Afiszujmy się plakatem – 25. Biennale Plakatu Polskiego w katowickiej BWA
O plakacie można myśleć jak o ubraniu ulicy. Ewentualnie dodatku, który ubarwia nudne i szare zakamarki miasta, a jednocześnie stanowi bodziec kulturalny, syntezę reprezentowanego problemu, inteligentną grę w skojarzenia. W ostatnim czasie plakaty służyły jako sztandary maszerujących w obronie konstytucji czy praw kobiet – błyskotliwa „konsTYtucJA” Łukasza Rayskiego została zresztą nagrodzona podczas 25. Biennale Plakatu Polskiego. Chyba więc tradycja ma się całkiem nieźle?
Pytam, bo dla wielu żyjących spadkobierców i kontynuatorów myśli legendarnej Polskiej Szkoły Plakatu dobry plakat to pieśń przeszłości. Lech Majewski narzeka na poziom plakatów: KLIK!, zauważając, że coraz rzadziej są one formą artystyczną, a stają się raczej natrętną i brzydką reklamą.
Podobnie zresztą stwierdził Roman Kalarus podczas jednej z rozmów, które miałam okazję przeprowadzić dla „Śląska” – młode pokolenie artystów umiłowało brzydotę (może na przekór dość wysokiej estetyzacji życia), lecz często wykonanie jest bez pomysłu, a forma z prostej stała się prostacka: „Ludzie stracili potencjał myślenia metaforycznego, jakiegoś dowcipu. Liczy się tylko to, by przekazać suchą informację.”¹ A jaki powinien być plakat? Kalarus podpowiada słowa mistrza Jana Lenicy – „Plakat musi śpiewać”. A mi wydaje się, że kiedy oglądam wystawę w BWA to słyszę ten śpiew.
Żeby zrozumieć wagę tego wydarzenia, jakim jest biennale, i sens ciągłych porównań z przeszłością, trzeba uświadomić sobie, jaką tradycję ma plakat w naszym kraju. Nie bez kozery o Polskiej Szkole Plakatu mówi się szeroko na świecie. Termin ten nieodłącznie kojarzony jest z Henrykiem Tomaszewskim, jednym z głównych założycieli, który rozsławił swoje nazwisko na Międzynarodowej Wystawie Plakatu Filmowego w Wiedniu. Sprawił też, że otworzyły się oczy artystów na ten obszar artystyczny i drzwi Polaków do sukcesu. Od ok lat 50. poprzedniego wieku do lat 80. przybyło twórców, którzy zaskoczyli resztę świata bardzo inteligentnym, unikalnym podejściem do sztuki plakatu. Być może to system, w jakim przyszło im tworzyć i w którym na co dzień igrało się z cenzurą, sprawił, że umiejętność korzystania z metafor i niejednoznaczności artyści mieli we krwi.
Takie nazwiska jak: Pągowski, Szaybo, Świerzy nie odbijają się echem w świecie. O świadomości polskiego plakatu świadczyć może chociażby zestawienie „vintage” polskich plakatów znanych filmów na popularnym portalu Buzzfeed (KLIK!) – wśród twórców pojawiają się także nazwiska: Jan Młodożeniec, Hanna Bodnar czy Jerzy Flisak.
Martin Scorsese również przyznaje się do posiadania kilku dzieł polskich plakacistów, zwracając uwagę na ich błyskotliwość w oddawaniu esencji filmu. KLIK!
Zapraszamy więc serdecznie na Biennale do jego korzeni – do katowickiej galerii BWA, z której m.in. idea pierwszego Biennale Plakatu pochodząca z 1965 roku (o krajowym zasięgu) zawędrowała do Warszawy, a tam wydarzenie urosło do rangi międzynarodowej, podnosząc na moment żelazną kurtynę. Oprócz plakatów nagrodzonych i nowych, nie zabraknie również trochę wspomnień, retro-plakatów i nazwisk ważnych, szczególnie dla regionu, którego specyfika znacząco wpłynęła na artystyczne tendencje śląskich plakacistów. Niektóre z prac wyglądają naprawdę „śpiewająco”!
Więcej o „śląskiej” szkole plakatu usłyszeć można w opowiadaniach Tadeusza Grabowskiego, Romana Kalarusa i Moniki Starowicz:
Wystawę prezentującą wszystkie prace nagrodzone w konkursie Biennale Plakatu Polskiego możecie obejrzeć w katowickim BWA do 28 stycznia 2018 roku. KLIK!
¹Roman Kalarus w wywiadzie „Bluesem malowanie” „Śląsk” Nr 4 (257)
Tekst: Marta Połap
Korekta: Angelika Ogrocka