Anna Przybył „Pragnienia”

Anna Przybył to debiutantka, która chce przypomnieć najlepsze czasy polskiej estrady – a przynajmniej jej tkliwego, melancholijnego wydania. W tym celu sięga po wiersze ks. Jana Twardowskiego i Haliny Poświatowskiej oraz własne teksty, poetycki pędzel, z użyciem którego odmalowuje w romantycznych barwach emocjonalne uniesienia i dołki.

Przybył_

Miłośnikom poezji śpiewanej Anna Przybył sprezentowała na wiosnę album jesienny. Teoretycznie więc nie wpasowała się w najlepszy moment dla tego typu wydawnictw, ale kto powiedział, że rytm płytowych premier musi być tożsamy z rytmem pór roku? Melancholia kryje się przecież – w dawkach małych i nieco większych – w codzienności, o czym wiedzą potencjalni słuchacze Pragnień, a o czym sama wokalistka zdaje się z silnym przekonaniem przypominać.

Pragnienia to nie kolejny zbiór deszczowych piosenek, o których zapomina się wraz z pierwszym promykiem słońca. To pełen delikatności zestaw na wiele odsłuchów i seansów, bo poezja śpiewana jest przecież jednym z tych gatunków, w których wokal nie ma być jedynie dostawcą melodii, ale przede wszystkim wehikułem treści, co najmniej równorzędnym partnerem w grze o zwrócenie uwagi odbiorcy. Interpretacja słów i przekazywanych historii to zadanie, jakie Przybył zadaje swoim słuchaczom – i biorąc pod uwagę nastrój, w jakim skąpane są przedstawiane utwory, jest to w zasadzie zadanie domowe.

Przybył-Anna

Chociaż płyty muzyczne oddawane są słuchaczom na ich własny użytek i mogą je oni pożytkować w absolutnie dowolny sposób, album Anny Przybył to propozycja przede wszystkim dla lubiących raczej koc i kubek gorącej herbaty niż cotygodniowe wizyty na silent disco. Przybył daje słuchaczom okazję na spokojny wieczór, chwilę zapomnienia i sentymentalne poruszenia, lecz nie jest w tym ani na moment bliska pustego dydaktyzmu, lirycznej pedagogiki.

Pragnienia to album refleksyjny i w swojej refleksyjności demokratyczny. Słuchacze zaznajomieni z konwencją poezji śpiewanej powinni odnaleźć dla siebie sporo przestrzeni, którą wypełnią własnymi sensami. Otrzymują bowiem od Anny Przybył możliwość nałożenia na tekst i nastrój życiowych doświadczeń, co w pewien sposób jest przedłużeniem aktu, jakiego sama Przybył dokonała z wierszami ks. Jana Twardowskiego czy Haliny Poświatowskiej. Należy przy tym dodać, że młoda wokalistka, oprócz adaptacji znanych liryków, sama tworzy teksty, które w zamyśle powinny zawiązywać więź między nią samą i słuchaczem, a zatem najlepiej uzasadniać wybór akurat takiej gatunkowej formy ekspresji.

Anna_Przybył

Ale czy Przybył udaje się taką więź zawiązać? O tym przekonamy się w swoim czasie, jednak już teraz można spróbować wyodrębnić te elementy artystycznej wypowiedzi, które mogą mieć w tym spory udział. Podstawową ideą spajającą wszystkie jedenaście utworów jest przekonanie, że sztuka powinna przede wszystkim wzruszać i opowiadać o emocjach poprzez emocje. Wyzbycie się intelektualnego zagmatwania, swoisty minimalizm literackiego przekazu, nie oznacza jednak próżni i pustki. Płyta chłodno iskrzy zasklepioną melancholią, bezradnym smutkiem, bladą tęsknotą, cichą nadzieją.

Taki obraz buduje wyważone połączenie melodyjnych kompozycji, na które składają się głównie delikatne muśnięcia pianina i przejmujące partie skrzypiec, oraz kryształowo szczerego głosu Anny Przybył. Głos ten, poddany gruntownemu technicznemu treningowi (co słychać), przykuwa uwagę i powoduje zadowalające drżenie duszy. Wszystko to znamy – można wręcz pomyśleć, że Przybył ożywia na użytek wieczornej przyjemności muzyczne anachronizmy.

Anna-przybył

A jednak są to anachronizmy przemyślane, przyswojone, bardzo poprawnie zaadaptowane, przez co objawiające się nie jako patyna miedzi, ale blask klasycznej szlachetności. I przy tym zupełnie nieprzypadkowe. Płyta Przybył to ostentacyjna – choć zwiewna – deklaracja: „czasem myślę, że wolałabym urodzić się w innych czasach”. Chodzi o czasy, gdy niepozowana romantyczność i awersja do pośpiechu były atrybutami, które rzeczywiście poruszały kruche struny serc.

Anna Przybył na debiutanckiej płycie pragnie zrealizować swoje artystyczne credo, które nakazuje jej uwrażliwiać odbiorców i promować otwartość. Słychać to szczególnie w utworze „Nienawiść”, gdzie samą nienawiść artystka szczególnie potępia. Pragnienia to satysfakcjonujący skrót z życiowego podejścia, które w niespokojnych czasach, kiedy empatia i życzliwość coraz częściej usuwane są do lamusa, staje się coraz bardziej potrzebne. Przybył, choć sama świadomie przywołuje w swojej twórczości techniki i gesty niczym z lamusa, jest przez to paradoksalnie niezwykle aktualna.

Tekst: Róża Jachyra

Korekta: Anna Kalinowska-Mitra