MAMA MUMINKÓW NIE O MUMINKACH – RECENZJA „SŁONECZNEGO MIASTA” TOVE JANSSON

„Słoneczne Miasto” to zbiór dwóch opowiadań, które łączy coś nieuchwytnego, wyzierającego spomiędzy stron i zdań zawartych w książce. To rozczarowanie życiem i gorycz przemijania. Książka ukazała się w lutym 2017 roku, nakładem wydawnictwa Marginesy. Zawiera w sobie opowiadanie już opublikowane, jak i treść zupełnie nową na polskim rynku.

słoneczne_miasto

Gorycz przemijania

Pierwsze z opowiadań, zatytułowane tak jak książka, traktuje o ludziach, którzy większą część życia mają już za sobą. To historia o emerytach, żyjących w idyllicznym wręcz miasteczku, w którym nie dzieje się nic porywającego. Jedyną atrakcję stanowi okręt, który ludzie mogą zwiedzać. Jest on jednak namiastką prawdziwej podróży, kolejnym sztucznym tworem ubarwiającym codzienność. Miasto wydaje się być sztuczne, niczym papierowa makieta. Nie słychać w nim dzieci, żadnych odgłosów tętniącego życia. W tym zastygłym obszarze poznajemy grupę starszych ludzi, którzy mieszkają w pensjonacie. Nie są w żaden sposób powiązani ze sobą, toczą ciche wojny (jak chociażby o cieszące się ogromnym uznaniem fotele na tarasie), które wynikają z różnic charakterów. Każdy z pensjonariuszy jest inny, skrywa inne tajemnice. Jedna z bohaterek kontaktuje się z synem za pomocą listów, w których brak szczerości, a pełno jest fałszu i – ponownie – sztuczności. Piszą do siebie używając zwrotów, których użyć wypada, znajdziemy tam więc kurtuazyjną grzeczność, troskę o wzajemne zdrowie i wyrazy szacunku. Słodkie do bólu jak pączek ociekający lukrem, a w rzeczywistości tak gorzkie, że aż nie do przełknięcia. Jedyną postacią, która próbuje wyłamać się ze schematu jest Pan Thomson, którego historię poznajemy wraz z rozwojem akcji. W historii nie ma głównego bohatera, wszyscy są sobie równi i w równym stopniu pokazują jak bolesna może być gorycz przemijania i jak okropnym miejscem mogą być nawet najlepsze domy opieki. Nie istnieją przedmioty i miejsca, które wypełnią pustkę wynikającą z tęsknoty za najbliższymi.

Drugie opowiadanie, „Kamienne Pole” premierę miało w Polsce w 1989 roku. Bohaterem tej historii jest pisarz, który mieszka u córki i próbuje napisać książkę. Bezskutecznie, bo wszystko wokół przypomina mu o błędach przeszłości, a to z kolei sprawia, że nie może skupić się na tym, co tu i teraz. To, co odróżnia go od bohaterów „Słonecznego miasta”, to właśnie przebywanie w otoczeniu najbliższych. Musiał rozliczyć się z własnym życiem, ale przynajmniej czuł, że ma obok siebie kogoś bliskiego. Miał szansę na to, by ktoś go wysłuchał. Praca nad powieścią jest dla niego trudna i pokazuje, jak człowiek mierzy się z samym sobą. Jest to opowiadanie niezwykle cenne, bo pokazuje jak naprawdę wygląda proces pisania: twórczy, ale i trudny mechanizm.

słonecznemiasto

Poprzeczka ustawiona zbyt wysoko

Mówiąc o tej książce, wszystko wydaje się na swoim miejscu, jednak odczuwalny jest pewien zgrzyt. „Kamienne pole” znałam wcześniej i w zestawieniu z drugim opowiadaniem wypada zdecydowanie ciekawiej. „Słoneczne miasto” wydawało się natomiast nie mieć końca. Zbyt wielu bohaterów, brak wiodącego głosu sprawia, że wszyscy zlewają się ze sobą, tracąc indywidualność. Wyczuwalny jest  też swoisty brak ciągłości między poszczególnymi fragmentami opowiadania. Momentami wydaje się, że pewne wątki istnieją niezależnie od siebie, a części z nich mogłoby w ogóle nie być, bez wpływu na jakość opowiadania. Być może wynika to ze sposobu pisania, czy zdań wypowiadanych przez poszczególne postaci. Czasem nie wiadomo, czy czytamy dialog między bohaterami, czy po prostu ich przemyślenia, co wprowadza mały zamęt. Nie zawsze jest to wadą, jednak w przypadku tej książki, często nie wiemy, czy czytamy słowa bohatera wypowiadane do innych, czy też zagłębiamy się w dialog wewnętrzny postaci.

Plus i minus

Gdzieś w tyle głowy migocze mi myśl, że „Słoneczne miasto” nie było w stanie spełnić wysokich oczekiwań, jakie mamy, znając klasyczne książki o Muminkach, że to uproszczenie, ale obrazuje ono moje rozczarowanie. Moje oczekiwania względem tej książki były po prostu większe niż wrażenia, których doznałam po jej ukończeniu.

Być może Jasson zostanie dla mnie na zawsze mamą Muminków, chociaż bardzo cenię jedną z jej powieści dla dorosłych – „Córkę rzeźbiarza”. Będąc pod wrażeniem właśnie tej powieści, zdecydowałam się sięgnąć po „Słoneczne miasto”. Teraz sięgnęłabym ponownie jedynie po „Kamienne Pole”, w którym bez trudu znaleźć można interesujące i wartościowe fragmenty. To, co w nich warte jest zastanowienia, to niechlubny obraz przemijania, trudności, które ten etap życia ze sobą niesie, zwłaszcza psychiczne. „Słoneczne miasto” jako całość stanowi pole do rozważań dotyczących tego, jak czas obchodzi się z człowiekiem. Przypomina, że starość istnieje i wcale nie ma się dobrze, bo kultura i społeczeństwo spychają ją na margines. W świadomości społecznej należy ten obraz odczarować i nadać mu zagubioną gdzieś wartość. W końcu nikt z nas nie będzie wiecznie młody.

Tove Jansson, Słoneczne miasto, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2017.

Nasza ocena:

 


 

paulina_zaborowskaPaulina Zaborowska – kulturoznawczyni i filmoznawczyni. Zakochana w literaturze i kinie. Uważa, że najcenniejsze przedmioty w domu to książki, a najlepszym sposobem na spędzenie wieczoru jest film. Absolwentka kulturoznawstwa na UKSW – zmęczy nawet „Pancernika Potiomkina”, bo słynną scenę na schodach w Odessie każdy miłośnik kina znać powinien. Jest też mamą.