„Ich czworo”. Reality show
Utopijne, szczęśliwe życie. Piękni ludzie w pięknych domach. Jesteśmy przyzwyczajeni do telewizyjnej manipulacji, dziecięcych uśmiechów rodem z reklam margaryny i instagramowych zdjęć z drobnym retuszem. Wmawia się nam, że takiego życia chcemy. Prócz tego kochamy przecież podglądać cudze dramaty, co tłumaczy sukces „Big Brothera” czy „Keeping Up with the Kardashians”. Czy nasze życie na pokaz to signum temporis, czy znajdziemy jego odbicie w tekście sprzed stu lat?
„Ich czworo” w reżyserii Julii Mark to spektakl oparty na tekście dramatu Gabrieli Zapolskiej. Reżyserka przenosi akcję z 1907 roku w czasy współczesne. Dlatego też, zamiast komedii obyczajowej w hermetycznej, bożonarodzeniowej scenerii, autorzy postawili na zastosowanie formy reality show.
Główna bohaterka, Anna – młoda żona i matka małej Lili – postanawia zgłosić swoją rodzinę do telewizyjnego programu o wdzięcznym tytule „Głupi ludzie”. Znudzona i zawiedziona realiami małżeńskiego miru, ma nadzieję, że twórcy programu pomogą jej zbliżyć się do męża, Jerzego, który miał być dla niej przepustką do społecznego awansu. Jednak producenci programu bawią się ich życiem, inscenizując kolejne intrygi. Wprowadzają do show postacie zmizerniałego podrywacza Fedyckiego oraz panny Manii, próbując zainicjować romanse i popchnąć małżonków do zdrady. Reżyserka „Głupich ludzi”, Sandra, wciąż prowokuje bohaterów do emocjonalnych wybuchów. Bez skrupułów posuwa się do nieczystych zagrań czy szantażu i wydaje się, że jest w stanie posunąć się jeszcze dalej. Oczywiście wszystko to w imię wzrostu statystyk oglądalności. Sztuczne, symulowane przez producentów sceny wytrącają bohaterów z równowagi. Zatracają oni świadomość tego, co realne, a co wykreowane. Na pierwszy plan wysuwają się negatywne emocje, ale prawdopodobnie te jako jedyne są w tym świecie prawdziwe. Poza tym, bardzo dobrze się sprzedają. Wewnątrz tego życia na pokaz jedyną autentyczną postacią jest mała Lila. Dziecko staje się ofiarą namiętności swoich rodziców, ich braku wyobraźni i odpowiedzialności. A producenci wciąż wymagają happy endu.
Mimo że scenariusz nie daje wielkiego pola do popisu postaciom drugoplanowym, gra aktorska jest równa. Najciekawsza jednak pozostaje świetna rola Roberta Zawadzkiego. Sama postać Pana Królika, co do którego nie mamy pewności kim jest, nasuwa wiele skojarzeń z literatury, filmu czy kultury popularnej, jak choćby z – po raz kolejny – estetyką twórczości Lyncha lub postacią z filmu „Donnie Darko”. Ten dziwny zbieg z Krainy Czarów nie opuszcza telewizyjnego studia, ale nie ma pewności czy jest jego pracownikiem. Może tylko dziwnym, nierealnym przewodnikiem, podszeptem niegodziwej podświadomości?
Mocnym punktem okazała się warstwa wizualna spektaklu. Przesycona złotem i brokatem scenografia Agaty Skwarczyńskiej, rodem z dekadenckich powieści Francisa Scotta Fitzgeralda, uderza przepychem. Umyślnie przerysowane bogactwo, wręcz na granicy kiczu, podsyca wrażenie „sceny na scenie”. Oprawa pełni też funkcję telewizyjnej scenografii programu, a widz spektaklu ma wrażenie, że znajduje się na widowni w nagraniowym studio. Piękne kostiumy wpisują się w ustaloną estetykę pozornego bogactwa nuworyszy, aspirujących do miana współczesnej burżuazji. Dobrym rozwiązaniem było również zastosowanie technik multimedialnych. Wywiady z uczestnikami domniemanego programu, jego czołówka czy powtarzające się ujęcia wyświetlane na ekranie uwiarygodniały konwencję reality show.
Ogromnym plusem przestawienia okazała się być muzyka. Taneczne hity italiano, „All is full of love” Björk czy odtworzona przez aktorów scena z „Dirty Dancing”, to nic innego jak sprytnie przemycone popkulturowe cytaty, uwspółcześniające spektakl. Znana, ale efektowna konwencja piosenek w roli przerywników, uzupełniających się z fabułą, w zestawieniu z klasyką tekstu Zapolskiej dobrze się sprawdziła. Miłym zaskoczeniem był wybór do muzycznej oprawy spektaklu utworu „In haeven” w dosyć wiernie odtworzonej scenie (i wykonaniu) ze znakomitej „Głowy do wycierania” Davida Lyncha. Nie jest to jedyny lynchowski akcent w tej inscenizacji. Są nimi również: gra światła, wspomniana scenografia, a przede wszystkim rozwiązanie fabularne, polegające na przeplataniu się scen wyreżyserowanych do programu i obrazów tego, co dzieje się za kulisami. To niejasny, abstrakcyjny podział, zacierający granicę między realnością a światem wykreowanym.
Nie jest to pierwsza inscenizacja tragifarsy Zapolskiej, którą udało się przenieść do współczesności (wie to każdy, kto widział choćby świetną adaptację Marcina Wrony dla Teatru Telewizji). Tym, co zwraca uwagę w przedstawieniu Teatru Miejskiego w Gliwicach jest zastosowanie mnogości sposobów wyrazu – zaproponowano klasyczną interpretację tekstu dramatu, którą wzbogacono poprzez taniec, śpiew i techniki multimedialne. Połączenie ich w całość uatrakcyjnia sztukę i wpisuje ją w obraną, rozrywkową stylistykę. Jednak mimo przekonującej konwencji, czegoś w gliwickiej realizacji brakuje. Spektakl jest nierówny, a finał przeciągnięty. Gwałtowne przejście od wartkiej, czasami humorystycznej fabuły do przedłużającego się finału pozbawia przedstawienie atrakcyjności. Dodatkowo, zatraca się granica między światami przedstawionymi, co wprawia w skonfundowanie również widza.
„Ich czworo” to widowisko mało porywające, jednak dobrze zagrane. Ponadto przyjemne dla oka – to prawdziwa estetyczna perełka. Choć porusza nieco spowszedniałe już tematy, takie jak: manipulacja, zagubienie w relacjach międzyludzkich i wpływ telewizji, czy szerzej – mediów – na ludzkie życie, to robi to poprawnie, proponując widzowi sprawną warsztatowo inscenizację, która pozostawia w nastroju do refleksji.
Korekta: Marta Rosół, Angelika Ogrocka
„Ich czworo. Reality show”, Teatr Miejski w Gliwicach
Scenariusz inspirowany dramatem Gabrieli Zapolskiej
Reżyseria: Julia Mark
Dramaturgia: Mira Mańka i zespół
Scenografia: Agata Skwarczyńska
Muzyka: Wojciech Długosz
Ruch sceniczny: Jarosław Staniek
Reżyser światła: Damian Pawella
Obsada: Alina Czyżewska, Patryk Kulik, Aleksandra Maj, Grzegorz Kliś, Karolina Burek, Robert Zawadzki, Zosia Kubacka/ Agatka Kampka