#RokAwangardy. Notatki wokół wystawy „Zwrotnica. Początki neoawangardy na Górnym Śląsku”
O ile alkohol i kokainę zaliczyć można do jadów realistycznych – potęgują świat, nie dając nastroju niesamowitości – o tyle peyotl nazwałbym narkotykiem metafizycznym, dającym poczucie dziwności istnienia, którego w stanie normalnym doznajemy niezmiernie rzadko – w chwilach samotności w górach, późno w nocy, w okresach wielkiego umysłowego przemęczenia, czasem na widok rzeczy bardzo pięknych, lub przy słuchaniu muzyki, o ile nie jest to po prostu normalnym wrażeniem metafizyczno-artystycznym, pochodzącym od pojmowania bezpośrednio samej Czystej Formy dzieła sztuki[1].
Odmienne stany świadomości, psychotroniczne doliny i metafizyczne wzgórza – różnie można nazywać Inność, pociągającą i kreującą nowe punkty widzenia oraz modele myślenia. Dla Witkacego, autora słów wstępu, doświadczenie niektórych narkotyków mogło być (na polu literackim) przyrównane do doświadczenia prawdziwego dzieła sztuki. Czysta Forma – stworzona przez niego teoria estetyczna – była jądrem planowanej rewolucji przeciwko fali „spłyciarzy” kulturowych, religijnych i filozoficznych. Katastrofizm, w jaki wpisywał się jego światopogląd i działania, których się podejmował, nadawały mu profetyczny ton, inspirujący po samobójczej śmierci w 1939 środowiska artystyczne.
Od listu napisanego do jego przyjaciela – a później wroga w zakresie teorii sztuki – Leona Chwistka zaczyna się zapoznanie odbiorcy z katowicką i gliwicką neoawangardą, również funkcjonującą w ramach „spłycenia” socrealistycznego. „Zwrotnica. Początki neoawangardy na Górnym Śląsku” – tak kuratorzy Muzeum Śląskiego opatrzyli próbę konfrontacji [2] publiczności z dokonaniami zrywającymi z figuratywizmem i realizmem. „Zwrotnica…” to delikatny atak na konwencje przedstawień realistycznych do jakich przyzwyczaiła nas edukacja kulturowa w szkołach, wszak realizm otacza nas wokół i – wydawałoby się – nie stanowi wyzwania. Bardziej dosadnie tę sytuację walki przyzwyczajeń z „nową sztuką” lat 50., 60. i 70. XX wieku komentują obecne na białych ścianach cytaty Władysława Strzemińskiego:
Zarzut subiektywizmu i deformacji natury za jedyne swoje pokrycie miał ignorancję i lenistwo umysłowe wypowiadającego [3].
Z tego mocnego oskarżenia można wyjść obronną ręką, gdy przyjrzy się cyklowi sześciu prac Stefana Gaidy. Stanowią one ważny pomost wizualizujący zmiany sposobów myślenia o naturze i jej przedstawieniach, warunkujący wstęp do zrozumienia dynamiki, jaka czeka na nas w dalszych salach. Spoglądając na pierwszy obraz, bez trudu zauważa się scenę martwej natury skomponowanej z przedmiotów codziennego użytku. Posuwając się w prawo, widzimy ewolucję ich postrzegania zgodnie z kubistyczną nauką osiągającą kulminację w rozbiciu przestrzeni obrazowej i wyeksponowaniu wielu perspektyw danego przedmiotu naraz, obok siebie, w jakby pociętych kolażach. Widząc jednocześnie wszystkie strony danego przedmiotu, uczymy się widzieć na nowo. Umiejętność tę testujemy w pozostałej części „Zwrotnicy”, z błogosławieństwem Aleksandra Rodczenki:
Przyzwyczajono nas (…), aby wszystko było według zasad kompozycji z czasów naszych babek. A przecież ludzi trzeba rewolucjonizować, aby widzieli przedmioty w wielu perspektywach i przy każdym oświetleniu [4].
Kolejne sale wypełnione są uznanymi nazwiskami i pracami naprawdę wartymi poświęcenia im czasu. Póki nie dostaniemy żadnego komentarza teoretycznego, sami musimy dopowiedzieć sobie myśl interpretacyjną oraz ocenić wartość kompozycji, barwnych plam, jakości materiału, wyboru kadru, splątanych linii, figur i powidoków. Wywołują je zarówno PRL-owska atmosfera przestrzeni wystawowej, stylizowana czerwonym gumolitem oraz pionowo zwisającymi płachtami cenzurującymi (autorstwa Krystiana Banika), jak i odniesienia tematyczne artystów („Powidoki morza” Urszuli Broll, powidoki jako jeden z głównych cykli Władysława Strzemińskiego) oraz wzajemne inspiracje.
Główną cechą prezentowanego zbioru jest odejście od maniery mimetycznej. Zarówno zjawisko antyfotografii, zdjęcia członków Gliwickiego Towarzystwa Fotograficznego, jak i prace malarskie ST-53 oraz Oneironu (Ligi Spostrzeżeń Duchowych) mają w siebie wpisane zasady unieważniające ówczesną konwencję obrazowania w danym medium. Sala „gliwiczan” prezentuje fotografię społeczną, subiektywną oraz pierwsze działania konceptualne, zaś w przypadku twórców LSD można mówić o próbie wywoływaniu pewnej – Witkacowskiej – dziwności istnienia. Nie jest to już aż tak poważne branie się za metafizyczne bary z rzeczywistością, ponieważ tu i ówdzie pojawiają się mrugnięcia okiem i błyski zębów, lecz często są one wpisane w bycie znacząco odmiennymi od produktów codzienności. Mimo że to dobrze dla sztuki, która przestaje być służebnicą mieszczańskich zachcianek lub socrealistycznej ideologii i staje się bardziej autonomiczna, to wciąż pełniejszy odbiór prac pozostaje dla tych, którzy znają ich konteksty powstania i odcyfrowują znaczenia ukryte w symbolice obrazowania.
Nie wiem, na ile zrozumiałe czy zachwycające będą prace pozbawione komentarza, a właściwie opatrzone jedynie dosyć mocnymi postulatami towarzyszących im programów teoretycznych czy manifestów. Wystawie w Muzeum Śląskim nie towarzyszy bowiem żaden, choćby najprostszy element edukacyjny w postaci arkuszy informacyjnych, dotyczących danego kierunku, artysty, stylu czy techniki wykonania, a jak pokazuje przykład wystawy „Robiąc użytek” w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej, da się to robić zgrabnie i poręcznie. Muzeum musi jeszcze nauczyć się, jak wyjść do odbiorcy nowego, który nawet jeśli zaciekawiony, zderzy się z brakiem tropów interpretacyjnych w zamkniętym gronie adoracji „autorytetów” przemawiających martwymi głosami z wyklejek ściennych. Możliwość kupna katalogu z wystawy nie jest sensowną odpowiedzią.
Do zobaczenia świata potrzebny jest człowiek, który widzi [5].
Narkotyczne doświadczenia Witkacego nie zostały przywołane przypadkowo. Oprócz sali wypełnionej m.in. „Czarnymi Kartami” legendarnego Oneironu, znajdujemy tam również psychodeliczne ślady fascynacji kulturą Wschodu oraz samorozwojem. Patronujący im cytat z Carla Gustava Junga przypomina, że w obrazach neoawangardy nie powinniśmy szukać luster rzeczywistości, lecz śladów w głąb siebie. Tak jak i sztuka Witkacego miała wywoływać uczucia metafizyczne m.in. przez „spotwornienie formy”, tak – przekładając to na mniej ekspresyjny język – sięganie do mandal, psychodelii, świętej geometrii, symboliki seksualnej oraz buddyjskiej – tak różnej od europejskiej – stanowiło dla twórców kolejne kroki na drodze do samopoznania.
Dla mnie objawieniem tej wystawy są prace pochodzącego ze Świętochłowic Antoniego Halora, jednego z pięciorga osób tworzących Oneiron. Naprawdę rzadko można trafić na wystawy jego prac plastycznych. Trzeba podziękować kuratorom, że wyciągnęli z magazynów kilka jego wielowarstwowych dzieł. Pytanie: kiedy wystawa indywidualna? Doczekał jej już Zdzisław Stanek, obecnie również prezentowany w ramach Roku Awangardy w Muzeum Historii Katowic.
Wartość tej wystawy można objąć ramami cytatu Władysława Strzemińskiego: Załóżmy określony typ świadomości wzrokowej – a będziemy mieli określony typ plastyki. […] Historyczna zmienność form plastyki jest odbiciem historycznego narastania świadomości wzrokowej. Właśnie dlatego status widzenia nie odnosi się do biernego obserwowania rzeczywistości, lecz percepcji uważnej, skoncentrowanej na detalach i intencjonalnej. Dzięki temu przestrzeń wystawy, ale i otoczenie po wyjściu z niej, może przyczynić się do rozwoju „świadomości wzrokowej”.
„Zwrotnica. Początki neoawangardy na Górnym Śląsku”, Muzeum Śląskie.
3.11.2017 – 1.04.2018
Wystawa przygotowana we współpracy z Muzeum Historii Katowic odbywa się w dawnej siedzibie Muzeum Śląskiego, przy Alei Korfantego. Jest to ostatnia szansa, by odwiedzić progi budynku dawnego hotelu, gdyż wszystko wskazuje na to, że po 1 maja 2018 roku, obiekt zostanie przekazany miastu.
korekta: Marta Połap, Angelika Ogrocka
[1] S. I. Witkewicz, Nikotyna, alkohol, kokaina, peyotl, morfina, eter + appendix, Drukarnia Towarzystwa Polskiej Macierzy Szkolnej, Warszawa 1932, s. 100.
[2] Bo i zbrojną etymologię posiada słowo „awangarda”.
[3] W. Strzemiński, Teoria widzenia, Kraków 1958.
[4] A. Rodczenko, O fotografii, 1927.
[5] W. Strzemiński, Teoria widzenia, Kraków 1958.