Skóra, fura i bażanty – recenzja filmu „Tom of Finland”
Dome Karukoski nie miał ambicji stworzenia biografii Toma of Finland – artysty kultowego powojennej kultury gejowskiej. Fiński reżyser dokonuje w swoim najnowszym dziele czegoś o wiele istotniejszego – próbuje wcielić się w rolę diarysty, opisującego przede wszystkim witalność nagiego życia, wymykającego się próbom oswojenia oraz kulturowej marginalizacji.

fot. materiały dystrybutora
Tożsamościowa polityka „Tom of Finland” objawia się w już samej strukturze filmu, który rozwija się w wielu kierunkach. Można oczywiście odebrać ten gest jako całkowicie inkluzywny wobec wszystkich tych, którzy zostali wykluczeni przez system władzy kulturowej. Symptomatyczne jest to, że film bardzo świadomie wykorzystuje zaplecze intelektualne i teoretyczne (widać chociażby inspiracje myślą Michela Foucaulta i jego historią seksualności), by pokazać wpływ wzorców kulturowych na karanie oraz dyscyplinowanie mniejszości..
Pekka Strang wciela się w rolę kultowego twórcy gejowskiego o pseudonimie Tom of Finland. Głównego bohatera poznajemy jeszcze w trakcie II wojny światowej, tuż przed przerzuceniem wojsk na front wschodni. W atmosferze żołnierskiego strachu przed „dzikim wschodem” poznajemy Toma jako szanowanego oficera, który w ukryciu szuka możliwości uwolnienia swojego homoerotycznego pragnienia. Tempo filmu momentami przyspiesza, porzucając introspektywny wątek wojny (kojarzonej również z traumą). Na ekranie zaczyna dominować rzeczywistość czasów powojennych, a Tom jawić się jako kultowy twórca obscenicznych i niemal pornograficznych rysunków, wręcz groteskowo eksponujących męskie nagie torsy i erekcje. Twórczość Toma jest ekstatyczna w swojej bezpruderyjności i instynktowności.

fot. materiały dystrybutora
Pekka Strang przekonująco wypadł w roli tytułowego Toma, wydobywając z tej postaci nie tyle hedonistycznego artystę, ile naznaczonego tragicznym pęknięciem dandysa. Kaija (w tej roli Jessica Grabowsky, kojarząca się z Ingrid Thulin), siostra Toma, również naznaczona jest powojenną melancholią i przypomina postać wyjętą z filmów Ingmara Bergmana. Dopełnieniem tej dwójki jest Lauri Tilkanen, którego Veli został przekonująco odegrany jako androgyniczny cherubin i sensualna muza Toma. Aktorzy świetnie wpasowali się w stylistykę całego filmu, składającego się z dwóch porządków: historycznego (modernistycznego, tradycyjnego, subtelnego) oraz aktualnego (ekspresyjnego, cielesnego, śmielszego).
Film Karukoskiego podejmuje polemikę z funkcjonowaniem mniejszości homoseksualnej w określonym paradygmacie historycznym. „Tom of Finland” w formie melodramatycznej opowieści próbuje również zmierzyć się z (nie)obecnością Innego w tzw. wielkiej historii. Jednym z ważniejszych aspektów filmu -– choć można odnieść wrażenie nie do końca wyeksponowanym – jest próba stworzenia alternatywnej narracji o II wojnie światowej. Miałoby się to dokonać z perspektywy tych, którzy są wykluczani poza zasięg oddziaływania mocy podmiotowego i aktywnego współtworzenia historii. Powszechna obecność homoseksualistów na wojnie zamieniła się w ich (nie)obecność w pamięci zbiorowej i kulturowej. Hayden White – amerykański historyk i krytyk kultury – podkreślał, że ten, kto swoim autorytetem decyduje o kształcie narracji historycznej, wpływa również na teraźniejszość. Film Karukoskiego, podejmujący doświadczenie wojny, jest elementem oporu wobec tego autorytetu, który swoją mocą wyklucza mniejszości poza historię.

fot. materiały dystrybutora
„Tom of Finland” w odkrywczy i atrakcyjny sposób politycznie przepisuje zatem historię, uwzględniając perspektywę Innego. Ten nowy historyzm powiązany jest już z samą seksualnością, gdyż mundury, papierosy, bronie i skórzane buty bywają często fetyszyzowane przez kamerę. Momenty, w których wielka historia zderzona jest z ironiczną ścianą kampowej estetyki wypadają szalenie atrakcyjnie. Niestety, są one w filmie dość rzadkie, a reżyser częściej posługuje się zachowawczą metonimią, by ugrzecznić pożądanie. Dzieło Karukoskiego w pewnym momencie ulega stylistycznej dezintegracji i staje się po prostu nierówne.
„Tom of Finland” wręcz pulsuje od dynamicznego napięcia między obecnością a nieobecnością erosa homoseksualnego. W filmie zostały zderzone ze sobą dwa modele przedstawienia pożądania; w tej zauważalnej niekonsekwencji można upatrywać reżyserskiej chęci utrzymania status quo w kwestii jednoznacznej reprezentacji pragnień homoerotycznych.
Pierwszy z nich, bardziej symboliczny, sublimuje cielesność i pragnienie. Są to momenty, w których Tom bywa przedstawiany jako wewnętrznie pęknięty podmiot, chwiejący się tuż przed skokiem w nieświadomość. Reżyser filmu najczęściej posługuje się metonimią, by estetyzować ekspresję pożądania, co tłumaczy ciągłą obecność pewnych symboli, kojarzących się z męską seksualnością. Taki sposób kształtowania tożsamości związany jest z określoną strategią o rodowodzie modernistycznym. Podobne zabiegi stosowano w wielkich dziełach literackich tego okresu, np. u Oscara Wilde’a, a sam scenariusz filmu Karukoskiego nasuwa skojarzenia z tradycyjnymi narracjami homoerotycznymi tego czasu. Relacja Toma z chorym Velim nieodparcie kojarzy się z modernistycznym wzajemnym uściskiem Erosa i Thanatosa. Momenty, w których Karukoski stosuję taką poetykę, wypadają jednak nieco zbyt anachronicznie. Ta próba ustanowienia bohatera homoseksualnego, rozumiana jako strategia nieustannego negocjowania statusu własnej tożsamości w obliczu śmierci i choroby, jest oznaką rozmycia się wizji reżyserskiej w kulturowym kodowaniu. Fiński reżyser powiela modernistyczny schemat, polegający na myśleniu o artystycznej ekspresji homoerotycznego pożądania w kategoriach wyrażania niewyrażalnego.

fot. materiały dystrybutora
Druga poetyka jest zdecydowanie bliższa oryginalnym pracom Toma. Dzieła fińskiego artysty kumulują w sobie przegiętą obsceniczność, która z ironicznym dystansem podważa normy kultury. Nie jestem bojownikiem o wolność – mówi filmowy Tom. To jedno zdanie idealnie domyka obraz twórczości tej postaci, co kłóci się z reżyserskim wyobrażeniem kinowego Toma, który często bywa „romantyzowany” oraz przedstawiany z dozą dekadenckiej melancholii. Autorskie żonglowanie dwiema poetykami przedstawiania biograficznej opowieści sprawia, że Tom przypomina zarówno bohatera „Śmierci w Wenecji” Thomasa Manna, jak i królewicza kampowego musicalu (choćby z „The Rocky Horror Picture Show”). Film Karukoskiego próbuje marginalizować to, co najbardziej rozbuchane w twórczości Toma – ciało, seks, fetysz i perwersja znajdują się tu w kampowym cudzysłowie. Reżyser zdradza własną zachowawczość w momencie, gdy energetyczna seksualność przesadnie uwypuklonych męskich torsów zostaje zastąpiona intymnymi (sic!) symbolami, wyjętymi z pogranicza jawy i snu.
Wykalkulowany reżyserski dystans, który zupełnie nie współgra z artystyczną twórczością Toma, związany jest również z rozwiązaniami fabularnymi, czego dowodem może być chociażby relacja Laaksonena i Velego, uwikłanych w miłosny trójkąt – uczuciowe zbliżenie między mężczyznami zawsze musi się dokonać przez kobiece medium. To kolejny element, który zdradza reżyserskie przywiązanie do anachronicznych, tradycyjnych strategii określania ekspresji homoerotycznej. Nawet rysunkowa obsceniczność wydaje się raczej stłamszona, a jej wywrotowy charakter zepchnięty na bok przez reżyserską zachowawczość.

fot. materiały dystrybutora
Rozszalała seksualność w „Tom of Finland” zamienia się ostatecznie w potulny sensualizm, na dodatek podszyty melancholią. Film po części zatraca swój wywrotowy potencjał, zdolny nieustannie dekonstruować zastane sposoby prezentacji homoerotycznego pragnienia. Momenty, w których przeradza się w kampowy melodramat, którego głównymi osiami stylistycznymi stają się skórzany fetysz i pucowany motocykl (lub polowanie na bażanty), wypadają najatrakcyjniej i z punktu widzenia polityki tożsamości są najważniejsze, gdyż nie próbują ukryć swojej szczerości i emocjonalności w maskaradzie zastanych norm kulturowych.
Ocena: