Inny kurs (filozofii)

Starzenie się starego kontynentu, Europa obierająca i zmieniająca kierunek, myśląca o samej sobie w kategoriach szpicy i awangardy – Jacques Derrida mierzy się z tymi zagadnieniami w niewielkim eseju „Inny kurs”. Kieszonkowych rozmiarów książeczka, zawierająca także wywiad z filozofem i posłowie tłumacza Tomasza Załuskiego, prezentuje nam francuskiego myśliciela jako wytrawnego, sprytnego i zawsze zaskakującego filozofa politycznego.

Inny Kurs Derrida

A może znacie już Derridę od tej strony? Zeszłoroczne wydanie „Widm Marksa”, również w przekładzie Załuskiego, odbiło się u nas szerokim echem. Oto 23 lata po premierze francuskiej otrzymaliśmy tłumaczenie jednego z najsłynniejszych dzieł filozoficznych ostatniego ćwierćwiecza. „Widma Marksa” pojawiły się w Polsce w momencie, kiedy interpretacja i recepcja wywodów Derridy siłą rzeczy musiała równać się ich daleko posuniętej reinterpretacji i osadzeniu jego „widmontologii” w zupełnie innym klimacie intelektualnym. W 2017 roku, kiedy neoliberalizm – ta dominująca ideologia współczesnego świata – jest postrzegany przez coraz liczniejszą grupę intelektualistów jako zdyskredytowany i jednoznacznie szkodliwy, lektura kilkudziesięciostronicowej tyrady Derridy na „koniec historii” Francisa Fukuyamy – dyżurnego chłopca do bicia od wielu lat – przypomina powrót do dawno toczonych sporów. A jednak widmo Derridy – wybaczcie tę banalną, choć z wielu względów uprawnioną grę słów – powraca właśnie dzisiaj, rozgaszczając się coraz bardziej w języku polskim.

Czy jest sens czytać Derridę po polsku – i czy w ogóle jest sens dzisiaj czytać Derridę? Jako nie-filozof mam na te pytania swoje własne, być może trochę nieortodoksyjne odpowiedzi. Wnosząc po mojej dosyć intensywnej przygodzie (odbytej w całości w języku angielskim) z przełomową, wydaną pośmiertnie książką Derridy „L’Animal que donc je suis”, która wydatnie przyczyniła się do zwrotu zwierzęcego we współczesnej humanistyce, bezpieczniejszą i przyjemniejszą opcją jest czytanie francuskiego filozofa w wydaniu anglosaskim. Co prawda mieniące się znaczeniami (zaiste, czasem w sposób niemal tęczowy!) rozmyślania Derridy tracą na wieloznaczności w tłumaczeniu na jakikolwiek inny język, ale lektura dzieł filozofa (jak również filozofującego pisarza) w do bólu klarownym języku angielskim poprawia przynajmniej samopoczucie – współczynnik zrozumiałości wzrasta wówczas z 75% w wersji polskiej do jakichś 95%. Przyznaję, jest to spojrzenie trochę wykluczające – musimy przecież założyć, że czytelnik jest za pan brat z akademicką angielszczyzną.

Derrida cover2

Mniej zwiewny, a przypuszczalnie łatwiejszy do przyszpilenia – taki jest (przynajmniej późny) Derrida w tłumaczeniu na tzw. na łacinę XXI wieku (a jak brzmiałyby rozmyślania autora „O gramatologii” w tłumaczeniu na tę prawdziwą łacinę?)[1]. W języku polskim natomiast jego myśl wężowym pląsem sunie przez naszą fleksję, sprawiając czasem, że ta ostatnia dostaje zadyszki. Tym większy podziw i brawa należą się Tomaszowi Załuskiemu, który nie tylko opracował wersję polską z należytą starannością, ale i włożył w to zadanie sporo wyobraźni. Podobnie jak tłumacze pism filozofa na angielski – lecz, jak się wydaje, w jeszcze większym stopniu – Załuski odwołuje się w „Innym kursie” i „Widmach Marksa” do źródła (piszę kursywą te słowa, które po kilku dekadach krytycznych wysiłków Derridy są tak obciążone komentarzami podważającymi ich przezroczystość i neutralność, że aż strach ich używać!), czyli słów i terminów francuskich używanych przez samego autora, które podawane są nieodmiennie w nawiasach kwadratowych.

Ma to swoje dobre i złe strony. Dzięki temu nie czytamy Derridy „tylko po polsku” – podczytujemy go też w jego ojczystym języku, w mowie, w której czuł się najpewniej, i która w przemożnym stopniu nadawała kształt jego myślom. Możemy też podejrzeć i przyswoić (a nawet przesunąć palcem po kartce, czyli pomacać) kluczowe (i kluczące własnymi ścieżkami) Derridiańskie kategorie. W przypadku „Innego kursu” ten przemycany przez tłumacza dostęp do francuszczyzny spulchnia wywód i nadaje mu powietrza – sprawia, że jest on dobrze wyrobionym ciastem drożdżowym, które rośnie w naszych głowach niczym w prodiżu. Dość powiedzieć, że siatka konceptualna eseju Derridy to dzieło wytrawnego mistrza sucharów. W jednym i tym samym zdaniu filozof pogrywa na kilka sposobów z tytułem własnego tekstu (a wcześniej, przed publikacją, wystąpienia). „Inny kurs” [l’autre cap] przeistacza się w „kurs innego – kursy wyznaczany przez to, co inne” [cap de l’autre], a potem ruszamy w stronę „tego, co inne od kursu” [l’autre du cap].

Inny kurs Derrida3

Załuski w posłowiu zastrzega, że Derridzie „nie chodzi – jak niejednokrotnie błędnie twierdzono – o zamianę filozofii w pseudoliterackie zabawy z językiem, będące wyrazem »prywatnej autokreacji«”. Zgódźmy się na wszelki wypadek z ekspertem – ale czy jest sens zaprzeczać, że może chodzić o jak najbardziej literackie „zabawy z językiem”? W tym zawiera się słabość współczesnej strategii translatorskiej, która w nawiasach kwadratowych dostarcza nam suplementy (filozoficzne „łakocie i witaminy”) – to, co nieprzetłumaczalne, co rozrywa spolszczony wywód i przypominam nam o tym, że tekst, który czytamy, jest zaledwie niedoskonałą aproksymacją. Każda próba tłumaczenia Derridy jest w tym sensie niebłahą „zabawą z językiem”.

To prowadzi nas do kolejnej kwestii – czy warto czytać dzisiaj Derridę? Czy prominentny przedstawiciel French Theory, być może najbardziej wpływowy filozof drugiej połowy XX wieku, mówi do nas językiem, który czyni z niego mocarne, wszechobecne i niezbędne widmo? Jeśli potraktujemy Derridę jak pisarza, być może ocalimy to, co w nim najcenniejsze. Kiedy pytamy o Derridę-filozofa, zastanawiamy się niemal zawsze, co on może nam dać. Jest to oczywiście sytuacja paradoksalna: pokutuje przecież o filozofii mit, że jest ona rozrywką wsobną i oderwaną od tzw. rzeczywistości, że jest zamkniętym systemem idei, który nijak ma się do prawdziwego życia. Często stajemy się jednak wobec filozofii roszczeniowi – chcemy się dowiedzieć, jaki przyniesie ona pożytek, jak będziemy mogli skapitalizować czas poświęcony na jej studiowanie.

Literaturę postrzegamy tymczasem (trudno tak właściwie stwierdzić dlaczego) jako działalność bardziej bezinteresowną – chyba łatwiej godzimy się na jej autoteliczną funkcję (co nie oznacza, że pozbawiamy ją wymiaru politycznego i krytycznego; jedno w żadnym wypadku nie wyklucza drugiego). Przenikanie się literatury i filozofii w XX wieku sprawiło, że nie sposób już wyodrębnić jednej i drugiej jako odgrodzonych od siebie dyskursów. Derrida z „Innego kursu” to pisarz wyczulony na narracje Europy o samej sobie, który bierze na warsztat teksty innego pisarza, Paula Valéry’ego. W świetle refleksji Derridy – choć ani razu nie wskazuje on tego wprost – Valéry uosabia pychę, ale i niepewność Europy, która mimo iż widzi samą siebie na czele globalnego rozwoju (jest awangardą i idącą na czele szpicą), to pozostaje mirażem i obietnicą, niemożliwą ideą, która jest nie do zrealizowania w potocznym sensie, ale której niemożliwość napędza produkcję tego, co możliwe.

 „Inny kurs” jest także subtelną rozprawą urodzonego w Algierii Derridy (uważającego się „za rodzaj europejskiego metysa”) z kolonializmem. Czytanie go dzisiaj, kiedy katalog okropieństw w Polsce, Europie i na świecie pęcznieje znowu w drastycznym tempie, kojarzyć się może ze splendid isolation – „wspaniałą izolacją” (a może [splendid isolation]?). Jednakże filozofujący literat, ale też filozof literacki, Jacques Derrida, rozmontowując niektóre zgrzybiałe pojęcia i wprawiając je w wir, przynosi nam coś, co świetnie uchwycił Ian Fleming w tytule jednego ze swoich opowiadań, „Quantum of Solace”  – odrobinę ukojenia.

Jacques Derrida, Inny kurs, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2017.


[1] Po wstępnym riserczu udało mi się ustalić, że „O gramatologii” to jednak nie filozoficzna refleksja nad gramami jako podstawową jednostką masy używaną w świecie kulinarnym (przynajmniej w Europie). Fani przepisów z „Kwestii Smaku” pozostaną więc nieusatysfakcjonowani.


Sebastian Smoliński małe

Sebastian Smoliński
Zwycięzca konkursu imienia Krzysztofa Mętraka, krytyk filmowy i operowy. Regularnie publikuje m.in. w: „Kinie”, „Ekranach, „Tygodniku Powszechnym” i  „Dwutygodniku”. Związany z Festiwalem Filmu i Sztuki Dwa Brzegi oraz Terra Italiana – Festiwalem Kina Włoskiego. Współautor prac zbiorowych z zakresu historii kina: hiszpańskojęzycznej monografii „La doble vida de Krzysztof Kieślowski” oraz „Kina afroamerykańskiego”. Stypendysta  Polonia Foundation of Ohio. Na co dzień pracuje w Polsko-Amerykańskiej Komisji Fulbrighta.