Folklor nasz dzisiejszy, czyli polski dom i polskie rzeczy – recenzja książki „Dom polski” Małgorzaty Czyńskiej
Zmylił mnie podtytuł. „Meblościanka z Pikasami” wskazywała na pewien rodzaj znanego już żartu, książkę, w której obnażona jest estetyka polskich mieszkań dekady lat dziewięćdziesiątych, w których kształtująca się klasa średnia czerpała inspiracje z upragnionego zachodu, mieszając je z postmodernistycznym „wolno nam wszystko”.
Ale nie. Autorka książki „Dom Polski” Małgorzata Czyńska chce czytelnika przed takim myśleniem obronić. Z wielką czułością przypomina, że dom to nie tylko cztery ściany i jakieś meble, których funkcjonalność pozwala zaspokoić potrzebę komfortu i, czasem, estetyki. Po drugiej stronie są rzeczy – przedmioty, faktury i materiały, o których można pięknie rozmawiać.
Dom
Współczesna definicja domu odbiega od tej, o której opowiadają bohaterowie rozmów – twórcy i projektanci, którzy wpływali i wpływają na to, że dzisiaj możemy powiedzieć: tak, istnieje polskie wzornictwo. Dzisiaj dom, a najczęściej wynajęte mieszkanie, jest po prostu przestrzenią, w której przebywamy. Nie zawsze nawet widać w nim czyjąś obecność. A ta obecność we wspomnieniach rozmówców autorki jest kluczowa.
Wielu moich znajomych, a więc pokolenia urodzonego w latach 80. i 90. ma problem z definiowaniem domu, co wychodzi na jaw, kiedy próbujemy nadać nazwę miejscu. Mówią „wracam do mieszkania”, a odwiedzając rodziców: „jadę do domu”. Ten dom jest zarezerwowany dla szeregu rytuałów wiążących się z obecnością osób, zapachów i estetyki, która jest dobrze znana od lat. W „Domu Polskim” Marek Krajewski odpowiada na pytania o różnice między współczesnym a niegdysiejszym znaczeniem „domu” – jako miejsca pamięci i wszystkich śladów, pamiątek, przedmiotów, których rola uległa diametralnej zmianie. Dziś na przykład fotografie nie leżą już w szufladzie, ale na dyskach. Czasem w uporządkowanych folderach – zazwyczaj jednak na kartach pamięci albo w wirtualnych chmurach. Moje pokolenie, a z czasem także pokolenie naszych rodziców, przestało mieć potrzebę posiadania przedmiotów z przeszłości. Nie oznacza to, że nie chcemy posiadać rzeczy. Prawdopodobnie posiadamy więcej rzeczy niż jakiekolwiek pokolenie przed nami, ale okres ich użyteczności jest o wiele krótszy, nie mają żadnej wartości symbolicznej, co powoduje, że pozbywamy się ich, kiedy tylko pojawi się nowy trend albo przestaną być już potrzebne.
Równolegle, obserwujemy coś, co wynika z tego pierwszego – a więc pewną estetyczną fetyszyzację rzeczy z przeszłości. Doceniamy ich „ładność”, jakość wykonania i to, że pochodzą ze spółdzielni albo wyszły spod rąk rzemieślników, a nie masowej produkcji. To oczywiście nostalgia, która potrafi być twórcza i tkwi w każdym pokoleniu. Marek Cecuła piękne opowiada o serwisie Rosenthala, który był bardzo szanowany w jego rodzinie, ćmielowskich figurkach porozstawianych po mieszkaniu – być może właśnie to obudziło w nim szczególny szacunek i miłość do ceramiki, która stała się jego sposobem na życie.
„Dom Polski” pokazuje nam rzeczy z perspektywy, a jednocześnie kreśli niewidoczną granicę pomiędzy kiedyś a dzisiaj. Okazuje się, że wcale nie myślimy tak bardzo inaczej, a zmienia się tylko nasz sposób wyrażania i nazwy. Na przykład, jeśli chodzi o „klasowość” tego jak mieszkamy. Dzisiaj ten termin zamieniliśmy na mniej nacechowany, gładko brzmiący „styl życia”. Estetyka domów i mieszkań była często determinowana przez klasę pochodzenia, ale już nie przez zasoby materialne: W PRL-u (…) robotnik mógł zarabiać więcej niż inteligent, natomiast w mieszkaniu – po jego stylistyce i funkcjonalności – od razu było wiadomo, do kogo się wchodziło (…). U inteligenta były biblioteczka wypełnione książkami, fotele Kon-tiki, papierowa kula u sufitu zamiast kryształowego żyrandola stylizowanego na neorokoko – mówi Beata Bochińska. Dzisiaj mieszkanie potrafi oddawać aspiracje. Chłodny minimalizm „klasy korporacyjnej”, eklektyczne mieszkania współczesnej „klasy kreatywnej” – pokaż mi swoje mieszkanie, a powiem ci kim jesteś, powinna brzmieć maksyma.
Rozmówcy Małgorzaty Czyńskiej przypominają czytelnikowi o znaczeniu domu i osób, które potrafią zamienić w to pojęcie zamieszkiwaną przestrzeń. Na przykład Hanna Rechowicz, która co chwilę powraca wspomnieniami do swojego zmarłego męża, przywołując sytuacje i przedmioty, kojarzące się z jego obecnością. Wypowiada piękne zdanie: Lubię kurz. Gaber nie bardzo lubił.
Rzeczy
Okazuje się, że często tym, co ratowało projektantów, a nam zapewniło znakomite dziedzictwo lat 60. i 70. był niedostatek materiałów, zmuszający do kreatywności. Z fabryki Radomsko imienia Gwardii Ludowej dostałam furę odpadów z giętej buczyny, zaprojektowałam krzesła z siedziskami z tych odpadów. Wszystko się przydawało: sznurek, igielit – opowiada Teresa Kruszewska. Dzisiaj fotele z igielitu są pożądanym dobrem, o który zabijają się miłośnicy polskiego designu. Podobnie jak z przypadku narodziło się w połowie lat 60. słynne szkło Antico.
Dzisiaj nostalgicznie poszukujemy ceramiki z Bolesławca, Chodzieży czy Włocławka na pchlich targach. O produkcji pięknie opowiadają Danuta Duszniak i Marek Cecuła. Okazuje się, że za porcelanowymi cudami stoją rodzinne historie, a polski przemysł, słynny na całym świecie, utrzymał się właśnie dzięki tradycji i prawdziwej miłości do rzemiosła.
I właśnie o tym jest ta książka. O rzemieślnikach, którzy wbrew sytuacji na rynku, zmieniających się metodach produkcji, masowości, napływowi tańszych przedmiotów użytkowych zza oceanu, nadal wyżej cenią pracę rąk i skrupulatność.
W grudniu w Muzeum Narodowym w Warszawie otworzyła się Galeria Wzornictwa Polskiego. Od stylu zakopiańskiego, przez współczesne inspiracje folklorem, aż po dzień dzisiejszy z ukochaną przez projektantów Cepelią, Modą Polską, Hoffland, porcelaną z Bolesławca. Współczesność, która – dostrzegamy to dopiero, kiedy oglądamy wszystkie te rzeczy w jednej przestrzeni – bardzo silnie czerpie z przeszłości.
Podświadomie lub nie czerpiemy z tradycji, lubimy otaczać się ładnymi rzeczami i to, można powiedzieć z dumą, jest bardzo „polskie”. Umiłowanie do kryształów i serwetek, które na kredensach ustawiały nasze babcie nie jest kiczowate, a wynika z ponadczasowej potrzeby oglądania tego, co piękne, misternie wykonane, nowatorskie, oddające hołd surowcom – nie trendom. Mamy w genach i we krwi chęć pielęgnowania domu jako przestrzeni i przedmiotów. To dziedzictwo, szczególnie we współczesnym życiu w trybie fast, trzeba indywidualnie poddać refleksji – tak jak w rozmowie z twórcami polskiego wzornictwa zrobiła autorka „Domu Polskiego”.
M. Czyńska, Dom polski. Meblościanka z pikasami, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2017
Ocena:
Korekta: Hanna Kostrzewska, Marta Rosół