Guilty or not guilty – recenzja filmu ,,Butterfly Kisses”
Motyli pocałunek odbywa się bez udziału ust; polega na delikatnym i przyjemnym muskaniu rzęsami skóry partnera. To rodzaj intymnego, acz niewinnego zbliżenia, charakterystycznego być może dla pierwszych nieśmiałych kontaktów cielesnych. ,,Butterfly Kisses”, tytuł filmu Rafała Kapelińskiego, to także nick anonimowego człowieka o skłonnościach pedofilskich (z którym reżyser rozmawiał przygotowując się do zdjęć).

fot. materiały prasowe
Reżyser ,,Konfidenta” podczas przygotowań do projektu, przeprowadził w internecie wiele rozmów z ludźmi o podobnym skrzywieniu. Sam jednak twierdzi, że nie chciał wpisać się w debatę o owym zaburzeniu seksualnym, a z głównego bohatera Jake’a uczynić młodocianego winowajcy. Dzięki zamknięciu historii w czarno-białych kadrach, wyraźnie odciął się też od społecznie zaangażowanego kina brytyjskiego, z jego mistrzem Kenem Loachem na czele.
Nagrodzony Kryształowym Niedźwiedziem w Berlinie film to przede wszystkim wariacja na temat ciemnej strony dojrzewania, wizja budzenia się w nastolatkach niebezpiecznych – i zaskakujących dla nich samych – instynktów. W świecie młodych, opanowanym przez pornografię i niekończące się dyskusje o seksie, Jake (Theo Stevenson) próbuje wypierać złe myśli, z których nie może nikomu się zwierzyć. Wie, że o ile masturbacja do pobudzających wyobraźnię i popęd seksualny filmów czy zdjęć jest w pewnych kręgach akceptowana, o tyle pociąg do dzieci nie znajdzie usprawiedliwienia w żadnym środowisku.

fot. materiały prasowe
Do popełnienia strasznego czynu (zakładając, że faktycznie ma on miejsce, bo bezpośrednio nie jest nam dana ta wiedza), dochodzi przecież po nieudanym ,,pierwszym razie”. Jake, sfrustrowany, rozczarowany i odrzucony, przestaje się hamować. Nasuwa się pytanie, czy gdyby nastolatek nie doświadczył tak wielkiego zawodu w tak ważnym momencie, również odważyłby się na zrealizowanie swoich fantazji? Na szczęście jednak Kapeliński nie ocenia, ujmując dramat w oniryczny cudzysłów niedopowiedzeń.
Od ćwierćwiecza mieszkający i tworzący w Wielkiej Brytanii artysta, w ,,Butterfly Kisses” wraca poniekąd na stare śmieci: wyspiarskie blokowiska z powodzeniem mogłyby zastąpić rodzinne – toruńskie. Autor ,,Emilka płacze” umiejętnie kontrastuje przybytki z wielkiej płyty, boksowanie worka treningowego czy ciemne, zadymione puby z sennymi, niekiedy spowolnionymi obrazami z imprezy, obserwacjami zza okna czy obłąkańczą ucieczką z miejsca, gdzie przypuszczalnie doszło do poważnej próby charakteru Jake’a. Specyficzny klimat historii znakomicie podbija muzyka: organowe brzmienie dodaje do atmosfery filmu nutę monumentalności, a beat Die Antwoord wprowadza widza w narkotyczny niemalże trans.

fot. materiały prasowe
Napięcie narasta tutaj poprzez powtórzenia: co rusz powraca ciemny korytarz i, wydawałoby się bezmyślne, podglądanie sąsiadów z bloku naprzeciwko. Co ciekawe, Kapeliński nie stroni też od symboliki. Kilkukrotnie przywołując na ekranie motyw konia (film pornograficzny, zabawka, maska) w odmiennych kontekstach zdaje się mówić, że nic nie jest jednoznaczne. Ostatecznie zwierzę pojawia się nawet w swojej rzeczywistej formie, choć jawi się raczej jako wskazówka, głos sumienia bohatera, niż neutralny kucyk.
Jest w ,,Butterfly Kisses” scena, gdy przyjaciele głównego podejrzanego zdyszani dobiegają do feralnego okna, centrum obserwacji, i przerażeni odkrywają błędy we własnym postrzeganiu kumpla. Film zostaje wpisany w ramę: chłopaki znów wyżywają się na worku treningowym w otoczeniu bloków. Tym razem jednak jest ich dwóch; po chwili odpada kolejny. Ten, który został, zamyka opowieść i wyznaje, że gdyby spotkał Jake’a, to by go pobił. Albo i nie. Może więc sprawca jest też w tym przypadku ofiarą. Albo i nie.
korekta: Hanna Kostrzewska
Ocena: