Ze śmierci rodzi się życie
W świecie, w którym ludzie mają już wszystko, Justyna Stoszek proponuje powrót do natury, ale w zminiaturyzowanej wersji. Od jedenastu lat tworzy niezwykłe, samowystarczalne lasy zamknięte w autorskich szklanych butlach, które z jednej strony pokazują piękno natury, z drugiej zaś uświadamiają nam, jak bardzo jesteśmy naturze niepotrzebni.
Adam Barabasz: Pierwszy las powstał jako prezent dla przyjaciela. W którym momencie wpadłaś na pomysł, że można rozszerzyć produkcję?
Justyna Stoszek: Nie myślałam nigdy o seriach. To wszystko działało na zasadzie doświadczenia i eksperymentu. Kiedy okazało się, że las pięknie rośnie, zaczęłam poszukiwać informacji o tym, dlaczego roślina zamknięta w butelce może funkcjonować bez ingerencji człowieka. Pomysł, żeby zająć się tym na poważnie zrodził się w Warszawie, gdzie poznałam fantastycznych ludzi. Zainteresowani tym, co robię, zaprosili mnie na pewnego rodzaju warsztaty, na których miałam opowiedzieć, czym się zajmuję. Nie spodziewałam się tak dużego zainteresowania. Na pierwszych targach designu, w których uczestniczyłam, dochodziło niemalże do licytacji. To sprowokowało kolejne działania.
Ale z wykształcenia nie jesteś biologiem, tylko artystą plastykiem.
Jestem malarką i rzeźbiarką. Przez jakiś czas byłam leśnym ludkiem, zawsze czułam się mocno związana z naturą, ale nie mam żadnego „przyrodniczego” wykształcenia.
To, czym się zajmujesz, to rzemiosło czy sztuka?
Mogę powiedzieć, że jestem zawodowym snycerzem – ukończyłam szkołę plastyczną, która funkcjonuje w zasadzie jak technikum: uczysz się zawodu i przygotowujesz dyplom. Ukończyłam również Akademię Sztuk Pięknych – tam każdy uważa się już za artystę, a przecież jest to nadal nauka rzemiosła.
Nie umiem tego do końca odróżnić: każdy artysta powinien być dobrym rzemieślnikiem i nie powinien się tego wstydzić. Sztuka i rzemiosło się łączą i przeplatają. Efekt mojej pracy pozycjonuję jednak jako sztukę, bo to żywa rzeźba, ale jest ona wynikiem pracy rzemieślniczej.
Z dużą fascynacją opowiadasz o samowystarczalności ekosystemów zamkniętych w szkle. Fakt, że może istnieć życie w całkowitej izolacji jest nieco szokujący…
Ten eksperyment pokazał bardzo ważną rzecz – jako ludzie jesteśmy zbędni. To mnie porusza i jest jednocześnie najważniejsze, bo to my powinniśmy zabiegać o naturę. Ona bez nas przeżyje, a my bez niej nie; potrzebujemy jej. Natura nawet jeśli ją zniszczymy, odrodzi się. To fascynujący świat. Ludzie też potrafią się dostosować do warunków, ale są takie elementy, bez których nie jesteśmy w stanie przeżyć. Natura sama je sobie wytwarza.
Jak to się dzieje, że w zamkniętej butelce funkcjonuje życie?
Jeśli oddalimy się od ziemi, to zauważymy, że drzewa nie wyrastają ponad atmosferę – to taka kula, która nas chroni. W butelce funkcjonuje to dokładnie tak samo – rośliny produkują wszystko, co jest im potrzebne do życia, a że jest im potrzebny głównie dwutlenek węgla, butelka może być zamknięta. W ściółce dochodzi do oddychania komórkowego, w procesach gnilnych pojawiają się bakterie, które produkują dwutlenek węgla. W procesie umierania rodzi się życie.
Las w naszej kulturze jest czymś przeciwnym do tego, co proponujesz. W lesie czai się zło – to tam Czerwony Kapturek spotyka Wilka, to do lasu Myśliwy zabiera Królewnę Śnieżkę, i wreszcie w lesie gubią się Jaś i Magłosia. To przestrzeń, która jest zaprzeczeniem porządku, przeciwieństwem Edenu. U Ciebie jest odwotnie.
Wiąże się to z symboliką przemiany. Kiedy zmienia się pora roku las zamknięty w butli gubi liście. I musisz z tym trwać do wiosny. To nigdy nie będzie uporządkowany ogródek. Nie wymyśliłam wkładania roślin w szkło – tym zajmują się floryści. Tutaj mamy do czynienia z prawdziwym lasem, prawdziwymi zjawiskami i głębią. Można też upatrywać symboliki psychoanalitycznej, związanej z nieświadomością i wszystkim tym, z czym niekoniecznie chcemy się zmierzyć.
Twoje kapsuły są trochę jak klosz, który Mały Książę założył na Różę, żeby ją chronić. Z drugiej strony przychodzi mi na myśl szklany klosz Sylvii Plath, który odbiera wolność.
Jeden z moich lasów ma na imię Sylvia Plath! Pierwszą reakcją na to, co robię, było przerażenie, że rośliny się duszą zamknięte w szkle – co jest nieprawdą, ale doskonale pokazuje, że myślimy tylko „ludzkimi” kategoriami, wszystko uczłowieczamy, nie szanujemy tego, że są to zupełnie inne istoty.
Sama projektujesz szkło?
Tak. Stworzenie własnego szkła było moim marzeniem, ale okazało się, że jest to niezwykle trudne. Wykonałam miliony telefonów do hut szkła i za każdym razem słyszałam: nie wiemy, o co pani chodzi. Aż w końcu trafiłam do miejsca, w którym usłyszałam: nie wiem, o co pani chodzi i się tego nie dowiem, ale wynajmę pani hutę.
Kiedy stworzysz las, to butla w której go umieściłaś, jest zamykana raz na zawsze?
Przychodzi taki moment – jeśli masz dla niej stałe miejsce – że możesz ją nawet zalakować. Mam dwa takie lasy, które udało mi się zatrzymać: jeden ma siedem, a drugi jedenaście lat.
Od czego zaczynasz pracę nad kolejną kompozycją?
Od lasu. Mam zaprzyjaźnione szkółki, które odwiedzam, zostawiam butlę i to natura robi pierwszy krok. Ja tylko trochę się wtrącam. Trudnym i długim procesem jest stabilizacja wody. Wszystko ma znaczenie, także rodzaj szkła, zamknięcie. W mchu znajduje się mnóstwo nasion, więc pojawiają się niespodzianki. To żyje, a przecież życie jest nieprzewidywalne.
Rozmawiał: Adam Barabasz
Justyna Stoszek – malarka, graficzka, rzeźbiarka. Od kilku lat pracuje nad projektem Forest Forever, zamykając zminiaturyzowane i samowystarczalne lasy w autorskim szkle. Jej lasy umieszczone w szklanych kapsułach podróżowały po trzech polskich lasach, a zwieńczeniem tej podróży będzie wystawa w poznańskim Starym Browarze. Mieszka i tworzy w Warszawie.