Cannibal Holocaust, czyli w pułapce eksploatacji

Na przestrzeni dekad twórcy szeroko pojętego kina eksploatacji opracowali szereg metod, które miały w założeniu uzasadniać pokazywane w ich filmach seks i przemoc. Jedną z najpopularniejszych było wybieranie takiego settingu, który usprawiedliwiałby prezentowane na ekranie bezeceństwa. W latach 70. i 80. przodowali w tym Włosi, którzy fabuły filmów przedstawiających wystawne orgie umieszczali w starożytnym Rzymie, a spektakle wymyślnych tortur – w nazistowskich obozach.

Cała ta praktyka miała oczywiście charakter zasłony dymnej, a realia historyczne traktowano zwykle z ogromnym dystansem. Trudno byłoby zresztą uwierzyć, że jakikolwiek widz zasiadł do seansu Orgii Nerona i Poppei (1982), by dowiedzieć się czegoś o rzymskich obyczajach, albo że ktokolwiek wypożyczył Ostatnią orgię Gestapo (1977) z myślą o pogłębianiu wiedzy na temat II wojny światowej. Twórcy tych filmów mogli jednak śmiało puścić oko do strażników moralności i powiedzieć: hej, to przecież rekonstrukcja prawdziwych wydarzeń i przestroga dla następnych pokoleń!

Inna sprawa, że włoscy reżyserzy mieli w tym okresie całkiem sensowne powody, by kręcić filmy wypełnione erotyką i makabrą. Tamtejszy przemysł filmowy, który od lat 50. przeżywał renesans związany z popularnością takich gatunków jak spaghetti western, peplum czy giallo, powoli nie wytrzymywał naporu hollywoodzkiej konkurencji i chylił się ku upadkowi. Włosi postanowili więc podkręcić te elementy, z których słynęła ich kinematografia – przemoc i seks. W drugiej połowie lat 70. i pierwszej połowie następnej dekady opracowali szereg mikrogatunków, które kręciły się wokół eksploatacji konkretnego, odpowiednio nośnego i kontrowersyjnego tematu. Obok wspomnianych filmów o wyuzdanych Rzymianach i nazistowskich oprawcach powstawały między innymi niskobudżetowe produkcje opowiadające o okrutnych kanibalach.

fot. materiały dystrybutora

fot. materiały dystrybutora

Fabuła większości z nich jest bardzo podobna – biały człowiek z jakiegoś powodu trafia do dżungli pełnej „dzikich”, zostaje wzięty do niewoli i musi obserwować, jak współtowarzysze jego podróży padają ofiarami praktyk kanibali. Repertuar tychże nie ogranicza się zazwyczaj jedynie do mordów i konsumpcji – w grę wchodzą też gwałty i wymyślne tortury, co pozwala filmowcom na pokazanie makabry i przemocy na tle seksualnym w ilościach odpowiadających zainteresowaniu widowni. Najbardziej znanym i najszerzej komentowanym filmem z tego nurtu okazał się Cannibal Holocaust (1980) Ruggera Deodato. Problem w tym, że nijak nie pasuje do reszty przedstawicieli swojego gatunku.

Jeśli dla wielu włoskich twórców portretowanie kanibali było po prostu kolejną wymówką, to w przypadku Deodata stanowiło integralny element autorskiej wizji. W Cannibal Holocaust mieszkańcy dżungli nie są dzikimi, nieokrzesanymi brutalami, których należy jak najszybciej zgładzić – ale na początku widz tego nie wie. Pierwsza połowa filmu przypomina bowiem fabuły większości powstałych wcześniej produkcji kanibalistycznych. Pochodzący z Nowego Jorku antropolog Harold Monroe wyrusza do dżungli, by odnaleźć ekipę dokumentalistów, którzy zaginęli w tajemniczych okolicznościach. Po zapoznaniu się z zamieszkującymi lasy plemionami odnajduje szczątki filmowców i pozostawioną przez nich kamerę filmową. Gdy udaje mu się zdobyć taśmę, wraca do Stanów Zjednoczonych. Druga część filmu składa się z materiałów nagranych przez zamordowanych dokumentalistów. I wtedy właśnie Cannibal Holocaust pokazuje swoją prawdziwą naturę.

Nagranie dowodzi, że członkowie ekipy filmowej dopuścili się bestialskich zbrodni, by zdobyć możliwie najlepszy materiał – zagonili rdzennych mieszkańców do chaty i ją podpalili, a do tego zgwałcili żyjącą w jednej z wiosek dziewczynę. Byli w pełni świadomi swojej bezkarności w amazońskiej dżungli, postanowili więc spreparować na potrzeby dokumentu szokujące sceny, a miejscową ludność potraktować jak żywe rekwizyty. Dopiero gdy sami wykazali się bestialstwem, padli ofiarami zemsty kanibali.

Deodato nie pozostawia wątpliwości co do tego, kto w jego filmie jest czarnym charakterem. W – może nawet zbyt dosłownym – finale Monroe stwierdza zresztą, że „zastanawia się, kto tak naprawdę jest kanibalem”. Cannibal Holocaust znacząco różniło się więc od innych przedstawicieli ludożerczego nurtu – nie demonizowało rdzennych mieszkańców dżungli i wskazywało na pozornie cywilizowanego człowieka jako na źródło opresji. Reżysera zainspirowała zresztą włoska telewizja lat 70., która z lubością nurzała się w makabrze i szoku, pokazując najdrobniejsze szczegóły z miejsc zbrodni i wypadków. Cannibal Holocaust miał więc być jednocześnie ponadczasową opowieścią o bestii drzemiącej pod płaszczykiem kultury i cywilizacji i doraźnym komentarzem na temat społecznego oddziaływania ówczesnych mediów. Problem w tym, że po premierze filmu nikt tego nie zauważył.

Tak się bowiem złożyło, że Cannibal Holocaust zdecydowanie wyprzedził swoje czasy pod względem sposobu realizacji. Choć za pierwszy film typu found footage uznaje się zwykle Blair Witch Project (1999), produkcja Deodata wyprzedziła ten horror o niemal dwie dekady. Cała druga część filmu składa się z ujęć nakręconych przez dokumentalistów, a reżyser zadbał o to, by wyglądały one odpowiednio wiarygodnie i szokująco. Powiedzieć, że mu się udało, to nie powiedzieć nic – imitacja była tak doskonała, że reżyser został oskarżony o zabijanie aktorów na planie na potrzeby filmu.

Dla Ruggera Deodato, który wcześniej był po prostu jednym z wielu twórców włoskiego kina gatunkowego, kolejne miesiące musiały być jednocześnie szalenie stresujące i niezwykle satysfakcjonujące. Z jednej strony – został zmuszony do przyprowadzania aktorów do sądu, by udowodnić, że trakcie realizacji filmu nikt nie zginął, a cenzorzy z kolejnych państw wstrzymywali dystrybucję jego dzieła; z drugiej – o Cannibal Holocaust zrobiło się naprawdę głośno.

Za efekt odpowiadał w dużej mierze pomysł, żeby upozorować autentyczne nagranie – współcześni widzowie przywykli już do tego, że nowy horror typu found footage wchodzi do kin w każde Halloween, ale w 1980 roku to była prawdziwa rewolucja. Skacząca, amatorska kamera wygładzała wszystkie niedoskonałości efektów specjalnych; autentyczności filmowi dodawał też fakt, że przed kamerą naprawdę zabito i zjedzono kilka żyjących w dżungli zwierząt. Cannibal Holocaust oglądano więc nie jako filmową fikcję, ale zapis prawdziwych wydarzeń z amazońskiej dżungli. Pod koniec lat 80., gdy piracka wersja filmu trafiła na polskie bazary (pod urokliwym tytułem Nadzy i rozszarpani), również zdarzało się, że uznawano ją za zakazany materiał przedstawiający autentyczną masakrę.

Film Deodata zarobił ostatecznie ponoć aż 200 milionów dolarów (jego budżet nie stanowił nawet promila tej sumy), a w Japonii okazał się drugim największym przebojem 1982 roku (zaraz po E.T. Spielberga), ale jego (zła) sława była jednocześnie jego przekleństwem. Deodato do dziś postrzegany jest zresztą przez pryzmat wywołanej przed laty kontrowersji, a nie całkowicie zaskakującej treści zawartej w Cannibal Holocaust. Ironia tej sytuacji polega przede wszystkim na tym, że gdyby podobny film nakręcił w latach 70. Pier Paolo Pasolini, umocniłby prawdopodobnie swoją pozycję filmowego autora. Deodato został natomiast określony mianem pornografa, barbarzyńcy i reżyserskiego potwora, stając się żywym dowodem na to, że choć działanie w ramach kina eksploatacji daje niezwykłe możliwości lawirowania między fascynacją i potępieniem publiczności, to jest też pułapką, z której nie sposób się wydostać – nawet gdy ma się do powiedzenia coś bardzo istotnego.


Grzegorz Fortuna małe

Grzegorz Fortuna Jr
Rocznik ’91. Doktorant na wydziale filologicznym Uniwersytetu Gdańskiego. Laureat nagrody imienia Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych (2016). Publikuje w „Ekranach”, na film.org.pl i w internetowym magazynie Kinomisja (www.kinomisja.pl). Współzałożyciel Pracowni badań produkcyjnych i Nowej Historii Kina UG. Członek kolektywu VHS Hell. Przygotowuje doktorat o rynku i kulturze wideo w Polsce czasów transformacji ustrojowej. Miłośnik polskiej popkultury przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, dawnego włoskiego kina gatunkowego i filmu grozy. Zainteresowany wszystkim tym, co zapomniane lub niedocenione.