Czarny egzystencjalizm filmowy – recenzja filmu „Nie jestem twoim murzynem”
Kilkadziesiąt lat temu Martin Luther King śnił o braterskim pojednaniu dzieci niewolników z potomkami amerykańskich panów bawełny. Swoje sny przypłacił życiem. Podczas dwustutysięcznego Marszu na Waszyngton, gdy afroamerykański działacz i polityk wykrzykiwał całemu światu swoje marzenia słynnymi słowami „I have a dream…”, przysłuchiwały mu się amerykańskie gwiazdy: Marlon Brando, Bob Dylan, Sidney Poitier i Josephine Baker. W tłumie znalazł się również inny czołowy aktywista walczący o prawa czarnoskórych obywateli Ameryki – Malcolm X, który cały wiec nazwał później „piknikiem” i „farsą Waszyngtonu”. Jego radykalizm polityczny i przyzwolenie na przemoc przysporzyły mu rzesze wrogów, a determinacja i zaangażowanie doprowadziły do śmierci z rąk zabójcy. Największą ofiarę – własne życie – poniósł również inny, mniej znany działacz społeczny, Medgar Evans. Zginął z rąk członka Ku Klux Klanu wkrótce po tym, jak John F. Kennedy zapowiedział w telewizji wprowadzenie ustawy o prawach obywatelskich dla wszystkich Afroamerykanów.

fot. materiały prasowe
Trzy postacie, trzy biografie, trzy ofiary rasowej nienawiści, ale jedna wolność. Choć różnili się w swoich poglądach i społecznych obserwacjach działali w imię wspólnej sprawy. Zmieniali dzieje świata na oczach milionów obywateli – nie tylko Afroamerykanów, ale całej ludzkości.
Jak ważnymi dla kwestii człowieczeństwa i ludzkich praw byli Martin Luther King, Malcolm X i Medgar Evans wiedział James Baldwin. Afroamerykański pisarz mieszkający przez lata w Europie, przesiąknięty egzystencjalizmem (w Stanach Zjednoczonych przypisuje się mu miano czołowego przedstawiciela nurtu black existentialism) chciał opisać losy trzech czołowych działaczy afroamerykańskich i ich wpływ na historię Ameryki i reszty świata. Nie udało mu się dokończyć zamierzonego dzieła. Pozostawiwszy jedynie 30 stron tekstu, zmarł 1 grudnia 1987 roku. Dokładnie po 30 latach po jego śmierci do kin wszedł film dokumentalny Raoula Pecka „Nie jestem twoim murzynem”, którego scenariusz oparty został na niedokończonym rękopisie afroamerykańskiego pisarza i komentatora rzeczywistości.
Historia trzech wojowników społecznych spisana (choć tylko częściowo) przez Jamesa Baldwina i odczytana na nowo przez Raoula Pecka stanowi punkt wyjścia dla szerszej refleksji o stanie relacji międzyludzkich, wzajemnym szacunku i poczuciu odpowiedzialności za drugiego człowieka. Nie ujmując znaczenia biografiom czarnoskórych działaczy, prawdziwym bohaterem filmu jest człowiek znienawidzony i poniżany. Nie sposób byłoby bowiem nakręcić film oparty na literaturze i myśli Jamesa Baldwina nie sięgając do znaczeń głębszych niż tylko suche fakty i poglądy trzech wspomnianych działaczy. Wystarczy przywołać jedno ze zdań padających w filmie, aby zrozumieć, jak głęboko Baldwin doszukiwał się źródeł dyskryminacji rasowej w Stanach Zjednoczonych: Nie jestem murzynem. Jestem człowiekiem. Ale jeśli nazywacie mnie murzynem, to znaczy, że go potrzebujecie. I musicie dowiedzieć się czemu. Od tego zależy przyszłość naszego kraju.

fot. materiały prasowe
Dzięki wnikliwej obserwacji i szerokiemu kontekstowi, który dostrzegał James Baldwin oraz słowom takim, jak te wyżej przytoczone,figura pisarza stała się intelektualną bronią przeciwko wszelkim argumentom jego przeciwników. Jako świadomy humanista dostrzegający więcej niż niejeden buntownik Czarnych Panter był w stanie wytknąć błędy niewzruszonej, „świętej” Historii Ameryki. Dzięki niemu wszelkie marsze i wystąpienia, akcje bezpośrednie i jednostkowe wyrazy sprzeciwu zyskały wymiar ogólnoludzki, dotykający nie tylko kwestii rasowych, ale przede wszystkim egzystencjalnych. James Baldwin, autor walczący słowem – co dostrzegamy w filmie bardzo wyraźnie – podarował amerykańskiemu ruchowi antyrasistowskiemu racjonalne uzasadnienie; nienaruszalną podstawę, której po dziś dzień nikt nie jest w stanie zakwestionować.
Reżyser „Nie jestem twoim murzynem” wtóruje pisarzowi, osadza jego słowa w czasie i miejscach, dopełniając je obrazami. Szczególnie wtedy, gdy między zdjęciami rejestrującymi wystąpienie Malcolma X lub eskortę pierwszych czarnoskórych studentów na uniwersytet pojawiają się pytania o granice ludzkiej wolności czy słowa napominające do poczucia ogólnospołecznej tożsamości, wydaje się, że Peck bezbłędnie wyczuł myśli pisarza. Co więcej, reżyser rozbudowuje narrację o analogię sięgające do czasów współczesnych. Przywołuje elekcję pierwszej afroamerykańskiej pary prezydenckiej w historii USA, protesty społeczności afroamerykańskiej sprzed kilku lat, zdjęcia Gordona Parksa, czarnoskórego fotografa, którego bronią w walce o równość był aparat fotograficzny. Nie bez znaczenia jest także fakt, że narratorem całej opowieści jest Samuel L. Jackson – aktor od dawna silnie zaangażowany w ruch na rzecz rzeczywistego odzyskania praw obywatelskich przez Afroamerykanów.
Z doniosłych i ważnych słów Jamesa Baldwina czytanych z offu, zdjęć powracających do wielkich marszów i brutalnie tłumionych protestów oraz odwołań do filmów, które raz potwierdzały krzywdzące stereotypy społeczne, a innym razem próbowały je obalić, wyłania się obraz dyskryminacji, walki i zmian, jakie zaszły w świecie począwszy od lat 40. XX wieku, aż po dziś dzień. Obraz zaangażowany, surowy w ocenie działań białej części społeczeństwa, jej obojętności i nienawiści. Obraz, który może być nie tylko wspomnieniem tamtejszych wydarzeń, ale również napomnieniem współczesnego widza. Inność i obcość nadal przecież budzą strach i wrogość, szczególnie tam, gdzie relacje społeczne wydają się unormowane i moralnie właściwe. Może zatem pora wrócić do literatury i myśli Jamesa Baldwina?
Ocena: