Słucha(ło) się #6: Manic street preachers – Send Away The Tigers (2007)

Premiera: 7 maja 2007

Myślę, że niektórym millenialsom, zwłaszcza młodszym, grupa Manic Street Preachers mogła umknąć w gąszczu innych mainstreamowych kapel. Płyta „Send Away The Tigers” obchodzi w tym roku swój pierwszy okrągły jubileusz. Niech będzie to okazja, by przedstawić albo przypomnieć kawał solidnej gitarowej muzyki.

manic_street

Ósmy studyjny album walijskich mistrzów rockowych melodii, to ich najbardziej przebojowy zestaw od czasu „Everything Must Go” (1996) i wielki powrót zespołu po 3-letniej przerwie, w czasie której muzycy poświęcili się solowym karierom. Krążek zaraz po premierze wskoczył na 2. miejsce listy UK Album Chart (szansę na miejsce pierwsze odebrała mu druga płyta Arctic Monkeys) i po 30. tygodniach osiągnął status złotej płyty. Album otworzył niezwykle twórczy okres w ich karierze, kiedy w ciągu siedmiu lat wydali aż pięć albumów.

Niby nie ma tutaj nic nowego, wszystko, co obecne na „Send Away the Tigers” znamy ze sceny głównego nurtu od prawie 30 lat oraz z twórczości samych „Maników” sprzed ich syntetycznych i tanecznych eskapad obecnych na „Know Your Enemy” (2001) i „Lifeblood” (2004). Powracają tu do pop-rockowego stylu, jakim częstowali nas na „Everything Must Go” (1996) oraz na nieco łagodniejszym „This Is My Truth, Tell Me Yours” z 1998 roku. Ale pomimo tych powtórek z rozrywki, nie ma tu oznak jakiejkolwiek wtórności. Nie sądzę, że można nazywać ten album wyłącznie próbą powrotu na komercyjny piedestał, na którym stali w latach 90, co niektórzy im zarzucali.

„Send Away The Tigers” nagrana została z rozmachem. Spośród wszystkich płyt, jakie wydali, właśnie tu mamy największe stężenie niezwykle udanych, trafiających w punkt kompozycji. To muzyka nieco pretensjonalna, bezwstydnie operująca chwytliwymi, porywającymi melodiami, które, jak podkreśla zespół, są dla nich najważniejsze w procesie twórczym. Opiera się na prostej strukturze rockowej piosenki (zwrotka – refren – solo), co nie znaczy, że jest nudno. Poza łagodnymi syntezatorami, Walijczycy okraszają od czasu do czasu swoje kompozycje nietypowymi dla rocka instrumentami. W kilku utworach pojawiają się smyczki, wkomponowane w całość z prawdziwą finezją – tak jest w przypadku „Autumn song” czy „Send Away The Tigers”. Nie jest to precedens – skrzypce znajdziemy np. w  utworze „A Design For Life” z wcześniejszego albumu „Everything Must Go”. Jest też trąbka w „Ocean spray”, czy świąteczne dzwonki w „Why So Sad” (oba utwory z „Know Your Enemy”). Trzecim podstawowym budulcem charakterystycznej stylistyki „Maników” jest wokal Jamesa Deana Bradfielda – niezwykle emocjonalny, bardzo melodyjny, na wysokich rejestrach. To zwłaszcza on sprawia, że czuje się ich muzykę intensywnie, co jednak  nie odbiera jej rozrywkowego charakteru. Brzmi to wszystko paradoksalnie? Właśnie dlatego jest tak ciekawie!

Twórczość brytyjskiego tria to niby typowa „radiówka” – świetny soundtrack na trudne jesienne i zimowe poranki lub na podróż samochodem (choć z powodu dużej dawki energii może nie najlepiej sprawdzać się w korkach). Brzmieniowo jest energicznie, młodzieńczo, nawet nieco naiwnie (zwłaszcza w przypadku „Your Love Alone Is Not Enough”, która w udany sposób nawiązuje do britpopu), ale teksty nie są poezją lekkoduchów. Niektóre liryki są swoistym zapisem terapii. Tak jest w „The Second Great Depression” („Kolejna wielka depresja/Trwała dłużej niż myślałem/(…) Pozostawiła mnie zimnym i zwiędłym/Próbowałem z całych sił się z niej otrząsnąć”). Lecz to także utwory o umiejętności cieszenia się codziennością, o przezwyciężaniu w sobie wszystkiego, co przytłacza. Właśnie to symbolizują tygrysy w tytułowym „Send Away The Tigers”: „Zaszyj rany po tygrysich pazurach (…)/Trzymaj na dystans te sezonowe bestie (…)/Jesteśmy samotni i zdesperowani/Więc odegnaj tygrysy/Bo się skradają i są niebezpieczne”. Podobną nadzieję niesie impresyjny „Indian Summer”, czyli babie lato, symbolizujące nietrwałość, ulotność: „Zostaw wszystko w tyle/pamiętaj o tym, co nas stworzyło/Widocznie musimy sprawdzić/co jest mroczniejsze od nas”. Przy tej piosence moje ucho szczególnie się cieszy,  tutaj po raz pierwszy (i ostatni) można posmakować trochę brzmieniowej melancholii.

Zespół nigdy nie stronił od wyrażania swoich lewicujących poglądów politycznych, czy sprzeciwu wobec przemocy, angażował się też dobroczynnie (m.in. nagrał utwór na charytatywną składankę dla ofiar konfliktu bałkańskiego w latach 90.). Nie bał się być kontrowersyjny, zarówno w wypowiedziach dla mediów, jak i w samej twórczości. Również na krążku sprzed dekady zespół nie zrezygnowali z wyrażania buntu. Na przykład w tytułowym „Send Away The Tigers” znajdujemy odniesienie do wydarzeń z 2003 roku, kiedy podczas ataku na Irak zostało ostrzelane bagdadzkie zoo, a część ocalałych zwierząt wydostała się na ulice. Tego typu publicystyka, uprawiana w obrębie ich piosenek, nigdy nie była jednak przejawem ambicji, by zmieniać świat, jak w przypadku U2.

Szukając uogólnienia, by odpowiedzieć na pytanie „o czym jest ta płyta”, można „Send away…” określić jako album o wychodzeniu z letargu. Sama warstwa muzyczna potrafi to uczynić nawet w najbardziej ponury dzień. I po prostu nie da się nie wierzyć na słowo wokaliście, kiedy śpiewa w „Autumn song”: „Więc kiedy usłyszysz tę jesienną piosenkę/przygotuj się do biegu/Pamiętaj, że najlepsze czasy dopiero nadejdą”. Rockowi kaznodzieje szerzą dobrą nowinę, która trafia do słuchacza z pełnym impetem.


Adrianna-Ryłko małe

Adrianna Ryłko
Rocznik ’95, studentka 4 roku kulturoznawstwa. Słucha muzyki kiedy tylko może. Entuzjastka radia i wszelkich odmian rocka. Lubi też kino, zwłaszcza polskie.