Odkrywanie bezbronności – rozmowa z Anną Chromik o wystawie prac Brachy L. Ettinger

Z dr Anną Chromik, badaczką kultury, wykładowczynią i kuratorką wystawy Brachy L. Ettinger „Eurydyka – Pieta” rozmawia Marta Połap.

Screenshot z filmu Mamemento Fluidus – MaMedusa [2012 (wersja z 2014)]

Screenshot z filmu Mamemento Fluidus – MaMedusa [2012 (wersja z 2014)], mat. prasowe

Wystawa Brachy L. Ettinger jest ciekawa nie tylko ze względu na samą artystkę, ale też ze względu na to, że jest ona wynikiem współpracy Uniwersytetu Śląskiego z Muzeum Śląskim. Jak to się stało, że ściągnęłaś do Katowic Brachę L. Ettinger? A może: jak udało Ci się wyjść z teorią Ettinger poza mury uniwersytetu?

Anna Chromik: Ha, to efekt różnych dziwnych zbiegów okoliczności oraz zasługa kilku mocno zaangażowanych osób. Zaczęło się od tego, że dwójka moich przyjaciół z Instytutu Języków Romańskich i Translatoryki – Ewa Macura Nnamdi i Michał Krzykawski – postanowiła zorganizować konferencję pt. Vulnerabilities [ang. bezbronność, tkliwość, podatność, wystawienie się, otwarcie na zranienie]. Pomysły na miejsca były różne, w końcu stanęło na Muzeum Śląskim, głównie dzięki otwartości Pani Dyrektor Alicji Knast i jej współpracowników, którzy natychmiast złapali ważkość tematu. Ja z kolei zwariowałam, gdy zobaczyłam ten tytuł, bo koncepcja wulnerabilności jako trybu naszego ludzkiego bycia w świecie jest od kilku lat głównym tematem moich badań. Co więcej, po raz pierwszy usłyszałam o teorii Brachy w 2012 roku na konferencji w Edynburgu, gdzie mówiłam właśnie o tym – o „wystawianiu się”, bezbronnym otwarciu, czułości. Te kwestie do niedawna były mało obecne w refleksji teoretyczno-psychoanalitycznej, a przecież są równie kluczowe dla naszej podmiotowości, co obsesyjne pilnowanie własnych granic i oddzielenie od świata.

Ta koncepcja, oparta na alternatywnym odczytaniu ciała „ułomnego”, czy jak mówi Bachtin, groteskowego (choć groteskowe ciało nie jest bynajmniej ułomne, lecz wprost przeciwnie – „nadmiarowe”, wylewające się ze swych granic by spotkać się ze światem), była przełomem w moim myśleniu. Wtedy też po raz pierwszy w komentarzach do mojego wystąpienia i późniejszej korespondencji, irlandzki teoretyk i mój przyjaciel Michael O’Rourke wprowadził mnie w teorię Brachy Ettinger i jej koncepcji samo-rozkruszania (self-fragilisation). Co ciekawe, w tym samym miejscu rok wcześniej wystąpiłam z kompletnie szalonym odczytem, który w poetycki sposób łączył obrazy meduz, hydr, rytmu, pulsowania z lacanowskim koncept lamelli oraz moją intuicyjną krytyką teorii wstrętu (abject) Julii Kristevej, która używana jest często jako koncept-wytrych w kulturowych studiach nad ciałem. Gdy dziś wracam do tych tekstów nie mogę wręcz uwierzyć, że nie znałam wtedy teorii Brachy… Od tego momentu zaczęłam powoli zgłębiać jej teksty i nagle wszystko wskoczyło na swoje miejsce: odkryłam jej malarstwo – a sama zawsze interesowałam się sztuką współczesną – oraz jej związki z Polską. Pomyślałam, że to nie może być przypadek.

Ponieważ w 2016 znałam już Brachę osobiście, wysłałam jej informację o konferencji Vulnerabilities, ona z kolei ona zaproponowała, że mogłaby przyjechać, wygłosić wykład plenarny oraz, być może, pokazać kilka swoich prac. Ewa i Michał entuzjastycznie podchwycili temat, choć działo się to pół roku przed konferencją, gdy wszystko było już ustalone i podopinane. I tu, po raz kolejny zadziałała Dyrektor Alicja Knast oraz Łukasz Adamski, pełnomocnik ds. Projektów w Muzeum Śląskim, ich wyczucie, wiedza i intuicja – dostaliśmy zielone światło, wsparcie, pomoc i ogromny kredyt zaufania. Akurat w tym przypadku trudno mówić o wychodzeniu poza mury uniwersytetu, bo Bracha jest przede wszystkim rozpoznawalna jako artystka, jedna z czołowych postaci Nowego Malarstwa Europejskiego, więc osoby zajmujące się sztuką współczesną rozpoznają to nazwisko natychmiast – i tak było w przypadku Dyrekcji MŚ. Ogromnie się cieszę, że to właśnie w Katowicach udało się zorganizować pierwszą tak dużą wystawę Brachy, choć najbardziej oczywistym miejscem wydawałaby się Warszawa lub Łódź – rodzinne miasto rodziców artystki. Wcześniej jej prace pokazywane były na wystawie zbiorowej „W sercu kraju” w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, które zresztą ma w stałej kolekcji dwie prace Brachy, oraz na niewielkiej retrospektywie w Poznaniu przy okazji wykładu w 2012.

Eurydyka - Pieta. Indywidualna wystawa prac Brachy L. Ettinger, fot. M. Jędrzejowski (4)

Eurydyka – Pieta. Indywidualna wystawa prac Brachy L. Ettinger, fot. M. Jędrzejowski

Jako doktorkę nauk interesują Cię granice i definicje cielesności, etyczny i estetyczny potencjał ciała we współczesnym dyskursie. Jak przekładasz swoje zainteresowania naukowe na język sztuki? Albo jak sztuka pomaga Ci realizować swoje projekty naukowe?

A.Ch.: Łączenie filozofii i teorii z obrazami wytworzonymi w dużej mierze przez nieświadomość artysty – czy to w poezji czy w sztukach wizualnych – umożliwia, moim zdaniem, wejście w głębszy kontakt ze światem, pozwala lepiej ten świat rozumieć i „wyczuwać”, nie tylko intelektualnie i w sposób podlegający konwencjonalnej werbalizacji. Artyści rezonują z drgającymi strunami rzeczywistości i przetwarzają na język sztuki impulsy subtelne, istniejące na granicy percepcji, półprzezroczyste, wyparte i wymykające się rozumowej reprezentacji. Następnie przetwarzają je na swój sposób w kontakcie z żywą materią własnego ciała, użytych materiałów, koloru, światła, tonalności języka. Ich odbiór też jest możliwy tylko na poziomie afektu, jakiejś mikro-reakcji ciała, doznania, intuicji, przebłysku, okamgnienia. Jednocześnie sztuka wypuszcza swego rodzaju wirusa, jak mówi Bracha – „konia trojańskiego” w świat, daje impuls do przepracowywania wypartych i nieuświadomionych traum, konfrontacji z niewygodnymi pytaniami, zauważania tego, co tak wrosło w ogląd świata, że stało się niewidoczne. Dlatego obcowanie ze sztuką (swoją drogą obcowanie to świetne słowo – mówi o bliskości, ale poprzez figurę Obcego, Innego) ma głęboko etyczny wymiar i bez niego dwa podstawowe znaczenia akademii – lepiej rozumieć świat i czynić go lepszym – są po prostu niemożliwe do spełnienia. To zresztą pokazuje sens istnienia nauk humanistycznych, literaturoznawstwa, kulturoznawstwa, nauk o sztuce.

Wracając do Brachy – co uderzyło Cię w jej twórczości najbardziej? Jakie jej spostrzeżenia utkwiły Ci w głowie i nie dały Ci już o niej zapomnieć?

A.Ch.: To jest pytanie-masakra ;) Pewnie łatwiej byłoby mi odpowiedzieć, gdyby chodziło o artystkę, której sztuką zajęłam się po prostu przy okazji tworzenia wystawy. W przypadku Brachy to wielopoziomowa relacja, twórcza, teoretyczna, osobista, również estetyczna. Jej teoria macierzy (matrixial theory) wraz z koncepcjami samorozkruszania, przestrzeni granicznej, współstawania się jest mi bliska filozoficznie. Uważam, że jej nacisk na etyczny wymiar sztuki, uwrażliwienie na konieczność niesienia traumy i przetwarzania jej w akcie estetycznym jest dziś kluczowa. Fascynuje mnie sposób, w jaki pracuje Ettinger – w stanie swobodnie zawieszonej uwagi, pozwalając, by pewne nici śladu traumatycznego obrazu, który tworzy, łączyły się z materią gestu, materiałów, koloru, światła. Obrazami wyjściowymi dla wielu jej prac są fragmenty archiwalnych fotografii z czasów wojennych lub przedwojennych, często przepuszczone przez fotokopiarkę zatrzymaną w ruchu, co pozwala zatrzymać jedynie cień, widmo, zastygły pył oryginalnego obrazu, z którym (ale nie „na” którym) artystka następnie pracuje do czasu, aż poczuje, że się z nim „spotkała”. Efekt jest niezwykły, obrazy posiadają wewnętrzną głębię, kolor działa niczym światło, wprawia obraz w ruch – staje się on hologramem.

Eurydyka - Pieta. Indywidualna wystawa prac Brachy L. Ettinger, fot. M. Jędrzejowski (6) (1)

Eurydyka – Pieta. Indywidualna wystawa prac Brachy L. Ettinger, fot. M. Jędrzejowski

A.Ch.: Głęboko porusza mnie też tematyka, z którą pracuje. Jednym z jej „wyjściowych” obrazów jest fragment fotografii wykonanej przez hitlerowskiego żołnierza dokumentującej masakrę kobiet i dzieci w getcie w Mizoczu, na którym widać kilka nagich kobiet w ostatnich chwilach przed egzekucją; niektóre z nich tulą nagie dzieci – ten obraz mnie prześladuje, wraca w snach, powoduje u mnie za każdym razem bolesną fizyczną reakcję na poziomie ciała, choć u Brachy jest oczywiście tak przetworzony, że na pierwszy rzut oka nie sposób go rozpoznać. Mam głębokie przekonanie, że artystka dokonuje tutaj ogromnej pracy dla i za nas wszystkich – troszczy się o rany i niesie traumę, która musi zostać przerobiona również dla dobra żyjących. Polska jest społeczeństwem głęboko dotkniętym zespołem stresu urazowego (post-traumatic stress disorder), gdzie nieprzerobiona trauma ocalałych przenosi się na drugie, trzecie i kolejne pokolenia (w literaturze przedmiotu nazywa się to transgeneracyjną transmisją traumy). W kontekście ocalałych, ten przekaz wzmocniony jest też nierzadko zmową milczenia dotyczącą własnych żydowskich korzeni – objawy stresu pourazowego wykazują osoby, które czasem nawet nie wiedzą, że ich przodkowie przeżyli Shoah. Pisze o tym Mikołaj Grynberg w „Oskarżam Auschwitz”, mówi też o tym prof. Katarzyna Schier w kontekście psychoterapii. Dlatego transkryptum – czyli to, co Bracha Ettinger nazywa transkrypcją traumy w procesie tworzenia dzieła sztuki, traumy często nieswojej, należącej do znanego lub nieznanego Innego – wydaje mi się takie ważne.

Bardzo ważnym elementem sztuki jest jej wystawienniczość. Nie tylko ważne jest CO, ale JAK prezentujemy i choć taka spójność wizji wydaje się dość oczywista w przypadku sztuki, to mam wrażenie, że przedstawiciele szczególnie sztuki konceptualnej twierdząc, że „treść sama się obroni” umniejszają funkcję przestrzeni. Na szczęście ekspozycji „Eurydyka – Pieta” niczego nie brakuje.

W tej wystawie wszystko doskonale współgra – od kolorów ścian, poprzez ilość światła, kończąc na budowaniu nastroju dzięki kolejnym elementom. Człowiek stopniowo zatapia się w duszną, niepokojącą ciemność, by na końcu powrócić do światła – tyle że (podobnie jak w przypadku Eurydyki) całkowity powrót nie jest możliwy. Wiedza o ciemności nie daje wrócić do żywych, a śmierć jest w nas? Czy może takie symbole są na wyrost?

A.Ch.: Myślę, że Twoje odczytanie jest jak najbardziej uprawomocnione. W nieświadomości nie istnieje czas linearny, nie ma wyraźnego podziału na przeszłość i teraźniejszość, nieustannie jakieś wątki z przeszłością splatają się ze współczesnymi, tworząc coraz to nowe połączenia, zyskując nowe, często zaskakujące znaczenia, ujawniając nowe traumy. Podobnie przestrzeń wystawy nie jest zorganizowana według klasycznego chronologicznego lub tematycznego klucza, ale pozwalamy, by zadziałały tu nowe połączenia graniczne. Pojawiają się elementy zakłócające „zwiedzanie”, zmuszające do zmiany kierunku. Wiele osób odwiedzających wystawę opisuje swoje wrażenia porównując je do wejścia w jakiś inny porządek, trochę podziemny, trochę kojarzący się z wnętrzem matczynego łona (nieprzypadkowe jest tu skojarzenie z klasycznym rezonansem womb-tomb: ang. łono-grób). Dotknięcie śmierci, traumy Innego, jest poniekąd naszym etycznym obowiązkiem – w tym sensie śmierć nam towarzyszy, a jednocześnie jesteśmy zobligowani by wrócić do świata żywych, pozwalać, by życie przez nas płynęło. Artystka na tej wystawie ujawnia nieco więcej niż zazwyczaj, mamy większy dostęp do „podszewki” jej twórczości w postaci notesów, które ukazują intymny, często chaotyczny proces tworzenia się zalążków, z których w tej dusznej, ciemniej, wilgotnej i jednocześnie pulsującej życiem przestrzeni kiełkują zawiązki jej myśli i sztuki.

Eurydyka - Pieta. Indywidualna wystawa prac Brachy L. Ettinger, fot. M. Jędrzejowski (1)

Eurydyka – Pieta. Indywidualna wystawa prac Brachy L. Ettinger, fot. M. Jędrzejowski.

Z wystawy zapamiętałam te słowa: „Praca artysty jest przepracowaniem i powoływaniem do bycia tego, co nie mogło zostać zapamiętane”. Prace Ettinger są w jakimś stopniu treningiem pamięci i wywoływaniem duchów. Wystawa była bardzo podniosła w takim Burke’owskim znaczeniu, niepokojąca, a przez to dotyka głęboko czegoś, o czym chyba wolimy nie pamiętać. Czy jednak Ettinger nie zatraca się w nie-pamięci?

A.Ch.: Nie wiem, czym byłoby zatracenie się – zanurzeniem w nieświadomości tak głębokim, że odcinamy kontakt z życiem? Jeśli o to chodzi, to nie. Ale dotknęłaś bardzo ważnego problemu, bo wzniosłość – sublime – jest dla Ettinger niezwykle istotnym pojęciem. O ile dla Freuda pierwotnym afektem jest Angst (niepokój), to Bracha twierdzi, że ze względu na nasze archaiczne i – według niej – równie kluczowe dla tożsamości połączenie graniczne z matką, niemniej pierwotnym afektem, jest właśnie wzniosłość (sublime), ale także trwoga-zachwyt (awe) i niesamowitość (das Unheimliche/the uncanny/niesamowitość), które pojawiają się wraz z przeczuciem istnienia czegoś, co jest potężniejsze od nas, czego nie możemy ogarnąć. Zatracenie oznaczałoby milczenie, zamknięcie oczu w obliczu tego, co nas przerasta (w pewnym sensie tak działa religia), natomiast Bracha proponuje uruchomienie szacunku – wzajemnego widzenia (re-spect).

Eurydyka - Pieta. Indywidualna wystawa prac Brachy L. Ettinger, fot. M. Jędrzejowski (2)

Eurydyka – Pieta. Indywidualna wystawa prac Brachy L. Ettinger, fot. M. Jędrzejowski

To nie jest zresztą pierwsza wystawa, której jesteś współ-kuratorką, prawda? (Mam na myśli wystawę Anne Seagrave). Jakiś czas temu udało Ci się otworzyć galerię w Krakowie wraz z Karoliną Harazim-Mazur i Ewą Pasternak-Kaperą. Co ciągnie Cię do świata sztuki? Czy trudno wejść w to środowisko osobie „z zewnątrz”? No i czemu więc nie zaprosiłaś Brachy do Krakowa?

A.Ch.: Nie czuję się w żaden sposób częścią środowiska artystycznego. Jestem raczej takim niewielkim suplementem, który – z racji swojego teoretycznego przygotowania, dodatkowo połączonego z jakąś dyletancką i intuicyjną wrażliwością artystyczną oraz zainteresowaniem sztuką – jest w stanie, być może, coś od siebie wnieść, w jakiejś nano-mikro skali. Chyba dlatego Ewa zaprosiła mnie do współtworzenia TEJ (a może dlatego, że kiedyś oddałam jej w całości nieotwartą paczkę pampersów w rozmiarze 1, kto wie)… Z Ewą i Karoliną poznałyśmy się na ciążowej jodze, więc obok feminizmu i sztuki łączą nas nasi synowie. Zaprzyjaźniłyśmy się i wspierałyśmy w pierwszych trudnych momentach macierzyństwa, ale nasze rozmowy z dylematów związanych z karmieniem piersią, noszeniem w chuście i gotowaniem zupek zawsze nieuchronnie zmierzały w stronę dyskusji na temat sztuki, roli tworzenia w naszym życiu, feminizmu, polityki. Do dziś nasze regularne cotygodniowe spotkania, najczęściej w pobliżu jakiejś piaskownicy, wyglądają tak: no i ta artystka, wiecie, twierdzi, że tylko sztuka efemeryczna ANTEK NIE ZJADAJ TEGO BŁOTA, GUSTAW NIE RZUCAJ W LEONA DŻDŻOWNICĄ, no więc ta artystka… itp. Ewa i Karolina funkcjonują w świecie sztuki, zarówno od strony twórczej (Ewa jest fotografką i tworzy kolaże, Karolina jest kuratorką i fotografką), jak i formalnej – obie pracowały w instytucjach kultury i galeriach, i rozpoznawały potrzebę stworzenia przestrzeni dedykowanej upełnomocnieniu kobiet i sztuki feministycznej w momencie trudnym i dla kobiet i dla sztuki w Polsce. Wystawa Anne Seagrave „Involved” była naszym pierwszym wspólnym działaniem, które zresztą spotkało się z bardzo przychylnym odzewem. Anne opowiada o doświadczeniu kobiecości poza normatywnym mitem kobiecych ról, cielesności i sposobów przedstawienia, jednocześnie używając bardzo poetyckiego i onirycznego instrumentarium. Jej tytułowe „zaangażowanie” jest głębokim osadzeniem w materialności istnienia, we własnym ciele, w uważnej interakcji ze światem. Jako artystka i jako osoba, a znamy się od lat, jest bezkompromisowa, świadomie wypisuje się z obszaru sztuki komercyjnej (choć jest znaną postacią w środowisku europejskiej sztuki performance). Interesuje nas zarówno ekspresja artystek czerpiących z własnej cielesności i poszukujących alternatywnych reprezentacji kobiecego ciała, seksualności, macierzyństwa, relacji z Innym, „natury” itd. – poza normatywną wizją patriarchalną, jak i sztuka krytyczna, działania na pograniczu aktywizmu i interwencji artystycznej. Ten aspekt widzimy jako przestrzeń dialogu i budowania mini-sojuszy z kobietami zanurzonymi w etyce troski: współdziałanie, współodpowiedzialność jako projekt polityczny – i jego ekspresja w sztuce, ale też na poziomie np. relacji galeria-artystka. Sztuka Brachy oczywiście wpisuje się we wszystkie te rejestry, natomiast jest już artystką tej skali, że w grę wchodziło tylko i wyłącznie pokazanie jej w oficjalnej przestrzeni muzealnej.

* * *

Macie wyjątkową okazję posłuchać Ani na żywo! Oprowadzanie kuratorskie odbędzie się w najbliższą środę 23 sierpnia o godz. 17.00. Ceny biletów: 6 zł (dla dorosłych), 4 zł (ulgowy).

Co? Eurydyka – Pieta. Indywidualna wystawa prac Brachy L. Ettinger
Gdzie? Wystawę można oglądać w Muzeum Śląskim (oddział przy al. Korfantego 3, W Katowicach)
Do kiedy? Do 2.09.2017 r.
Więcej: Klik!