Notatki o strojach i miastach

Fashion is always in. […] City is always about now.

Wim Wenders, Notatki o strojach i miastach

fot. Paweł Siodłok

fot. Paweł Siodłok

W filmie Zacznijmy od nowa (reż. James Carney, 2013) jest scena, w której bohaterowie, Gretta i Dan, chodzą po Nowym Jorku, ze słuchawkami na uszach tańcząc do muzyki z telefonu. W pewnym momencie siadają na schodach przy jednej z zatłoczonych ulic, rozmawiają o poszukiwaniu wyjątkowości w muzyce i ludziach. W tym samym momencie patrzą na przechodniów – kobietę w kusej mini, skate’ów na BMXach, mężczyzn ubranych w białe płócienne szaty, z bębnami przewieszonymi przez ramię. Spoglądamy na powrót na postaci i wydają się nam zupełnie nie pasować do eklektyczności Nowego Jorku, jego patchworkowych miejskich krajobrazów. Są ubrani zbyt zwyczajnie, by się wyróżniać. A jednak w bezpretensjonalności swojego zachowania i naturalności, z jaką noszą swoje skromne ubrania, są tak przekonujący, że to na nich chce się patrzeć.

Film Careya, reżysera o skromnej ambicji, by przedstawić na ekranie codzienność jako wartość samą w sobie, jest wyjątkowy w swojej czułości dla normalsów. Wystarczy krótki przegląd najbardziej charakterystycznych dla kina typów postaci, by zdać sobie sprawę z tego, jak bardzo twórcy lubią pokazywać – a widzowie oglądać – różnie pojętą nad-zwyczajność. Femme fatale o długich nogach i ostrym spojrzeniu, ubrana w zwiewną tiulową bieliznę; bezkompromisowi kowboje w kapeluszach, butach z ostrogami i w kamizelkach czy nawet bezwzględni gangsterzy w idealnie skrojonych i drogich garniturach – to popularne przykłady przywiązania do wystylizowanych postaci ubranych w ściśle filmowy kostium.

Jednak mimo wszystko casualowe ubrania postaci są swego rodzaju fashion ninja – choć nie narzucają się swoim zwyczajnym wyglądem, to często opisują postać lepiej i pełniej, raczej w kategoriach regularnego stylu niż jednorazowego olśnienia (którego pars pro toto może być na przykład żółta suknia Belli z Pięknej i Bestii [reż. Bill Condon, 2017]). Taka garderoba do bohatera lub bohaterki „pasuje” (match) – wyraża ich osobowość i konstruuje tożsamość.

Jedyny w swoim rodzaju, choć ukryty za fasadą aktorstwa, scenografii i fabuły, jest także związek mody codziennej z miastem, na ulicach którego ta zwyczajność się wyraża. Starcie miejskiego pędu (ze swej istoty sztucznego) i pragnienia, by w ten chaos się wpasować, a jednocześnie nie dać się mu ponieść, to jeden z najsubtelniej wygrywanych na ekranie konfliktów. I choć nie da się zapomnieć o ikonicznych dla kina gatunków kostiumach i przebraniach, falbanach i skórach, wysokich obcasach i zabłoconych kowbojkach, to kiedy myślę o najlepiej ubranych postaciach, mam w głowie dużo mniej spektakularne obrazy. Przypominają mi się filmy, w których za pomocą mody bohaterowie i bohaterki rozgrywali małe bitwy o swoje miejsce w miejskiej dżungli.

fot. Paweł Siodłok

fot. Paweł Siodłok

  1. Jest kilka pytań o charakterze quizu, które pomagają nam określić w głowie wrażliwość nowo poznanej osoby: morze czy góry? pies czy kot? czerń czy biel? lato czy zima? I wreszcie: miasto czy wieś? To ostatnie pytanie wydaje się tak niewinne jak każde inne, ale w rzeczywistości odpowiedź na nie zawiera w sobie deklarację o daleko idących konsekwencjach.
  1. Jeśli (w dużym i krzywdzącym zapewne uproszczeniu) delikwent wybiera wieś, oznacza to, że ma szacunek dla tradycji (przejawiający się na przykład w uwielbieniu dla zdrowego jedzenia bez konserwantów) i lubi siedzieć na plastikowym krześle w ubłoconych kaloszach (nie Hunterach, oczywiście!), obserwując przez dwie godziny (bez poczucia straty czasu) zachodzące słońce. Jeśli zaś rano zasuwa do kawiarni po energetyczne espresso, je raczej lunch niż obiad, ciągle dokądś się spieszy, biegnąc od miejsca do miejsca w stylowych i wypastowanych butach, to jest typowym mieszczuchem.
  1. Typowymi mieszczuchami są na przykład bohaterowie Wszystkich nieprzespanych nocy (reż. Michał Marczak, 2016). Chłopcy odwiedzają najbardziej huczne warszawskie imprezy w hipnotyzującym techno-rytmie, ubrani w to, co akurat było pod ręką, a co zawsze do siebie pasuje: ciemne spodnie, biały T-shirt, sportowe buty i zmierzwione włosy. Młody mieszkaniec dużego miasta dobrze wie, jak wiele pracy i godzin spędzonych w centrach handlowych kosztuje uzyskanie takiego looku.
  1. Najważniejszy jest czas – wolno płynący albo pędzący na łeb na szyję. Fundamentalny wybór między wsią a miastem dzieli ludzi na dwa obozy. Pierwsi, amatorzy sielskich anielskich połaci traw, zawsze patrzą za siebie, podczas gdy ci drudzy, miłośnicy industrialnego rytmu, widzą tylko „teraz”, ewentualnie dwa dni w przód (nie bez powodu wymyśliliśmy tylko dwa słowa określające ciągłość przyszłych doświadczeń: jutro i pojutrze). Choć to sprawa najwyższej wagi, przejawia się ona w czymś tak błahym jak codzienny wybór ubrań.
  1. Ines z Toni Erdmann (reż. Maren Ade, 2016) dobrze wie, jak ważna jest natychmiastowa odpowiedź na wołanie korpo-teraźniejszości, dlatego zawsze przygotowana jest na wejście w wir niekończącej się pracy w trybie ASAP. Jej ubiór jest schludny i solidny, mocno skonwencjonalizowany (marynarki, spodnie w kant i szpilki), ale bezpieczny, choć – jak się okazuje – odczłowieczający, pozbawiający indywidualizmu. Każdy element można zastąpić innym (oblaną kawą bluzkę – pożyczoną koszulą, pracownika – innym pracownikiem). Kiedy Ines orientuje się, że kanciaste i sztywne materiały roboczych uniformów odhumanizowały ją i pozbawiły podmiotowości, decyduje się porzucić dotychczasowy dress code. Tuż przed przyjściem gości zaproszonych na urodzinową imprezę walczy z czasem, suwakiem obcisłej sukienki (weekendowej alternatywy dla codziennych szarości damskich garniturów) i samą sobą, by wyjść z tej walki wygraną, z dumą prezentując przed znajomymi swoją nagość jako najbardziej pasujące do niej ubranie.
  1. Nie bez powodu stolice mody to największe miasta świata: Paryż, Londyn, Nowy Jork. Tam, gdzie żyje się prędko i rządzi mechanizm ulotnej chwili, najważniejsze to być najlepszą wersją samego siebie tu i teraz – przynajmniej na pierwszy rzut oka. W miastach, które żyją i żywią się obrazami, piękne przedmioty, design i dobrze skrojone ubrania mają najwyższą rangę – sztuki codziennej, podatnej na (doraźną) kontemplację. Dość powiedzieć, że popularnym hobby porannych kawoszy jest obserwowanie zza witryny kawiarni butów i odzienia przechodniów.
  1. Przyjezdna Carrie Bradshaw (Seks w wielkim mieście, 1998-2004), jako „honorowa obywatelka” Nowego Jorku, jest często traktowana jak zgrabny manekin. Jej stopy są reklamą szpilek od Manolo Blahnika, a ciało promuje nowojorski magazyn „New York Style”, do którego pisze felietony. Jest celebrytką buszującą w popularnych knajpach z „Cosmopolitanem” w ręku. Z zaangażowaniem służy modzie przełomu wieków, a błyszczące materiały oplatające jej sylwetkę odbijają co weekend klubowe światło.
  1. Na ekranie ubrania oddają charaktery ludzi, a ludzie charakter miasta. Postaci już nie tylko jednorazowo „są w coś ubrane”, ale „mają styl”, który określić możemy wyłącznie poprzez zestawianie ze sobą wszystkich elementów garderoby: kurtek, spodni, spódnic, butów, marynarek, koszul, swetrów…
  1. Odwieczna walka odbywa się między dwoma równolegle rozwijającymi się sposobami noszenia ubrań. Haute couture, czyli ręcznie wykonane i szyte na miarę ubrania, to synonim miejskiego luksusu. Prêt-à-porter, czyli produkcja seryjna, uchodzi raczej za przemysł niż za sztukę. Tymczasem w sposobie noszenia klasycznych ubrań przez postaci filmowe często ujawnia się ich związek z miejskim żywiołem. Kostiumy zostawmy zatem na boku, a zajmijmy się wreszcie codzienną mową zwyczajnych T-shirtów i jeansów.
  1. Gretta z Zacznijmy od nowa nie jest szykowna, ale czuje się dobrze w swojej skórze. Jej bawełniane i lniane ubrania w kolorach ziemi tworzą spójną garderobę wraz z twarzowym, choć niewyszukanym i niedbałym kucykiem. Dziewczyna nie rozumie Nowego Jorku i jego spektakularnej aury. Nagrywa piosenki „na setkę” w tych miejscach, których nikt nie uważa za interesujące – na stacjach metra, w wąskich i brudnych uliczkach, kiepskim barze. Miasto narzuca się dziewczynie ze swoim „byciem na czasie”. To test na oparcie się jego uporczywej dominacji. Gretta walczy z miastem o możliwość bycia „po prostu” – i wygrywa.
  1. Andy z Diabeł ubiera się u Prady (reż. David Frankel, 2006) jest zupełnie zagubiona. Choć zatrudnia się w piśmie modowym, co dzień rano kłóci się z grzebieniem i nie przejmuje się nieznajomością palety odcieni. Z lenistwa stawia na wygodę – brzydkie, bezkształtne buty i bajgla w drodze do pracy. Chaos i nieokrzesanie widać nie tylko w jej ubiorze. Niechlujność i roztrzepanie charakteryzują jej relację z miastem. Kiedy przechodzi przez ulicę, trąbią na nią samochody, a tłum na ulicach Nowego Jorku prze do przodu, wciąż ją trącając. Andy sama wie, że długo tak nie pociągnie. Postanawia grać według miastowych reguł i dostosowuje swój wygląd do oczekiwań modowych guru i bezlitosnego New York City. Taksówki przestają trąbić, a płaszcz w kolorze butelkowej zieleni pięknie prezentuje się w szybach szklanych budynków. Andy staje się przedmiotem wkomponowanym w stylowe biuro, trybikiem napędzającym zachłanne miasto. Dopiero po odzyskaniu własnej tożsamości – w klasycznej skórzanej kurtce i czarnym uniwersalnym golfie – spokojnie przechadza się chodnikiem. Zrzuca kostium na rzecz świadomej inspiracji modą codzienną. Nowy Jork wciąż odbija jej sylwetkę w szybach swoich wieżowców.
  1. Duże miasto może, przy odrobinie dobrej woli i sporych pokładach zdrowego rozsądku, dać możliwość dookreślenia własnych pragnień i potrzeb, co często przejawia się właśnie w doborze garderoby. Eillis (Brooklyn, reż. John Crowley, 2015) emigruje z Irlandii do Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu pracy. Ku swojemu zaskoczeniu odnajduje w wielokulturowym Nowym Jorku nie tylko przyszłego męża, ale i świadomość kształtu swojego ciała i jego oddziaływania na otoczenie. Z dziewczęcych sweterków przerzuca się na kobiece spódnice i docenia siłę, jaka wiąże się z umiejętnością odpowiedniego łączenia ze sobą faktur, kolorów i kształtów ubrań. Fetyszem stają się dla jej irlandzkich znajomych przede wszystkim okulary przeciwsłoneczne jako znak szyku i elegancji made in USA, ale także przylegający do ciała strój kąpielowy (nie do pomyślenia w katolickiej Irlandii początku XX wieku!). W Nowym Jorku Eillis poszerza horyzonty – modowe, światopoglądowe, zawodowe – wraz z porzuceniem wypłowiałych kolorów na rzecz intensywnych barw.
  1. We wszystkich tych filmach mocne tarcia na linii tożsamość miasta – osobowość postaci nabierają wizualnego charakteru. Nie ma dla nich bezpośredniego miejsca w fabule, ale chętnie goszczą w naszej pamięci jako niezwykle sugestywne momenty z obserwacji pięknego, ale burzliwego związku człowieka z miastem. Splot miejskiego folkloru, ludzkich temperamentów i porannych wyborów outfitowych jest fenomenem pulsującym subtelnie, ale stale. Choć nigdy nie rzuca się w oczy, to zawsze działa „tu i teraz”, bo w mieście liczy się tylko dziś. Dobrze, że w kinie możemy na chwilę się zatrzymać.

korekta: Hanna Colik


Patrycja Mucha małe

Patrycja Mucha
Rocznik ’91. Doktorantka w Zakładzie Filmoznawstwa i Wiedzy o Mediach Uniwersytetu Śląskiego. Filmoznawczyni tworząca niekończące się listy dzieł koniecznych do zobaczenia. Nie w głowie jej minimalizm – zawsze chce więcej, choć czasem tęskni za błogim nicnierobieniem. Na co dzień współtworzy magazyn „Reflektor. Rozświetlamy kulturę” oraz koordynuje Klubem Filmowym Ambasada. Czynnie angażuje się w organizację życia filmowego na Górnym Śląsku.