego prawa.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Wydarzenia, które prawdopodobnie przesądziły o kształcie dzisiejszej amerykańskiej demokracji zostały zrekonstruowane nie tylko zgodnie z faktami, ale co więcej w klasycznym dla kina Spielberga sensacyjno – przygodowym stylu. Ten na pozór absurdalny mariaż political fiction z sensacyjną przygodówką z pewnością będzie miłym zaskoczeniem i jednocześnie powiewem świeżości nie tylko dla wiernych fanów reżysera, ale również dla widzów, których fenomen twórcy Indiany Jonesa nie do końca przekonał, albo jeszcze nie mieli okazji się z nim zetknąć.

Oklepane stwierdzenie, że najlepsze scenariusze pisze samo życie, nie może jednak zostać potraktowane jako zarzut wobec „Czwartej władzy”. Historia kina pokazuje, że dobry scenariusz to jedno, natomiast jego przeniesienie na ekran to już zupełnie inna sprawa. Aby nie być gołosłownym przypominam choćby takie „dzieła” jak „World Trade Center” Oliviera Stone’a, czy – przeskakując na nasze podwórko – „Bitwa Warszawska” Jerzego Hoffmana.

W przeciwieństwie jednak do wyżej wymienionych reżyserów Steven Spielberg powierzone mu zadanie potraktował bardzo odpowiedzialnie, nie tworząc polityczno-moralnej agitki. Wspaniale odtworzył klimat początku lat 70., przypominając jak blisko pół wieku temu wyglądało dziennikarstwo. Cały obraz, przesiąknięty papierosowym dymem i dźwiękami maszyn do pisania, przenosi nas do nieistniejącego już świata drukarni prasowych z zecerami, metrampażami, gońcami i pakowaczami.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Wspomniany klimat manifestuje się nie tylko w elementach scenografii czy trafnie przedstawionej obyczajowości, ale i w samym sposobie filmowania charakterystycznym dla kina z pogranicza noir i kryminałów tamtego okresu. Zdjęcia autorstwa Janusza Kamińskiego bez wątpienia stanowić będą ucztę nie tylko dla widzów zaprzyjaźnionych ze Spielbergowską konwencją. Ten reżysersko-operatorski duet to sprawdzony przepis na smakowity efekt jakim są fenomenalnie sfilmowane, nieprzeciętne fabuły, które wspólnie realizują od czasów „Listy Schindlera”.

Koniec XX i początek XXI wieku nieuchronnie przyniosły wiele zmian w zawodzie dziennikarza i ciążącej na tym zawodzie odpowiedzialności. Warto sobie o tym przypomnieć. Od przedstawionych wydarzeń dzieli nas dystans już blisko pięćdziesięciu lat, ale dość naiwnym byłoby myślenie, że to przypadek zadecydował iż film ten powstał właśnie teraz. Steven Spielberg nigdy nie krył swoich politycznych i społecznych sympatii. Aby nie wdawać się w zbędne dywagacje, wspomnę jedynie, że są one dokładnie rozbieżne z poglądami obecnego prezydenta USA.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Nie pozostając obojętnym na fakt, że skrajnie konserwatywne ugrupowania cieszą się rosnącą popularnością nie tylko w Stanach, „Czwarta Władza” przypomina, co może się stać jeśli dziennikarze zaczną służyć rządzącym a nie rządzonym. Jasno też pokazuje, jak ważne jest rozdzielenie organów władzy ustawodawczej od wykonawczej, a tych obu od niezależnych mediów. Zgrozę i zimne dreszcze wywołuje fakt, że tak wielu ludzi w Polsce lekceważy łamanie tej fundamentalnej dla wolności człowieka kwestii. Oby dzieło Spielberga ich otrzeźwiło.

Po klęsce związanej z Pentagon Papers prezydent Nixon oświadczył, że nigdy więcej nie chce widzieć w Białym Domu żadnego reportera z „The Washington Post” i „The New York Times”. Kiedy przypomnimy sobie ubiegłoroczne zamieszanie wokół nieformalnego briefingu dla mediów w Białym Domu, z którego  wykluczono  przedstawicieli „NYT” i „Los Angeles Times”, budzi się smutna refleksja o tym jak historia lubi się powtarzać…

Pamiętając zaś o niesławnym upadku Nixona i obecnych działaniach pewnych rządów warto przypomnieć trafne słowa Stanisława Cat-Mackiewicza twierdzącego, że historia nigdy nikogo niczego nie nauczyła.

Ocena: 

żarówki 5 małe

Film można obejrzeć w Cinema City:

ccPoczujMagie_600x100

Korekta: Hanna Kostrzewska


Mikołaj Sieniawski

Mikołaj Sieniawski,
Rocznik ’91. Z filmem związany od zawsze – poczynając od dzieciństwa, gdy eksplorował rodzinną kolekcję VHS-ów, przez czasy szkoły średniej (XXXIV LO im. Krzysztofa Kieślowskiego, klasa operatorsko – reżyserska) by w końcu znaleźć się na wydziale Kulturoznawstwa Uniwersytetu Łódzkiego na specjalizacji filmoznawczej. Fan klasycznego kina niemego oraz wszelkich ekranizacji powieści Stephena Kinga, ale również kina ambitnego – najchętniej w wydaniu Petera Weira. Autor pracy „Łódź w filmach dokumentalnych Wytwórni Filmów Oświatowych”.