3 x Araki

Kto nie brał udziału w przeglądzie filmów Gregga Arakiego w Kinie Kosmos – niech żałuje i koniecznie nadrobi filmowe zaległości przy najbliższej okazji. Obraz współczesnej amerykańskiej kinematografii bez niepokornych i nie dających się zaszufladkować filmów jest zdecydowanie niepełny i wyblakły. W ramach przeglądu mogliśmy obejrzeć „Doom Generation”, „Zły dotyk” i „Kaboom”. Filmy okazały się być zupełnie różne od siebie i początkowo trudno było mi uwierzyć, że ich autorem jest ten sam reżyser. Brak konsekwencji i powtarzalności uczyniły tę podróż jeszcze ciekawszą i bardziej ekscytującą.

doom generation2

fot. kadr z filmu „Doom Generation”

„Doom Generation” (1995) to połączenie znanych elementów w całkiem nieprzewidywalną mozaikę. To kino drogi, w którym zbuntowane nastolatki przeżywają pierwsze eksperymenty seksualne i uciekają przed odpowiedzialnością. Jednak Araki bawi się historią swoich bohaterów i cierpliwością widzów, fundując zwrot akcji mniej więcej co 15 minut. Chcemy jednak grać w tę grę: cieszy nas coraz odważniejsza zabawa postaci i rozgrzewa fala czerwieni, która zalewa ekran w rytm Nine Inch Nails. Przez większą część filmu bawimy się doskonale po to, aby zaniemówić na ostanie dziesięć minut.

zły dotyk

fot. kadr z filmu „Zły dotyk”

„Zły dotyk” (2004) był jednym z najtrudniejszych doświadczeniem filmowych, z jakim przyszło mi się zmierzyć. To zrealizowana bardzo sensualnie historia dwójki chłopców wykorzystywanych seksualnie. Tak jak bohaterowie wybierają dwie zupełnie różne drogi w poradzeniu sobie ze swoją traumą, tak i my możemy utożsamić się z jednym z nich lub spróbować zupełnie odciąć się od ich problemów. Araki nie ułatwia nam zadania i scena po scenie film staje się mroczniejszy. W efekcie życie bohaterów jawi się jako rozbity, dziecięcy kalejdoskop – nadal zachwycamy się jego pojedynczymi kawałkami, ale nigdy nie popatrzymy na świat przez pryzmat idealnego, barwnego wzoru.

fot. kadr z filmu „Kaboom”

fot. kadr z filmu „Kaboom”

„Kabooom” (2010) był największą niespodzianką; historią najbardziej nieprzewidywalną, pełną słodyczy i naiwności, która zupełnie rozbawiła publiczność. Nie wiadomo do końca z czego się śmialiśmy: z absurdalności przedstawionej historii czy po prostu sprowokowani śmiechem innych widzów. Tego filmu na pewno nie można oglądać w samotności, a cały jego urok polega na ciągłym komentowaniu, odszukiwaniu filmowych tropów i odpowiadaniu sobie wzajemnie na pytanie: co to w ogóle jest?

Gregg Araki zabiera widzów w bardzo różne rejony kina, a oglądanie filmów, które stworzył, jest jak bujanie się na emocjonalnej huśtawce: od powagi do kampowej śmieszności; od współodczuwania do totalnego psychicznego odcięcia się. Jakiej taktyki byśmy nie przyjęli i tak istnieje duża szansa, że poddamy się tej nietuzinkowej grze, do jakiej zaprasza nas reżyser. Trudno się oprzeć szczerości, odwadze i spontaniczności, jakimi wypełnione są jego obrazy. Teraz czas na lekturę „A jak Araki”.


Agnieszka Karpiel małe

Agnieszka Karpiel
Rocznik ’82. Urodzona w Płocku, swoje życiowe miejsce odnalazła na Śląsku, studentka kulturoznawstwa, fotograf, wieczna idealistka, bliskie jest jej antropologiczne spojrzenie na człowieka i filozofia.