A GIRL ON SABBATICAL, CZYLI SOLO PODRÓŻ SCENOGRAFKI #6
04.01.2018 Agra-Delhi (Indie)
Poranny pociąg z Jaipuru do Agry ma tylko godzinne opóźnienie. To nic w porównaniu z typowymi kilkunastogodzinnymi przesunięciami. W wagonie jest wąsko i mroźnie. Niektórzy próbują swojego szczęścia i zajmują miejsca, na które bilety zostały wcześniej wykupione. Na darmo – szybko zjawiają się ich właściciele. Przedziały są otwarte i wyposażone w trzyrzędowe prycze. Dodatkowo, wzdłuż korytarza umieszczone są kolejne. Siedzę razem z indyjską rodziną z Jaipuru. Jeszcze przed południem docieram do Agry.
Niegdysiejsza stolica Imperium Mogołów jest dziś bez wątpienia najczęściej odwiedzanym miastem w Indiach oraz „domem” najpiękniejszego i najbardziej szanowanego symbolu kraju – Taj Mahal. Nazwane tak na cześć Mumtaz Mahal, uwielbianej żony cesarza Shaha Jahana, uobecnia wieczną miłość, uchwyconą w formie białego marmurowego mauzoleum. Szczerze mówiąc: Taj Mahal jest fenomenalne. Pomimo olbrzymiej popularności, bryła nie ma w sobie nic z turystycznej sztampowości. Stylistyczna indyjsko-islamska fuzja zachwyca architektoniczną elegancją. Epickie piękno uchwycone w marmurze. Ale Taj Mahal to znaczne więcej niż dostojny grobowiec, to cały kompleks otaczających ogrodów, meczetów i kilku innych budynków. I Agra to coś więcej niż Taj Mahal. Miejska fortyfikacja była rezydencją cesarzy z dynastii Mogołów do 1638 roku, kiedy to stolica ich Imperium została przeniesiona do Delhi. Znakomity okaz ikonicznej architektury z czerwonego piaskowca.
W porównaniu do Ameryki Centralnej i Południowej, Indie nie posiadają jeszcze dobrze rozbudowanego systemu hosteli. W Agrze wybieram otwarty zaledwie przed rokiem The Coral Court Homestay prowadzony przez hinduską rodzinę z wojowniczej kasty. Szarmancki gospodarz i jego urocza żona stwarzają familijną i przyjemną atmosferę. W jadalni znajdują się liczne regały wypełnione książkami w różnych językach. Dużo tam opowieści o religiach i o historii – odzwierciedlenie olbrzymiego państwa w wersji mini. Czas w Agrze szybko ucieka, za chwilę wsiadam w kolejny pociąg. Tym razem połączenie do Delhi odbywa się w lepszych warunkach. Wagon samolotowy, ale szerszy niż znane mi europejskie pociągi.
Odkrywanie Delhi zaczynam nietypowo. Nowoczesne oblicze kraju w najlepszej indyjskiej restauracji. Indian Accent w rankingu Asia’s 50 Best Restaurants znajduje się na 30-stym miejscu. W ostatnich latach w trakcie podróżowania staram się odwiedzić przynajmniej jedną wytworną restaurację w każdym kraju. (Śledzę rankingi z cyklu The World’s 50 Best Restaurants, które mają dodatkowo indywidualne listy, jeśli chodzi o obszar Ameryki Łacińskiej i Azji. Lubię je bardziej niż Michelin, ponieważ charakteryzują się większą swobodą, a tym samym innowacyjnością). Dlatego też podczas tej podróży odwiedziłam Gustu w La Paz w Boliwii i 99 w Santiago w Chile. Niestety w Buenos Aires w Argentynie nie udało mi się odwiedzić żadnej wyróżnionej restauracji, ponieważ żadna z nich, zapytana o wegetariańskie menu degustacyjne, nie odpowiedziała. Podróżowanie po świecie jako wegetarianin wiąże się ze sporą ilością wyzwań. Street food to nie wszystko. Nieraz, wbrew pozorom, wiele krajów ma kulinarnie dużo więcej do zaoferowania ponad uliczny mainstream żywieniowy. Ta pogłębiona refleksją gastronomia daje wiedzę o szerokiej palecie regionalnych składników i narodowej historii. Dlatego od czasu do czasu lubię odwiedzać czołowe restauracje, by móc tego wszystkiego doświadczyć. Jak się okazuje, Indian Accent w listopadzie 2017 roku zmienił lokalizację. Teraz może pomieścić trzy razy więcej gości, niż stare miejsce. Trafiam do najładniejszej, według mnie, części restauracji – umieszczonej w centralnej szklanej bryle, otoczonej płytkimi stawikami, na których unoszą się zapalone lampiony. Mój pierwszy wieczór w Delhi spędzam przepysznie.
Powracając do kilkakrotnie już wspomnianej architektury Mogołów, w Delhi warto odwiedzić dwa obiekty: Grób Humayuna i Czerwony Bastion. Po wizycie w Radżastanie i Agrze, na pierwszy rzut oka cesarskie mauzoleum może nie wywiera najsilniejszego wrażenia, ale jego kulturowe znaczenie jest szczególne. To pierwszy na indyjskim subkontynencie kompleks ogrodowo-grobowcowy. Jego monumentalna skala, wyjątkowa konstrukcja i otoczenie ogrodami, nie mają precedensu w świecie islamskich mauzoleów. Te cechy staną się wyznacznikiem architektury Mogołów. Grób Humayuna zainspirował kilka architektonicznych innowacji, których kulminacją była budowa Taj Mahal.
Ostatnio wiele u mnie urbanistycznych doświadczeń i dużo smogu. Pora odetchnąć świeżym powietrzem.
10.01.2018 Indyjskie Himalaje – Ladakh (Indie)
Olbrzymi poranny smog w Delhi uniemożliwia punktualny start lotu. Siedzimy w gotowości trzy godziny w samolocie. Cierpliwość zostaje wynagrodzona – zza szyb rozpościerają się niekończące się kilometry ośnieżonych szczytów. Ponownie w Himalaje! Słowo Ladakh oznacza kraj wysokich przełęczy, większość jego terenu leży na ponad 3000 m n.p.m. Po opuszczeniu samolotu uderza mocne światło, niesamowicie niebieskie czyste niebo i mróz: -10 stopni Celsjusza w ciągu dnia, -20 w nocy.
Stan Ladakh należy do regionu Jammu i Kaszmir (J&K). Z powodu skomplikowanej i napiętej sytuacji granicznej, turyzm został tutaj dopuszczony dopiero w 1974 roku. Ważna strategicznie lokalizacja oznacza również obecność jednostek militarnych. Ale jaki jest ten „normalny” Ladakh? W większości ten buddyjski region tworzą ponadczasowe klasztory i pałace, którą są usytuowane na stromych górskich krawędziach. Odległe piękno i kulturę regionu nazywanego małym Tybetem w mniejszej skali kształtują pobielone stupy i tradycyjne domy z mułowej cegły. Zwracam uwagę na ich solidne mury i dekoracyjne drewniane obramowania okienne. Wszędzie roznosi się monochromatyczny powab zimowego i jałowego krajobrazu.
Nocuję w górzyście obramowanym mieście Leh. Martwy sezon oznacza znacznie zredukowaną aktywność turystyczną, a tym samym ograniczoną ilość zakwaterowań z centralnym ogrzewaniem. Niestety, pomimo zapewnień o cieple, mój pensjonat okazuje się zamrażarką. Nazajutrz przenoszę się do porządnego hotelu. Ciało potrzebuje 1-2 dni, żeby się przyzwyczaić do nagłej zmiany wysokości. Dodatkowe mroźne wyzwanie. Po aklimatyzacji pobijam mój rekord – zdobywam wysokość 5400 m n.p.m. i doświadczam -15 stopni Celsjusza w ciągu dnia. Jest cudownie!
16.01.2018 Amritsar – Varanasi – Delhi (Indie)
Indie są niesamowite w swojej religijnej różnorodności. Nie tylko hinduiści, muzułmanie, buddyści czy chrześcijanie, ale wyznawcy takich religii jak dżinizmu i zaratustryzmu kształtują duchową panoramę kraju. Pozostaję w północnych Indiach, ale tym razem przemieszczam się nieco niżej, na zachód, do granicy z Pakistanem, do Pundżabu, gdzie narodził się sikhizm. Tak, to właśnie ci panowie w kolorowych turbanach! Głównym celem przybywających do miasta Amritsar jest Złota Świątynia – znane miejsce kultu i najważniejsze miejsce pielgrzymkowe sikhizmu. Centralnie położoną lśniącą świątynię uwieńczoną kopułą wykonaną z 750 kg złota otocza zbiornik świętej wody. To tylko część ogromnego duchowego kompleksu. Dla mnie highlightem pobytu w Pundżabie staje się po pierwsze wielka stołówka należąca do Złotej Świątyni, która serwuje jedzenie wszystkim odwiedzającym, bez względu na wiarę czy pochodzenie. Jej kuchnia wydaje ok. 40 000-50 000 posiłków dziennie, w święta religijne i weekendy ich liczba dochodzi do 100 000 na dzień.
Drugim punktem kulminacyjnym jest dla mnie indyjsko-pakistański rytuał graniczny, który codziennie od 1959 roku przez krótką chwilę łączy strony konfliktu. Ceremonia wagh to bardzo popularny pokaz wojskowy polegający na obniżeniu flag obu państw. Jego skrupulatnie zaplanowana choreografia charakteryzuje się szybkimi manewrami tanecznymi, symbolizującymi zarówno rywalizację jak i braterstwo pomiędzy Indiami i Pakistanem. Hindusi manifestują swój patriotyzm w lekki i rozrywkowy sposób w przeciwieństwie do poważnej i stoickiej pakistańskiej społeczności. Myślę, że relacje między obydwoma krajami są już wystarczająco burzliwe, a więc lekkość oraz odrobina zabawy może na nich zadziałać kojąco.
Z Amritsar lecę do Varanasi z przesiadką w Delhi, gdzie mam zaledwie godzinę i piętnaście minut na przesiadkę. Standardowo wylot z Amritsar opóźnia się o 20 minut. Lotnisko w Delhi jest zakorkowane i samolot musi kołować nad miastem przez następne 20 minut. Powtórka z peruwiańskiej rozrywki: po dotarciu autobusem do głównego budynku zaraz przy krawężniku czeka na mnie pracownik linii lotniczych. Zostaję bezpośrednio odwieziona kolejnym autobusem do innej bramki. Służbowym przejściem trafiam od razu do szybu prowadzącego do samolotu. Jestem ostatnim pasażerem, ale ważne jest, że dotrę do Varanasi zgodnie z planem.
Zanurzone w smogu Varanasi leży nad świętą rzeką Indii – Gangesem. Jest ona czczona przez miliard hinduistów, którzy codzienne zanurzają się w Matce Ganga, wierząc, że kąpiel może uwolnić ich od grzechów. Piją wodę i używają jej do ostatniego mycia zmarłych. Na brzegu rodziny kremują swoich bliskich w tak zwanych palących się ghatach i wysypują popioły do rzeki, aby dusze wyzwoliły się z cyklu odrodzenia. Dookoła panuje żwawe religijne życie. Niestety Ganges jest jedną z najbardziej zanieczyszczonych rzek świata i jego stan się pogarsza. Pomimo tego, że Varanasi jest jednym z najstarszych miast na świecie, pozostało w nim niewiele z wieloaspektowego, pierwotnego dziedzictwa architektonicznego. Liczne inwazje zniszczyły miasto i dlatego najstarsze budynki są datowane na jedynie 400 lat. Współczesność jawi się jako chaotyczna i zaniedbana struktura miejska.
Wsiadam w powrotny samolot do Delhi, żeby zamknąć moją indyjską podróż. Jakie są Indie? Chaotyczne, szalone, irytujące, cudowne, odrzucające, piękne, przytłaczające i fantastyczne. Podróżowanie po tym masywnym kraju jest pełne sprzeczności i wyzwań, dlatego Keep your cool. Przyjmij rzeczy na spokojnie, pomimo nagminnej natarczywości kierowców rikszy, taksówkarzy, małych ulicznych sprzedawców jak mantra powtarzających Come visit my shop, czy indyjskich turystów nieraz bardziej zainteresowanych białymi podróżnikami niż własnym narodowym dziedzictwem. W Indiach frustracja rodzi się łatwo, dlatego poruszanie się po nich z pewną dozą „luzu” jest kluczowe, by docenić niesamowite bogactwo tego wielkiego kraju i jego olbrzymią religijną, kulturową, urbanistyczną i przyrodniczą różnorodność. Poza tym loty są przystępne cenowo, więc trudy podróży można znacznie zminimalizować.
Korekta: Dawid Dróżdż