Capsule review: „Ptaki śpiewają w Kigali”

W kwietniu 1994 roku w Kigali, stolicy Rwandy, rozpoczynają się masowe mordy plemienia Tutsi, których dokonuje ludność z plemienia Hutu. W ciągu niespełna miesiąca zostanie zamordowanych prawie milion osób. W tym momencie rozpoczyna się ostatni film zrealizowany wspólnie przez Krzysztofa Krauze i Joannę Kos-Krauze. Główna bohaterka, Anna Keller (grana przez ulubioną aktorkę tego duetu, Jowitę Budnik) jest ornitolożką badającą afrykańskie sępy, która staje się świadkiem krwawych wydarzeń. Wraca do Polski, zabierając ze sobą młodą kobietę, Claudine (Eliane Umuhire), której ratuje w ten sposób życie. Zamordowany przez przyjaciela z plemienia Hutu ojciec Claudine był profesorem ornitologii, współpracownikiem i przyjacielem Anny.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Traumatyczne wydarzenia, które stały się wspólnym doświadczeniem bohaterek, zamykają kobiety na świat zewnętrzny i paradoksalnie nie pozwalają im zbliżyć się do siebie. Ich relacja pełna jest napięć i wzajemnej niechęci. Jednocześnie obie chcą wrócić do  Rwandy, aby odnaleźć i pochować bliskich, którzy zginęli. Obrazy, jakie oglądamy, są odzwierciedleniem nastroju przedstawianej historii. Nieostre pierwsze plany, poszarpane fragmenty obrazów, urywki scen, bardzo duże zbliżenia na detale – to poprzez te skrawki twórcy opowiadają nam całą historię. Kawałki ciał, poszarpane ubrania, zakrwawiony but, dłoń na brzegu wanny są skomponowane z fragmentami przedstawiającymi przyrodę. Widzimy sępy jedzące padlinę i mrówki układające się w stada insektów. Nie słyszymy muzyki, towarzyszą nam tylko odgłosy ptaków, które nagrywała Anna. Ta fragmentaryczność może być na początku rytująca, bo stoi na przeszkodzie w budowaniu relacji widza z bohaterkami. Jednak to właśnie dzięki tym „strzępkom” unikamy nadmiernego rozczulania się, a twórcy unikają patosu.

„Ptaki śpiewają w Kigali” nie jest filmem łatwym w odbiorze, bo nie pomaga nam oswoić się z bólem i cierpieniem. Podczas seansu kręcimy się w fotelu, wszystko zaczyna nas boleć, chcemy, aby seans się skończył. Powodem tych odczuć nie są jednak nuda ani banał. Choć przez prawie dwie godziny trwamy przed ekranem i nie potrafimy się wzruszyć, to łzy przychodzą dużo później – gdy z obejrzaną historią wracamy do domu i zderzamy się ze światem, który toczy się dalej.

Krauzowie konfrontują widza ze światem traumy, której bohaterki nie mają siły przepracować. Walczą o swoje życie wiedząc, że ono nigdy już nie będzie takie jak dawniej. Widz jest świadkiem ich konfrontacji z oprawcami – współodczuwamy napięcie, które cały czas wisi gdzieś w powietrzu. Próbujemy poskładać w jedną całość historię opowiadaną na dwóch kontynentach, połączyć ze sobą wszystkie wątki, a jednocześnie wiemy, że to niemożliwe – rozszarpana na kawałki niczym padlina zjadana przez sępy nigdy już nie stanie się żywą całością. Może co najwyżej trwać w słoiku w formalinie.

Ocena:

żarówki 5 małe


 

Agnieszka Karpiel małe
Agnieszka Karpiel
Rocznik ’82. Urodzona w Płocku, swoje życiowe miejsce odnalazła na Śląsku, studentka kulturoznawstwa, fotograf, wieczna idealistka, bliskie jest jej antropologiczne spojrzenie na człowieka i filozofia.