Amerykański sen na przedmieściach

Gdzieś między otoczonym aurą marzycielstwa i pogoni za sławą Hollywood a światem biznesu i mody, jakim jest Wschodnie Wybrzeże, znajdują się środkowe Stany Zjednoczone. Lato, słońce w zenicie, niekończące się drogi, kierowcy ciężarówek, hotele tuż przy szosie i niedająca się wpisać w schemat ułożonej, białej Ameryki szajka młodych ludzi – taki obraz maluje brytyjska reżyserka Andrea Arnold w swoim pierwszym amerykańskim filmie. Wyobraźcie sobie mieszankę „La La Land” i „Spring Breakers”, a dostaniecie „American Honey”.

Star (debiutująca Sasha Lane) ma tylko 18 lat, kiedy opuszcza pijanego chłopaka i rodzinę w Oklahomie, by wstąpić w szeregi 071 – grupy domokrążców sprzedających prenumeraty gazet, która bardziej niż grono znajomych przypomina zamkniętą wspólnotę. A zatem jest i rytualny obrzęd przejścia. W supermarkecie Walmart z głośników rozbrzmiewają słowa piosenki: Znaleźliśmy miłość w beznadziejnym miejscu. Nastolatkowie zaczynają tańczyć, a spojrzenia Star i Jake’a (w tej roli charyzmatyczny Shia LaBeouf) spotykają się. W tym momencie Arnold daje widzowi do zrozumienia, że jej najnowszy film będzie dłuższym teledyskiem do „We Found Love” Rihanny i Calvina Harrisa. I rzeczywiście – mamy do czynienia hipnotyzującym klipem do największych hitów ostatnich lat, a zarazem ulubionych utworów młodzieży. Zresztą muzyka i taniec są lejtmotywem w twórczości Brytyjki, w osobliwy sposób charakteryzującym postaci oraz ich mikrokosmos. Bohaterowie nieustannie podśpiewują hip-hopowe przeboje i klasyczne piosenki, które doskonale obrazują ich zachowanie: wraz z Kevinem Gatesem „wyciągają więc hajs z błota”, dokonują wyborów z E-40, żyją na pełnych obrotach jak Rae Sremmurd, a wszystko dlatego, że marzą według wskazówek Bruce’a Springsteena. Ich amerykański sen różni się jednak od tego z hollywoodzkich produkcji. Star i Jake chcieliby mieć po prostu swoje miejsce w świecie, przyczepę czy chatę pośrodku lasu. Wydaje się więc, że nielegalnie sprzedają prenumeraty, kradną, romansują z obcymi ludźmi, aby za pieniądze kupić odrobinę spokoju.

fot. materiały dystrybutora

fot. materiały dystrybutora

Arnold nie ocenia decyzji bohaterów, raczej przygląda im się z boku. Owszem, przedstawia swój subiektywny obraz świata, ale w sposób quasi-dokumentalny. W voyeurystyczne kino zamieniają „American Honey” między innymi wyraziste ruchy kamery; obiektyw, przez który podglądamy w bliższych i dalszych planach nie tylko bohaterów, ale także amerykańskie podwórka poszczególnych klas społecznych. Są więc i zamożni starsi panowie w kowbojskich kapeluszach z flagą USA dumnie powiewającą przed luksusowym domem, pracujący przy wydobyciu ropy kolesie z klasy średniej-wyższej i pozostawione same sobie dzieci ze slumsów. Do tego prawdziwie amerykański krajobraz – pola naftowe, motele, stacje benzynowe, markety, dzielnice bogaczy i biedaków – obserwowany zza szyby vana; to w nim wraz z bohaterami spędzamy połowę filmu.

fot. materiały dystrybutora

fot. materiały dystrybutora

Rzeczywistość, w której próbują odnaleźć się młodzi życiowi rozbitkowie, uwiarygodniają też inne zabiegi formalne. Nasycone, ciepłe i jaskrawe kolory, zmiękczające kontury słońce i prześwity świetlne tworzą idealne tło dla poczynań beztroskiej, zbuntowanej bandy. Wraz ze świetnym operowaniem zbliżeniami, detalem oraz zabawą ostrością nadają artystycznego kształtu filmowi, ale pozwalają też przyjrzeć się lepiej tożsamości bohaterów oraz relacjom między nimi. Szkoda tylko, że na poziomie konstrukcji fabularnej i psychologicznej Arnold potraktowała sprawę dość powierzchownie. Można wprawdzie wyróżnić cechy wspólne grupy – tatuaże, niechlujne ubrania oraz styl życia, w którym dominuje alkohol, muzyka, taniec, bójki i wulgarny język (z deklaracją „dymania Ameryki” na czele) jako sposób na odreagowanie przytłaczających realiów – ale o poszczególnych bohaterach nie wiemy za wiele. Spośród ponad dziesiątki uwagę zwraca tylko kilkoro z nich. Mamy nieszczęsnego ekshibicjonistę Coreya (McCaul Lombardi), fankę „Gwiezdnych Wojen” Pagan (Arielle Holmes) i przewodniczkę stada Krystal (Riley Keough), negującą swoim zachowaniem ideę wolności, w którą bohaterowie zdają się wierzyć. Niby wyzwoleni, stają się tak naprawdę więźniami pieniądza i amerykańskiego snu. Z opowieści Arnold wyłania się więc ciekawy, ale niepełny i pozostawiający niedosyt obraz pokolenia.

fot. materiały dystrybutora

fot. materiały dystrybutora

Powierzchowna wydaje się też relacja głównych bohaterów, wokół której ogniskuje się akcja filmu. Namiętny związek Star i Jake’a opiera się głównie na seksie, wspólnym zażywaniu używek oraz kłótniach, okazując się znajomością burzliwą, ale bezcelową. Ostatecznie nie daje widzowi wiele ponad atrakcyjność wizualną. To samo tyczy się zresztą konwencji kina drogi, w którą wpisuje się „American Honey”. Typowa Arnoldowska bohaterka – ze zdegenerowanej rodziny, środowiska bez perspektyw, samotna – wyrusza w podróż. Przez cały film oczekuje się rozładowania napięcia, punktu kulminacyjnego czy też jakiejkolwiek puenty. Potrzeba pozostaje niezaspokojona, bo okazuje się, że bohaterce wystarcza toksyczno-chemiczny romans i otoczenie, które wcale nie różni się od domu pozostawionego setki kilometrów za sobą.

Arnold w „American Honey” nieustannie myli tropy. Obiecuje widzowi bajkową i świeżą opowieść, która ostatecznie okazuje się filmem muzycznym o młodości i miłości. Reżyserka wydaje się stawiać tym samym diagnozę współczesnej generacji amerykańskich nastolatków. Ci poszukujący swojego miejsca w świecie, pogrążeni w marzeniach o lepszym życiu młodzi dorośli to tak naprawdę buntownicy bez idei, planów i celu. Chodzi im wyłącznie o zabawę, zapomnienie o tym, co ich otacza – być może ze strachu, być może z lenistwa. A Star to tytułowy amerykański cukierek – słodki, z frywolnym nadzieniem w środku i szybko rozpływający się w ustach.

Film można obejrzeć w Cinema-City:

ccPoczujMagie_600x100

Ocena:

żarówki 4jpg-01

Korekta: Agnieszka Pietrzak


patrycja-chuszcz-male

Patrycja Chuszcz – studentka kulturoznawstwa. Wielbicielka kina, teatru oraz sztuk wizualnych, a w szczególności wzruszeń i realizmu magicznego. Pasjonuje się kulturą krajów hiszpańskojęzycznych. Jednym z jej tysiąca marzeń jest podróż dookoła świata albo chociaż do Ameryki Południowej. Na co dzień uczy hiszpańskiego i próbuje swoich sił w radiu.