Krew, ogień i dym – z Terje Abusdalem rozmawia Filip Stańczyk
Terje Abusdal to Norweg, który zajmował się fotografią, będąc jeszcze nastolatkiem. Stracił nią jednak zainteresowanie i wrócił do robienia zdjęć na poważnie dopiero w 2011 roku. W ostatniej edycji krakowskiego Miesiąca Fotografii został laureatem sekcji ShowOFF, dzięki czemu polscy widzowie mieli okazję zobaczyć jego ostatni projekt – Czerteż (oryg. Slash and Burn). Cykl spotkał się z pozytywnym odbiorem w wielu zakątkach Europy, bo po Krakowie trafił na ściany galerii w Arles, Berlinie, włoskiej Cortonie czy Landskronie w Szwecji. Sukces projektu poświęconego mniejszości etnicznej zamieszkującej w Norwegii to efekt wprawnego oka i imponującej wyobraźni artystycznej, ale także wnikliwej pracy badawczej zza biurka i w terenie. A nie ma chyba dziś w Europie tematu ważniejszego niż migracje.
Filip Stańczyk: Jak trafiłeś na temat Finów Leśnych?
Terje Abusdal: Nie potrafię dokładnie powiedzieć, skąd wzięło się moje zainteresowanie, ale pewnego dnia fotografowałem grupę szamanów w lesie regionu Finnskogen (dosł. Las Finów – przyp. red.) i jeden z nich zadał mi to samo pytanie. Nie umiałem mu na nie odpowiedzieć, a wtedy on zwrócił się do swojego wahadełka i powiedział, że to dlatego, że sześć pokoleń wstecz moi przodkowie też byli Finami Leśnymi.
Pomijając zaś wyjaśnienia magiczne: cały projekt traktuje o migracjach, tożsamości i przynależności. Te trzy kwestie są czymś, co interesuje mnie od pewnego czasu i co w ostateczności doprowadziło mnie do Finów Leśnych.
Co było dla ciebie motywem przewodnim w pracy nad Czerteżem?
Projekt jest poświęcony kulturze, która straciła swoje pierwotne ramy. To, co oryginalnie definiowało tę kulturę, przestało już istnieć w sensie materialnym. Przynależność do zbiorowości Finów Leśnych stała się wyłącznie uznaniowa. Postawiłem więc sobie pytanie: jak zwizualizować coś, co nie istnieje?
Chciałem za pomocą obrazów opowiedzieć o przeszłości, ale żeby tego dokonać, musiałem ją niejako na nowo wynaleźć. Skupiłem się na centralnym elemencie kultury Finów Leśnych –czerteżu. To sprawiło, że motywem przewodnim projektu stały się ogień i dym. W kulturze tej istotną rolę odgrywał także szamanizm, a wraz z nim przekonanie, że wszystko w naturze ma swoją duszę. Zależało mi na tym, aby tę magiczność pokazać, aby uchwycić sposób postrzegania świata, w którym ci ludzie żyją.
Czemu twoim zdaniem warto podejmować się zadania opowiedzenia o wybranym zjawisku za pomocą fotografii? Czemu nie poprzestać na opisie słownym?
Fotografia to uniwersalny język, zdolny wykraczać poza granice: zarówno kulturowe, jak i polityczne. Dzięki temu Czerteż można traktować na przykład jako opowieść o małych grupach ludnościowych z różnych zakątków świata: o procesach zachodzących w ich kulturze i powolnej asymilacji z kulturą dominującą. Dla mnie ważne jest też, że odczytanie fotografii w znacznej mierze opiera się na emocjach.
Masz swoją ulubioną fotografię z całego cyklu?
Tę, z którą wiąże się szczególny wysiłek: po około półtorej godziny samotnego marszu w śniegu, z plecakiem pełnym sprzętu, udało mi się dotrzeć do norwesko-szwedzkiej granicy. Była północ, ostry mróz, a ja czekałem jeszcze jakieś pół godziny, aż zejdzie mgła, żeby móc zrobić zdjęcie.
Od północy aż po samo południe, pomiędzy drzewostanem należącym do obu państw, wyrąbano około kilkudziesięciometrową „bramę”. Podłożony przeze mnie ogień, wędrujący z jednego terytorium na drugie, to żywioł wymuszający nieustającą migrację Finów Leśnych. Czerteż był skuteczną metodą przygotowywania ziemi pod uprawę, ale doprowadzał do szybkiego jej wyjaławiania. To zmuszało tę rolniczą społeczność do ciągłego przemieszczania się w poszukiwaniu nowych terytoriów.
Podkładałeś ogień?
Tak – nic z tego, co widać na zdjęciach, nie zostało dodane w programie do edycji zdjęć. Podkładałem ogień, wytwarzałem dym, ale reżyserowanie tych zdjęć sięga także współpracy z osobami fotografowanymi. W ten sposób próbowałem odtworzyć przeszłość. Z tym wiązało się też największe wyzwanie – z jednej strony nie przekroczyć granicy banału albo śmieszności, a z drugiej nie zdradzić za dużo odbiorcy. Celowo nie dodałem też opisów do zdjęć.
Na kilku zdjęciach z Czerteżu pojawiają się właśnie ludzie. Jaka jest ich rola w tym cyklu?
Każdy z nich na różne sposoby związany jest z badaną przeze mnie kulturą. Większość sfotografowanych mieszka w Finnskogen i ma w sobie jakąś domieszkę krwi Finów Leśnych. Mężczyznę pokrytego na zdjęciu białym barwnikiem znalazłem dzięki osobie odpowiedzialnej za badania genetyczne nad genealogią fińskiej populacji. Tego człowieka wskazano mi jako posiadacza największej ilości genów Finów Leśnych w Szwecji. W Norwegii też wskazano taką osobę i jej także zrobiłem zdjęcie.
Krew wydaje się istotna dla całej historii.
Jest ważna w moim cyklu i dla bohaterów moich zdjęć, ale nie najważniejsza. Jeden z tych bohaterów wzruszał się za każdym razem, kiedy opowiadał mi o Finach Leśnych, chociaż genetycznie jest nim tylko w 16%. Takie doświadczenia zmuszają do stawiania pytań o naszą tożsamość i do zastanowienia się nad tym, w którym momencie stajemy się tymi, za których się uważamy. W przypadku tej grupy ludnościowej, większość myśli o sobie w pierwszej kolejności jako o Norwegach. Poczucie przynależności do Finów Leśnych jest dopiero na drugim miejscu.
Patrząc na twój dotychczasowy dorobek fotograficzny, wydaje się, że skupiasz się na Skandynawii i bliskich sobie terytoriach. Wyznajesz zasadę, że najlepiej fotografować to, co zna się najlepiej?
Nie jest łatwo jechać w kompletnie obce ci miejsce za granicą i je sfotografować. Nie znając kodów kulturowych i historii danego obszaru, nie da się dostrzec wielu istotnych detali. Sama nieznajomość języka jest problemem. W Norwegii czuję się bardziej komfortowo – przed realizacją projektu mogę dokładnie zebrać niezbędne informacje, a w jego trakcie swobodnie przeprowadzać rozmowy.
Zgłębianie swojej kultury i własnych korzeni może też po prostu być ciekawe. Praca nad Czerteżem skłoniła mnie do wielu przemyśleń na temat tego, co oznacza bycie Norwegiem i jak nasza tożsamość budowana jest kosztem mniejszości. Nie trzeba koniecznie jechać na drugi koniec świata, żeby zrobić coś dobrego. Wręcz przeciwnie – sztuką jest dostrzec wyjątkowość w tym, co uznajemy za trywialne.
Czym zajmowałeś się przed Czerteżem?
Radius 500 Metres to projekt archiwistyczny. Pochodzę z małej miejscowości, w której w 1975 roku mój dziadek przejął po swoim ojcu stację benzynową, założoną 40 lat wcześniej. Oprócz prowadzenia stacji zaczął jednak zajmować się także robieniem zdjęć wszystkiemu, co znajdowało się w okolicy jego miejsca pracy. Większość fotografii została wykonana w promieniu pół kilometra od stacji, która dla mojego dziadka stała się domem i z której rzadko się ruszał. Miał dobre oko i wszystkie zdjęcia wysyłał do lokalnej gazety. Z dwóch tysięcy negatywów wybrałem najciekawsze fotografie i zebrałem je w cykl opowiadający o realiach życia w Norwegii w latach 70. i 80.
Hope Blinds Reason to zapis mojej podróży z Indii wzdłuż rzeki Ganges: od jej źródła w Himalajach do ujścia w Zatoce Bengalskiej. Zależało mi na zobrazowaniu doświadczenia peregrynacji, nie bazując na powszechnych skojarzeniach z Indiami. Miejsce, w którym były wykonywane zdjęcia, miało stać się irrelewantne, bo chodzi bardziej o mroczną podróż do własnego wnętrza.
Z kolei Summer Long to zdjęcia z wyspy Langøyene, oddalonej 15 minut podróży promem z Oslo. To jedyne miejsce w okolicy, gdzie dozwolone jest rozbijanie namiotu całkowicie za darmo. Przyjeżdżają tam różni ludzie – od stałych bywalców, którzy od trzech pokoleń spędzają tam lato, aż po narkomanów. Robiąc zdjęcia, poznawałem tych ludzi i ich historie, dowiadywałem się o relacjach, które zawarli na tej wyspie.
Pracujesz już nad jakimś nowym cyklem?
Tak, jeden z nich będzie w pewnym sensie związany z moim drugim dziadkiem. Dotyczy on Finmark, czyli najbardziej wysuniętego na północ regionu Norwegii. Pomimo tego, że w Norwegii o II wojnie światowej najwięcej mówi się w kontekście Oslo i południowej części kraju, tak naprawdę wojny doświadczono tylko na północy. Kiedy Armia Czerwona przeprowadziła ofensywę w kierunku Finnmark, Niemcy wycofywali się, wykorzystując taktykę spalonej ziemi. W ten sposób wypalono obszar o połowę większy od powierzchni Danii. Ogień znowu będzie istotnym motywem.
Rozmawiał Filip Stańczyk
korekta: Hanna Colik