Pra-gnienia na dnie butelki. O spektaklu Teatru T.C.R
Ciemność, całkowita ciemność. Pod ścianą pojawia się niebieska poświata elektrycznego czajnika. Coraz głośniej słychać bulgot gotującej się wody. Kobiecy głos, modlitwa. Trzask. Czajnik się wyłącza. Światła. Pustawa salka, niczym szkolna klasa pełna rozkładanych krzeseł. W większości pustych. I cztery osoby.
Tak rozpoczyna się kolejny po „Knieniu” autorski spektakl tyskiej Grupy Artystycznej Teatr T.C.R. Jak głosi oficjalny opis spektaklu: […]dramat, który rozgrywa się w ośrodku pragnień i antyszambrowań[…]. Antyszambrowanie, dość archaiczne słowo (zapożyczenie z języka francuskiego) określa długie wyczekiwanie w przedpokoju, poczekalni. Oczekiwanie na audiencję, wizytę u kogoś ważnego, rozmowę. Pomieszczenie, w którym rozgrywa się akcja przedstawienia, to sala w ośrodku terapii uzależnień. Grupa ludzi czeka zniecierpliwiona na swojego tajemniczego terapeutę, ale ten się nie pojawia, odwołał spotkanie. Czworo bohaterów: Alicja, Piotr, Krzysztof i Dawid, to młodzi ludzie, wszyscy uzależnieni od alkoholu. W ciągu godziny każde z nich opowie o swoim życiu i o tym, co sprawiło, że znaleźli się w grupie terapeutycznej.
Alina, dziewczyna „z dobrego domu”, córka bogatych rodziców, wpada w wir przygodnego seksu i mocno zakrapianych imprez. W trakcie jednej z nich krwawi – okazuje się, że to poronienie. Nawet nie wiedziała, że jest w ciąży. Traci kontrolę nad tym, jak dużo pije, bo tylko wtedy czuje się lekko, wolna od myśli i zmartwień.
Piotr jest barmanem. Chętnie wysłucha każdego z klientów, równie chętnie się z nimi napije. A nad ranem, kiedy większość ludzi wybiera się do pracy, on kończy pobyt w swojej. Wracając do domu pociągnie z butelki jeszcze kilka łyków. Któryś z takich jałowych poranków uhonoruje nieudaną próbą samobójczą.
Krzysiek to młody muzyk, członek zespołu znajdującego się u progu sławy. Zdolny i wrażliwy chłopak. Bierze udział w talent show, a jego picie staje się coraz bardziej widoczne. Członkowie zespołu grożą mu wyrzuceniem.
Dawid, szczęśliwy mąż i ojciec, przebojowy wesołek, lubi poimprezować na firmowych spotkaniach. A jak poimprezować, to przy okazji wypić. Z powodu wypadku samochodowego, który powoduje po pijanemu, ginie przypadkowa kobieta, a on zostaje wysłany przez sąd na przymusową terapię. Tylko w ten sposób będzie mógł odzyskać prawo jazdy.
Tytułowe „gnienie” może odnosić się do gnienia blachy, przejmującego jęku jaki wydaje miażdżona karoseria w trakcie wypadku samochodowego. Takiego jak ten, o którym opowiada Dawid. Przede wszystkim jednak „gnienie” to zabawa językowa, zmyślny skrót od słowa „pragnienie”. Pragnienia są bowiem motywem przewodnim całego przedstawienia. Bohaterowie, znajdujący się na życiowych rozdrożach, starają się znaleźć rozwiązanie swoich problemów. Zagubieni i zmęczeni mierzą się z codziennością, starając się ukryć swoje uzależnienie przed innymi. Łakną szczęścia i gonią za marzeniami. Każde z nich czegoś pragnie, ale nie potrafi się do tego ani przyznać, ani osiągnąć zamierzonego celu – z tego właśnie wynika stopniowa utrata kontroli nad własnym życiem. Krzysztof marzy o sławie i zmaga się ze swoim spolegliwym usposobieniem. Dawid nie radzi sobie ze stresem; kocha swoją rodzinę, ale chciałby móc bezkarnie korzystać z życia. Piotr szuka celu, życia sprzed okresu, kiedy wpadł w sidła nocnej pracy, niszczącej i toksycznej pokusy. Alina, która od zawsze miała wszystko, przyzwyczaiwszy się do etykiety „puszczalskiej”, rozpaczliwie szuka bliskości.
Spektakl zagrany jest bardzo dobrze, i choć tekst jest nieco przewidywalny i momentami banalny, to aktorom udaje się oddać dramatyzm sytuacji, w których znaleźli się wykreowani przez nich bohaterowie. Świetny zespół aktorski w składzie: Alina Bachara, Piotr Kumor, Krzysztof Kulbicki (nagrodzony za swój występ Nagrodą Aktorską na „Relacjach” w Stalowej Woli) i Dawid Kozak, poradził sobie ze stworzeniem wiarygodnych bohaterów. Postaci są cyniczne, zdesperowane, zagubione, a przenikająca ich monologi rozpacz łapie widzów za serce. Aktorzy mają na sobie jednakowe kurtki-bombery w odcieniu militarnej zieleni. Nadają im one wygląd na poły rekrutów, na poły więźniów. Ten strój zamyka ich w jednakowych ramach, ustawia w tej samej pozycji i podkreśla – trochę wymuszoną przez sytuację – więź. Zabawa światłem i cieniem wprawia widzów w skupienie. Minimalizm scenografii jest dobrym rozwiązaniem względem niewielkiej przestrzeni, w jakiej poruszają się bohaterowie. Ogranicza się ona do drewnianych krzeseł, składanych cyklicznie po każdym monologu. Im bliżej finału, tym mniej ich zostaje. Na samym końcu stoją już tylko cztery zajmowane przez aktorów oraz jeszcze jedno, puste. Miejsce na środku, należące do tajemniczego prowadzącego, który nigdy się nie pojawia. Nasuwa się pytanie: czy to na terapeutę czekali bohaterowie? A może rozpaczliwa nadzieja każe im wierzyć w pomoc jakiejś pozaziemskiej siły?
Spektaklowi Teatru T.C.R. daleko do moralizatorstwa i taniego sentymentalizmu. Nie ma w nim szafowania ckliwymi historyjkami ani dążeń do wielkiej pointy. Marcin Stachoń – reżyser i autor scenariusza – prezentuje studium uzależnienia i opowiada o upadku, do którego prowadzi. Nie jest to jednak opowieść o alkoholizmie, a o samotności i chybionych metodach radzenia sobie z nią. Przedstawienie tyskiej grupy wzrusza, trafia „w punkt”. Opowiada bowiem o lękach, które odczuwa każdy człowiek na różnych etapach życia: o strachu przed samotnością i niepowodzeniem. Picie staje się mechanizmem zastępczym, a bohaterowie swoje tęsknoty i aspiracje zamieniają na butelkę. Zresztą każdy z nich zawsze ma przy sobie małą „małpkę”, wypełnioną po brzegi mieniącym się brokatem. W każdej scenie, zamiast kolejnego łyku, wysypują i rozdmuchują migotliwy pył podobny to tego, który ma wróżka Dzwoneczek z „Piotrusia Pana”. Proszek ten dodaje im lekkości – przez chwilę nie muszą być dorośli. Jednak po krótkiej chwili każdy samotnie wraca w rzeczywistość swojej gorzkiej historii.
Korekta: Patrycja Mucha