¡Bienvenido a España! Część 4: O kinie słów kilka

A Wy wiedzieliście, że kinematografia hiszpańska to nie tylko Almodóvar? Ba! To nawet coś więcej niż Amenábar! Zrobiłam rozpoznanie wśród znajomych. Co pojawia się w polskich głowach, gdy pada hasło „kino hiszpańskie”? No niespodzianek nie będzie: Almodóvar, Almodóvar, Almodóvar, Penélope Cruz, Almodóvar, Antonio Banderas, Javier Bardem, Almodóvar. Bardziej zainteresowani kinem powiedzieli: Carlos Saura i Alex de la Iglesia (ale założę się, że ¾ ludzi tych nazwisk nie zna). Z czego wynika brak popularności kina hiszpańskiego w Europie? Przede wszystkim z problemów, z jakimi już od początku powstania kina zmagali się hiszpańscy twórcy filmowi, a które trwają aż do dziś – serio!

fot. Gaba Bazan

fot. Gaba Bazan

Kiedy zdecydowałam się zamieszkać w Hiszpanii wiedziałam, że będę chciała się zmierzyć z kulturą filmową tego kraju. Co by nie powiedzieć – różnimy się, i to bardzo. Wiele wynika z historii, jak zwykle zresztą. Bardzo upraszczając (przepraszam wszystkich znawców i pasjonatów kina hiszpańskiego. Siebie też przepraszam): kinematografię hiszpańską można podzielić na kino przed i po generale Franco. Kinematografia lat 50.-70. (z Carlosem Saurą na czele) w swoich założeniach przypomina styl Polskiej Szkoły Filmowej – tę słynną poetyckość języka filmowego wymuszoną sytuacją polityczną i cenzurą. Ludzie nie chcieli chodzić do kina, bo filmy były przytłaczające i wiele z nich można było określić jako „artystowskie”. Nie możemy zapomnieć także, że mówimy o czasach, które można nazwać „złotą erą telewizji”.

Co mamy po 1975, czyli po śmierci Franco? Frywolnego Almodóvara, którego Hiszpania tak bardzo potrzebowała! Seks, barwność, łamanie tabu i tzw. movida madrileña (ruch, z którym związany był w tych czasach Almodóvar). Ale tu wracam do podstawowego pytania, które zadałam znajomym: czy w Hiszpanii kręci filmy ktoś poza Pedro? Odpowiedź zdaje się prosta: oczywiście, że istnieje coś więcej niż kino Almodóvara, w większości jednak nie jest to nic, czym mieszkańcy chcą się chwalić. Nie są oni bowiem dumni ze swojego rodzimego kina współczesnego.

Uwierzcie mi – kiedy przyjechałam do Hiszpanii moja głowa była pełna hiszpańskiego kina. Miałam ogromne chęci pogadania o nim z miejscowymi. Oni też chcieli rozmawiać, kiedy dowiadywali się, że skończyłam filmoznawstwo. Myślałam sobie – „yaaaay, w końcu będę mogła pogadać z kimś o kinie, które zawsze mnie fascynowało!” (bo niestety na studiach nie miałam ku temu wielu okazji).

fot. Gaba Bazan

fot. Gaba Bazan

No niestety. Nie jesteście w stanie sobie wyobrazić mojej miny kiedy jedna, druga czy dziesiąta osoba kwitowała moje podniecenie kinem Saury, de la Iglesii czy Medema (że o innych reżyserach już nie wspomnę) pobłażającym wzrokiem.

Dowiedziałam się, że moi hiszpańscy znajomi nie wiedzą, kim właściwie są ci kolesie. „To naprawdę Hiszpanie? No co Ty gadasz?!”. Po drugie usłyszałam wielkie: „WTF, dlaczego Ty właściwie ich wszystkich znasz?”. Przecież Hiszpania, kino hiszpańskie nie są znane i co ważniejsze – nie są CIEKAWE. W mojej głowie szumiało. „Matko Boska! Przecież to Wasza klasyka jest! To jakby Polak powiedział, że nie wie, kim jest Wajda czy Machulski!”. (jestem w stanie zrozumieć, że ktoś starego kina nie ogląda, ale nazwisko przynajmniej znamy, prawda? Proszę, nie wyprowadzajcie mnie z błędu…). Kiedy pytam ich o dobre, hiszpańskie filmy często wymieniają te meksykańskie uznając, że skoro po hiszpańsku, to przecież hiszpańskie. Niestety nie, moi drodzy koledzy.

Co zatem oglądają Hiszpanie? Jak wszyscy: kino amerykańskie. Tyle, żeby było zabawniej, że z dubbingiem. Wybrałam się do kina już kilka razy i dubbing ciągle okrutnie mnie śmieszy. Zobaczyłam między innymi „Lobster” i „Whiplash”. Wyobraźcie sobie słowa not quite my tempo po hiszpańsku. Przepraszam, umarłam ze śmiechu. Dwa razy. Z resztą, co ja wam będę mówić, zobaczcie sami KLIK.

fot. Gaba Bazan

fot. Gaba Bazan

Hiszpanie, z którymi rozmawiałam, wiążą zjawisko dubbingu z poziomem języka angielskiego wśród mieszkańców Hiszpanii, który do najlepszych nie należy. Wydawać by się mogło, że pracując w środowisku międzynarodowym nie spotkam się z problemem językowym. A jednak – brak osłuchania z angielskim powoduje duże problemy z poprawną wymową, a co za tym idzie, rozumieniem odbiorcy (moim faworytem jest Świnka Peppa, która tutaj jest wymawiana jako „Pih”, co wynika z hiszpańskiej wymowy litery „g”). Wiecie, co jest najśmieszniejsze i najsmutniejsze zarazem? Moi lokalni znajomi wiedzą, że ich angielski nie jest najlepszy. Nie raz i nie dwa przyznali się do tego pełni poczucia winy. Pytam ich wtedy, czy zdają sobie sprawę, że oglądanie filmów w oryginale, z napisami, pomaga w osłuchaniu się z poprawną wymową. Wiedzą o tym, ale na pytanie, czy oglądają filmy w takiej formie, odpowiadają, że nie. Dlaczego? Nie potrafią odpowiedzieć. Ostatecznie potwierdzają, że z czystego lenistwa i przyzwyczajenia. Zawsze pytam wtedy, jak chcą oceniać poziom gry aktorskiej, gdy nie słyszą oryginalnej pracy głosem.

Tutaj pojawia się problem. Ja już naprawdę wolę „naszego”, polskiego lektora, bo przynajmniej w tle słyszę PRAWDZIWY ton głosu aktorów (choć Hiszpanów z kolei, podobnie jak mnie dubbing, bardzo śmieszy idea lektora: „ale jak to? Tylko jeden głos przez cały film? Co jest z wami nie tak?”). Ich rozrywką jest z kolei wsłuchiwanie się w dubbing i odnotowywanie, że Leonardo DiCaprio i Brad Pitt dubbingowani są przez tę samą osobę.

Największym szokiem jednak był dla mnie fakt obecności dubbingu w kinie. W Polsce lektor jednak obecny jest tylko w telewizji, a dubbing akceptujemy w filmach animowanych, familijnych, przeznaczonych dla młodych odbiorców. Nie chcę zabrzmieć zbyt krytycznie ale myślę, że Polacy naprawdę nie lubią dubbingu i podchodzą do niego bardzo nieufnie. Pamiętacie, że w Netflix chciał wprowadzić polski dubbing? Próbka „House of Cards” brzmiała komicznie i sami odpowiedzcie sobie na pytanie dlaczego, finalnie Netflix oferuje filmy i seriale raczej z lektorem niż z dubbingiem.

Warto zaznaczyć, że funkcja lektora pojawia się tylko w krajach byłego bloku wschodniego. Jak to wygląda w innych częściach Europy? Kraje północy znane są z filmów z napisami. Pozostała część Europy posługuje się dubbingiem. Filmy dubbingowane pojawiają się we Francji, Włoszech, Niemczech czy Turcji – spójrzcie na mapę udostępnioną przez anglojęzyczną Wikipedię.

Dubbing_films_in_Europe1

źródło: wikipedia

Do krajów tych zalicza się także Hiszpania. Dubbingowany film pojawia się tu w kinie i naprawdę trudno jest znaleźć takie, które oferuje seanse filmów z napisami i oryginalną ścieżką dźwiękową. Dla przykładu najbliższe kino, w którym mogę w ten sposób obejrzeć film, ulokowane jest jakieś 70 km od mojego miejsca zamieszkania (i jakieś 12 euro opłaty za podróż pociągiem), co finalnie oznacza najdroższy sens mojego życia. Staram się przyzwyczaić do (karykaturalnych dla mnie) głosów i nie śmiać się od pierwszych minut filmów w kinie, bo wiem, że prędzej czy później znajomi przestaną chodzić ze mną do kina. A muszę przyznać, że za jedną rzecz Lorkę wybitnie lubię: darmowe seanse filmowe raz w miesiącu. I nie myślę tutaj o „odgrzewanych kotletach”, starych filmach w rodzaju tych, które w ramówce telewizyjnej pojawiają się co najmniej kilka razy w roku. W ramach wakacji w kinie plenerowym można było bowiem obejrzeć „La La Land”, nowe „Gwiezdne wojny” i „Aż do piekła”. To naprawdę niezły repertuar, przyznajcie sami.

Zaczęłam jednak szukać źródła zjawiska dubbingu i trochę faktów naprawdę szczerze mnie zaskoczyło. Dubbing pojawił się w Hiszpanii już wraz z początkiem kina dźwiękowego. Od jakiegoś czasu zaczęłam zwracać uwagę na silne poczucie przynależności Hiszpanów do swojego kraju, ale nie przypuszczałam, że ich historia tak bardzo naznaczona jest separatyzmem. Co za tym idzie, kino hiszpańskie od swoich początków było bardzo wsobne. Mniej więcej od czasów kina dźwiękowego nie importowano filmów amerykańskich, lecz tworzono własne, hiszpańskie wersje zachodnich hitów, a ważniejsze filmy zaczęto dubbingować, by dbać kulturę rodzimego języka. Wraz z rozwojem kina pojawia się na nowo temat generała Franco i jego stosunku do kina w Hiszpanii, o którym wspomniałam wcześniej.

fot. Gaba Bazan

fot. Gaba Bazan

I naprawdę wszystko się stało dla mnie jasne i jestem teraz w stanie lepiej zrozumieć, dlaczego ten okropny dubbing jest tak głęboko zakorzeniony w hiszpańskich głowach. Do moich osobistych sukcesów należy jednak przekonanie moich najbliższych znajomych, by zaczęli oglądać seriale w oryginale, z napisami i przekonali się, jak bardzo czasami zmienia to wydźwięk i znaczenie. Dobrym przykładem jest chociażby serial „Orphan Black”, w którym jedna aktorka odgrywa szereg postaci, rozpoznawalnych przede wszystkim po sposobie artykulacji i modulacji głosu. Hiszpański dubbing w tym temacie poległ, bo kolejne postaci dubbingują różne aktorki i niektórzy Hiszpanie naprawdę nie zorientowali się, że wszystkie charaktery odgrywa jedna aktorka!


Gaba Bazan

Gabriela Bazan – rocznik ’91. Fototechnik i magister kulturoznawstwa na Uniwersytecie Śląskim. Pełna miłości do fotografii, filmu i muzyki. Duszą mieszka w Hiszpanii. Nierozłączna z aparatem od 2007 roku. W przerwach od oglądania filmów i robienia zdjęć ugotuje coś dobrego, nawet bardzo (nie robiąc temu zdjęć!).