Doceniać, nie oceniać. O demokratyczności w konkurencji
Idea zachowania demokratyczności w sytuacji konkursu zazwyczaj nie wpasowuje się w to, jak przyzwyczailiśmy się pojmować zasady, które służą wybieraniu najlepszych. Tymczasem konkurs choreograficzny 3…2…1…TANIEC! organizowany przez Krakowskie Centrum Choreograficzne podejmuje próbę rozumienia takiej konkurencyjności, w której nie wybiera się najlepszych, a docenia indywidualność i różnorodność. Jak realizacja takich założeń wygląda w praktyce, przekonaliśmy się na tegorocznej edycji konkursu między 4 a 5 marca w Nowohuckim Centrum Kultury.
Siódma edycja konkursu choreograficznego 3…2…1…TANIEC! okazała się sentymentalna i pod wieloma względami wyjątkowa. Organizowany od siedmiu lat konkurs skierowany jest do twórców choreografii z całego świata. Spośród niemal pięćdziesięciu nadesłanych zgłoszeń zakwalifikowano rekordową liczbę szesnastu prezentacji.
Już pierwsza selekcja potwierdza, w jaki sposób realizowana jest idea demokratyczności w konkurencji. 16 konkursowych prac stanowiło różnorodną mieszankę form choreograficznych. Program pozbawiony był stylistycznych preferencji, w których wyszczególnia się konkretne praktyki choreograficzne. Występujący pochodzili z różnych krajów, prezentowali liczne taneczne konteksty. Wybór jurorów nie był zatem łatwy. Nie jest prostym zadaniem wyróżnić pracę spośród szerokiego i niekoniecznie dającego się porównać wachlarza propozycji. Taka oferta kazała skupić się na podstawowym kryterium: choreografii. Na tym, jak może być rozumiana i jakie jej aspekty spowodują przyznanie wyróżnienia.
Jurorskie decyzje to następny przykład realizacji zasady transparentności i demokratyczności. Każdy z jurorów przyznaje swoje nagrody indywidualnie i bez konsultacji z resztą jurorskiego składu, także bez konieczności przekonywania ich do swojej racji. Jurorzy do dyspozycji mieli dwie nagrody. Co prawda finansowa wartość pojedynczej nagrody jest przez to mniejsza, niż gdyby przyznawano np. tylko trzy w całym konkursie, ale zyskano tym samym szansę na nagrodzenie wielu autorów, dzięki czemu nagród przyznano w tym roku rekordowo dużo.
Agata Moląg, przedstawicielka KCC, przyznała nagrodę, która nie pokryła się z pozostałymi wyborami. Również ta najbardziej demokratyczna, bo przyznana przez publiczność przewagą głosów, powędrowała do nienagrodzonej jeszcze prezentacji.
Piątego marca widzieliśmy zatem aż osiem choreografii, czyli maksymalną i rekordową w historii konkursu liczbę! Nie chodziło o wyłonienie najlepszych, ale wyróżnienie potencjału. Wydaje się to fair w sytuacji, kiedy poziom prac, mimo ich różnorodności, jest porównywalny. Warto zauważyć, że mówimy o konkursie, w którym prezentuje się trzy możliwe formy: solo – 6 minut, duet – 9 minut lub trio – 12 minut. Ograniczenie czasowe każe skondensować swoje myślenie o prezentacji.
Świadomą tego faktu okazywała się kilkakrotnie Aleksandra Bożek-Muszyńska. Za każdym razem otrzymywała kilka nagród jurorskich, osiągając rekordową liczbę siedmiu. Organizatorzy uznali to za trochę kłopotliwe i niby z przymrużeniem oka, ale jednak serio poprosili, żeby nie przyjeżdżała już na konkurs w charakterze uczestnika. Tym samym Bożek-Muszyńska zaprezentowała w tym roku nową pracę pt. „Dziki Bożek”. Sentymentalnie więc pojawiła się na konkursie, po raz pierwszy ustanawiając instytucję gościa honorowego.
Choreografia – między obiektywizmem a intuicją
Choreografię można rozumieć i odczytywać na wielu poziomach. Po zakończeniu konkursu jurorzy wyjaśniali, jak rozumieją narzędzia choreograficzne i jakie mają poglądy na temat współczesnej choreografii. Maria Stokłosa, pierwszy raz pełniąca funkcję jurorki, wspomina, że sama nie miała odwagi pokazywać swoich prac w ramach konkursów. Tym bardziej więc doceniała wszystkich biorących udział. Z prac, które przykuły jej uwagę, starała się wyłuskać ich poszczególne części i ocenić je zero–jedynkowo. Za kryterium obrała kompozycję, logikę kompozycyjną całości, ucieleśnienie idei i jakości techniczne.
Wytyczne miały zobiektywizować wybór, który oczywiście pozostawał autonomiczny. I nagrodę przyznała Zofii Tomczyk za „Te echo de menos. Mano”, argumentując: „Za zaufanie do siebie. Za praktykę ruchu, która rozpoczyna się w miejscu «dziwnych odczuć». Za miękką obecność, która umożliwia rzadką bliskość między performerem i widzem”. Drugą nagrodę przyznała April Veselko za „What does the body dream”, uzasadniając: „Za głębokie wejście w poruszający stan. Ostre, filmowe wykorzystanie przestrzeni. Intensywne ciało, które deformuje się, drga, wibruje i nie boi się ryzyka. Za sukces w stworzeniu sennej przestrzeni i sennego czasu w sześć minut”.
Carlo Massari jeszcze kilka lat temu był uczestnikiem konkursu. Dziś prowadzi swoją kompanię taneczną i wraca do Krakowa jako juror. Pytany o strategię wyboru podkreśla, że interesuje go taniec, który chce komunikować i odznacza się intensywną potrzebą wyrażania. Zwraca szczególną uwagę na świadome wykorzystanie muzyki czy świateł. I choć nie są to wytyczne dające się zobiektywizować, to korzystając z możliwości autonomicznego wyboru, przyznał I nagrodę Omarowi Karabulutowi za „Terminal B”, motywując ją słowami: „Bohater, bezdech, przejście od pustki do pełni, ekstaza, połączenie dorosłego języka i młodego ciała. Szczere, nagie ciało ze wszystkimi swoimi słabościami, czyste. Punkt, z którego nie ma odwrotu”. Druga nagroda powędrowała do Heleny Ganjalyan za „M E L T”, co Massari opisał jako: „Hipnotyzująca praca, która zbliża nas do odległego świata. Ciało nieustannie poszukujące rozwiązania, które pozwoli mu przetrwać. Głęboka dramaturgia, wspomagana przez silne ciało. Metamorfoza, kontrowersyjny majstersztyk prostej deformacji”.
Matej Matejka z kolei usilnie powtarzał, że „he sticks to his background”, którym zdecydowanie jest teatr dramatyczny. Nagrodził więc propozycje, w trakcie których zapomniał, że jest jurorem i nie zapisał o nich żadnych uwag. Zaskoczony kompleksowością obejrzanych prac I nagrodę przyznał Agnieszce Bednarz i Agacie Meyer-Lüters za „Jestem Helena”, uzasadniając następująco: „Za stworzenie kompleksowej i oryginalnej sztuki, za wysoki poziom umiejętności i autentyczną obecność sceniczną”. Druga nagroda powędrowała do Marion Alzieu za pracę „This is not a white woman”: „Za odwagę i niesamowitą energię. Za czystość i precyzję ruchu, autentyczność ekspresji, stwarzającą poruszające obrazy sceniczne”.
Honorowa nagroda od KCC powędrowała do Agnieszki Janickiej za „Prowadź mnie”: „Za spokój ducha, harmonię ruchu oraz konsekwencję w dopuszczeniu ciała do głosu”.
Być może najważniejszym momentem konkursu jest jednak feedback, jakiego udziela się wszystkim uczestnikom. Natychmiastowa możliwość usłyszenia, co zauważono w pracy, co warto przemyśleć raz jeszcze, co przyciągnęło uwagę – to konstruktywne odniesienia, które potwierdzają, że o tańcu warto rozmawiać i tworzyć język służący jego opisywaniu i analizowaniu. Feedback to nie ocena. Jak wskazuje Marysia Stokłosa, powołując się na słowa Lisy Nelson: tam, gdzie jest moja opinia, zaczyna się moja fantazja. A przy feedbacku podkreślamy to, co wydarzyło się na scenie, nie dyskutując wtedy o gustach. Jak mówi Stokłosa, trudno ocenić czy lepsze jest słodkie czy słone, śmieszne czy poważne.
Oprócz samej atmosfery ważne jest też to, że konkurs to duża dawka wiedzy. To nie tylko przegląd współczesnych realizacji, ale i przestrzeń do dyskusji o rozumieniu choreografii i procesie jej powstawania. Zapytani o sugestie dla potencjalnych uczestników przyszłych edycji, jurorzy wskazują:
Marysia Stokłosa: Robić swoje i iść za swoimi zainteresowaniami przy równoczesnym ćwiczeniu umiejętności filtrowania tego, co się do nas/o nas mówi!
Carlo Massari: Nie koncentrować się na robieniu produkcji, a traktować pracę, jako etap procesu tworzenia.
Matej Matejka: Po prostu brać udział i dać sobie szansę na usłyszenie feedbacku!
Agata Moląg: Zadbać o dobre nagranie! Złe może przesądzić o niezakwalifikowaniu pracy do konkursu i zniszczyć wysiłek włożony w stworzenie choreografii.
Podczas festiwalu, w którym przewagę nad oceną każdej pracy ma jej docenienie, nowego wymiaru nabiera sama kategoria konkursu. Formy prezentowane na festiwalu są krótkie, nie mają szans na wypełnienie programu instytucjonalnej przestrzeni. Takie konkursy to możliwość opowiedzenia o sobie, zaprezentowania zalążków prac, które można rozwinąć w ramach rezydencji czy dalszych artystycznych kolaboracji. Istotne jest, żeby na konkursie pojawiały się osoby, które mogą wskazywać możliwości dalszych losów prac. Jak podsumowuje Agata Moląg: „Ilość zgłoszeń i miejsca, z których do nas napływają, jednoznacznie wskazują na potrzebę organizowania takich spotkań!”.
Wierzę, że rezygnacja z oceny na rzecz docenienia podczas 3…2…1…TANIEC! to aspekt, który zachęca kolejnych twórców do uczestnictwa w tym spotkaniu. Rzadko ma się możliwość konkurowania przy zniwelowaniu arbitralnie narzuconych konkursowych reguł. 3…2…1…TANIEC! przełamuje tę konwencję z dużym powodzeniem.
Konkurs 3…2…1…TANIEC!
Krakowskie Centrum Choreograficzne
4-5 Marca 2017, Kraków