Ciało (z) przyszłości

Współcześnie drag, głównie za sprawą RuPaul’s Drag Race, przechodzi do mainstreamu, tymczasem artyści queerowi szukają innej ścieżki pokazywania nienormatywnej cielesności.  Futurystycznej, przełamującej binarność płci i równocześnie bliskiej naturze.

Pamiętam, że moje pierwsze zetknięcie z Notatkami o kampie było wyjątkowo ważnym wydarzeniem, bo sięgnąłem po nie w czasie, kiedy dopiero dochodziłem do uświadomienia sobie swojej orientacji seksualnej. Odmienne spojrzenie na rzeczywistość, płynące niestety głównie z poczucia presji społecznej i stresu mniejszościowego, dzięki lekturze mogłem nazwać pojęciem o wiele mniej płytkim niż określenie „gejowskie”. Od tamtego czasu mam sentyment do wszystkiego, co „kampowe”, „przegięte” i „dziwaczne”. Z czasem wiele spostrzeżeń Sontag zaczęło mi się wydawać  niekompletnymi albo błędnymi, ale mniejsza z tym. Zresztą sama autorka obroniła się przed takim zarzutem, nazywając ten zbiór „notatkami”. W końcu chodziło o wprowadzenie do dyskusji nowego pojęcia, a może bardziej o wyjaśnienie szerszej grupie odbiorców istniejącego już od dawna systemu komunikacji, niż o jego dokładny i precyzyjny opis. Tak czy inaczej, wraz z wydaniem Notatek… w 1964 roku, rozpoczęła się na dobre dyskusja, czym w ogóle jest to alternatywne spojrzenie na rzeczywistość, ta specyficzna „wrażliwość”.

fot. Tomasz Herman2

fot. Tomasz Herman Kadr pochodzi z projektu audiowizualnego Milkbaby (Pat Dudek)

Mnie jednak nie interesują w tym momencie Notatki… jako całość, ale ich fragmenty dotyczące ciała. Sontag pisała: Kamp darzy szczególnym upodobaniem osoby wychudzone oraz osoby odbiegające od normy. Hermafrodyta jest na pewno jednym ze wzorców wrażliwości kampu […]. Tu gust kampu czerpie z na ogół nieuświadomionej prawdy o smaku: najbardziej wyrafinowana forma atrakcyjności seksualnej (jak również najbardziej wyrafinowana forma przyjemności seksualnej) polega na postępowaniu wbrew własnej płci. W jaki sposób za pomocą naszych ciał wyrażamy bycie – posługując się z kolei ulubionym terminem Dereka Jarmana –„odmieńcem”? Obecnie, w dobie zapatrzenia gejów w maskulinistyczną normę i konsumpcyjny styl życia, nienormatywne ciała są reprezentowane głównie na dwóch płaszczyznach. Jedna, nazwijmy ją „mainstreamową”, wytworzyła się wokół RuPaul’s Drag Race, programu, którego popularności chyba nikt nie mógł przewidzieć. Druga, „awangardowa”, zawiera się w sztuce poruszającej wątki najbliższe chyba trans- i posthumanizmowi. Oczywiście to podział wyrywkowy i niepełny, ale moim zdaniem najlepiej pokazuje, że drag nie stanowi reprezentacji całej złożonej kultury oporu wobec takich kategorii, jak „binarność”, „normalność” czy „naturalność”.

Shantay, you stay!

Popularność RuPaul’s Drag Race była szokiem dla wszystkich. Nikt nie spodziewał się, że program projektowany jako produkt dla niszowego odbiorcy z każdym kolejnym sezonem zacznie przebijać się do mainstreamu w takim stopniu, że ostatecznie pojawi się w nim Lady Gaga, a miliony Amerykanów będą kibicowały swojej faworytce w walce o tytuł królowej. I chociaż w dużej mierze w całym show chodzi po prostu o zabawę, fascynację makijażem, kostiumami i ekspresyjną walkę uczestniczek, postawa tych ostatnich pozostaje bez wątpienia kampowa. Wyśmiewają one normy, pokazując, jak bardzo są opresyjne i jak ograniczają wolność jednostki do swobodnej ekspresji. W historiach gwiazd, które narodziły się dzięki RuPaulowi, pojawia się nieustannie dyskryminacja i przemoc. Odpowiedzią na nie jest radość, wulgarność, walka „o swoje” i przede wszystkim ironia. Kamp to nihilistyczny momentami śmiech w obliczu poczucia, że nie pozostało nic innego, skoro społeczeństwo wyrzuca nas nieustannie na margines ze względu na orientację seksualną czy tożsamość płciową (ale też kolor skóry, płeć, kształt ciała czy pochodzenie klasowe). Zasada brzmi: skoro nic więcej nie możesz już stracić, masz okazję stworzyć się na nowo. Jinkx Monsoon, zwyciężczyni 5. sezonu RuPaul’s Drag Race, mówi w dokumencie Drag Becomes Him: Jestem brzydkim chłopcem, ale mogę być piękną 50-letnią kobietą. To kusząca wizja, szczególnie jeśli jesteś osobą, do której odnosi się kategoria „odbiegająca od normy” –  już nie tylko heteronormy, ale także homonormy – bo dla współczesnych gejów (uznawanych za idealnych konsumentów wpisujących się w system kapitalistyczny) normą staje się regularne chodzenie na siłownię i posiadanie muskularnego, silnego, „męskiego” ciała. Swój wkład w taką wizję cielesności ma też najpopularniejsza gejowska aplikacja randkowa, Grindr, która prowadzi do jeszcze większej alienacji i wykluczenia wszystkich, którzy nie mieszczą się w maskulinistycznej normie i nie chcą chwalić się zdjęciem swojej umięśnionej klaty.

RuPaul’s Drag Race może zawdzięczać swoją popularność w dużej mierze właśnie temu, że staje się ucieczką od jasno określonych zasad atrakcyjności, pozwala zrealizować postulaty przedstawione kilka lat temu w polskim Manifeście Whatever (http://www.whatever.edu.pl/manifest-whatever): Jesteśmy i mówimy Ci whatever. Bo musisz wiedzieć, że mamy gdzieś Twoje przekonanie o tym, że przegięte cioty szkodzą środowisku (ale już w salonie fryzjerskim czy łóżku chętnie się z nimi spotykasz). Że nie obchodzi nas Twoje zdanie o drag queen, które są zbyt wyzywające, by iść na czele gejowskich Parad (ale już po dwóch drinkach w klubie bawisz się przy ich występach znakomicie). Dzięki programowi RuPaula teza Sontag, że przekraczanie płci jest najbardziej intrygujące, staje się coraz mniej, jak sama to nazywa, „nieuświadomiona”. Żonglowanie atrybutami należącymi w tradycyjnym rozumieniu do każdej z płci pozwala poczuć się intrygującym każdemu, kto będzie chciał zmienić się i odrodzić w nowym wydaniu. Kategorie takie jak „naturalność” przestają mieć znaczenie, kiedy ostentacyjna „sztuczność” daje schronienie przed dyskryminacją.

Koniec płci

Problemem drag, który rozwiązują o wiele bardziej radykalni queerowi twórcy, jest mocne przywiązanie do kategorii „męskie/żeńskie”. Makijaż, peruki, sukienki, szpilki, naśladowanie określonych gestów wpisują się nadal w binarny podział płci, nawet jeśli na pierwszy rzut oka stanowią dla niego wyzwanie. Tymczasem w queerowej interpretacji refleksji o zmierzchu ludzkości w takim kształcie, w jakim ją do tej pory znaliśmy, nie chodzi tylko o zanegowanie kategorii „naturalności”, ale także „piękna” i „brzydoty” oraz płci jako wartości sprowadzonej do dwóch wariantów. Przykładem może być twórczość szwedzkiego/j reżysera/ki Ester Martina Bergsmark. W jego/jej sekwencji w zbiorze feministycznego porno Dirty Diaries chodzi o pokazanie ciała, które jest plastyczne, w pewien sposób miękkie, penetrowane przez owoce. Śluz czy włochata skórka owocowa nie są traktowane jako obrzydliwe lub nie. Budzą niejednoznaczne, a przez to intrygujące uczucia. Podobna fascynacja obłymi czy śliskimi formami widoczna jest w jego/jej innych projektach, She Male Snail czy Coś musi się stać. Zainteresowanie formami organicznymi  uderza w antropocentryczne przekonanie o nadrzędnej roli człowieka, który zamiast władcą natury, staje się na powrót jedynie jej częścią. Podobne podejście widać też w postawie i kreowaniu swojego wyglądu przez Planningtorock, gwiazdę muzyki elektronicznej. Celowo zmienia kształt swojej twarzy, ucieka od skojarzenia z istotą ludzką i równocześnie pokazuje, że w przyszłości nasze ciała nie będą podlegały tym samym normom, co obecnie. Stara się wyzwolić zupełnie od kategorii płci, manifestując zainteresowanie niedającą się jasno określić tożsamością płciową.

Dla mnie jednak najbardziej interesująca jest twórczość polskiego queerowego artysty, Pata Dudka, współtwórcy dwóch projektów muzycznych – Undine, a obecnie Milkbaby. Do tej pory byłem przekonany, że taka  transgresywna perspektywa nie jest w Polsce właściwie w ogóle obecna. W końcu szerszy rozgłos zdobył u nas jedynie Karol Radziszewski, skoncentrowany w ostatnim czasie głównie na historii i praktyce queerowania samej sztuki oraz instytucji kultury, a nie na czerpiących z trans- i posthumanizmu wizji ciała i roli człowieka w przyszłości. Po drugie, w projektach Pata sprawa ciała jest zawsze kluczowa. W Undine całkowicie odrzuca ludzką perspektywę,  jeszcze łatwiej wyrywa się z kategorii społecznych. Powiedział o tym projekcie: od strony wizualnej, ale też tekstowej, pokazuję siebie jako embrion. Każdy kolejny kawałek to kolejny etap ewolucji. Od gluta osadzonego w czarnej przestrzeni gdzieś w kosmosie, powoli zmieniam się w potwora z głębin, aż do zrzucania pancerza i wchodzenia na ląd. Na końcu tego projektu jestem pięknym, różowym bobasem, który się urodził i ma na sobie elementy płodowe. Czułem, że musimy mówić o tym, że jako ludzie jesteśmy barbarzyńcami, nie jesteśmy lepsi od innych istot, nie powinniśmy posiadać ego. Dlatego w tworzonej przez niego muzyce oraz towarzyszących jej klipach wykorzystuje własne ciało wyłącznie jako materiał, który przekształca. Podobnie jak drag queen „wymyśla się na nowo”, ale nie w ramach płci ani nawet gatunku ludzkiego. Interesują go nieokreślone, intuicyjne i organiczne formy, mające bliski związek z naturą, ale powstające w sterylnym laboratorium. Być może to właśnie najbardziej odważna wizja ciała (z) przyszłości.

I chociaż zapewne nie o tak daleko idące przekroczenie norm związanych z ciałem chodziło Sontag, kiedy pisała Notatki…, być może w XXI wieku, kilkadziesiąt lat po rewolucji seksualnej i w czasach utowarowienia intymności, taka radykalna taktyka może wstrząsnąć normami społecznymi mocniej niż drag queen przebijające się do mainstreamu. Jak pisał John Fiske, kultura popularna jest postępowa, ale nie radykalna. Tymczasem zderzenie z twórczością Ester Martin Bergsmark, Planningtorock czy Pata Dudka – ale też wielu innych, jak choćby Eve i Adele, które nie są drag queen, ale „chodzącymi dziełami sztuki” – pozwala na nowo spojrzeć na ciało. W sposób niezwiązany z normatywnym, seksualnym kontekstem. Znowu warto sięgnąć do myśli Pata, który mówi: Seksualność i biologia wprowadzona w czysty, laboratoryjny, pozbawiony kształtu świat jest antypornograficzna. Wszystko może wyglądać jak penisy i cipki, ale nie ma tu prostych kategorii

korekta: Hanna Colik


Mateusz Góra małe

Mateusz Góra
Wielbiciel flamingów zazdrosny o życie, jakie wiodą w swoim różowym autobusie Mitzi, Felicia i Bernadette z „Priscilli, królowej pustyni”. Zawsze znajdzie czas, żeby wrócić do twórczości Kena Russella i Michelangela Antonioniego. Nigdy nie odmówi setnego seansu „Kabaretu” i „Słodkiego filmu”.  Na co dzień dziennikarz zajmujący się kulturą. Na stałe współpracuje z i-D Polska, jest też redaktorem działu filmowego „Kultury Liberalnej”.