W polskim tańcu może wydarzyć się wiele – rozmowa z Pawłem Sakowiczem
Poniedziałek. Trzeci dzień Polskiej Platformy Tańca 2017. Spóźniony wbiegam do Rozbarku. Między jednym a drugim spektaklem udaje mi się złapać Pawła Sakowicza – tancerza i choreografa nominowanego w 2016 roku do Paszportów Polityki w kategorii Teatr. Nie mamy zbyt wiele czasu na rozmowę, ale dzięki temu jest krótko i konkretnie.
Szymon Michlewicz-Sowa: Ukończyłeś studia politologiczne, gdzie intelekt to podstawa. Intelektualne podejście pomaga czy przeszkadza ci w pracy twórczej?
Paweł Sakowicz: Studia, które skończyłem, zdecydowanie mi pomagają, szczególnie w dwóch obszarach: po pierwsze w tworzeniu teoretycznej bazy, podczas wyszukiwania informacji, na których oprę spektakl. Po drugie: nauczyłem się sztuki negocjacji – całkiem przydatnej podczas pracy w grupie.
W 2013 roku ukończyłeś London Contemporary Dance School i wróciłeś do Polski. Doznałeś wtedy czegoś w rodzaju „wstrząsu”, jeśli chodzi o nasze rodzime podejście do tworzenia sztuki w porównaniu z tym, z czym miałeś do czynienia w Wielkiej Brytanii?
Zaskakujące dla mnie okazało się to, że nie do końca chciałem wtedy zostać w Londynie. Pomimo trudności instytucjonalnych i ekonomicznych związanych z sytuacją tańca w Polsce, czułem, że jest to miejsce, w którym może się bardzo dużo wydarzyć. I ja, jako młody twórca, mogę być częścią tego środowiska. Nie do końca interesowały mnie rzeczy, które działy się w Wielkiej Brytanii. Oczywiście uogólniam, ale nie ma tam zbyt dużo miejsca na eksperymenty, na rzeczy dziwne, podczas gdy w Warszawie jest go całkiem sporo.
To znaczy, że rynek kultury w Wielkiej Brytanii jest bardziej zinstytucjonalizowany?
Kończąc studia, wszyscy moi znajomi zastanawiali się do jakiej kompanii tanecznej chcą dołączyć. Mnie te kwestie nigdy nie interesowały. Od zawsze miałem potrzebę podążania swoją drogą, pracowania z różnymi ludźmi. Nigdy nie chciałem być przywiązany tylko do jednej grupy.
Jak zareagowałeś, gdy Iza Szostak zaproponowała ci udział w „Balecie koparycznym” – spektaklu, w którym niemalże cały czas poruszacie się wewnątrz koparek, jednocześnie nimi kierując?
Byłem zaskoczony, ale z drugiej strony znałem Izę i wiedziałem, że nie żartuje i że możemy zacząć fascynującą przygodę, nauczyć się czegoś nowego. Przepracowaliśmy też coś, co jest bliskie mi i moim znajomym, czyli rozszerzone pole choreografii, gdzie ciało nie wystarcza lub jest tylko jednym z nośników treści.
Myślę, że widownia podczas trwania „Baletu” oczekiwała, że w końcu z tych koparek wyjdziecie i zaczniecie tańczyć. Nie zrobiliście jednak tego i w tym tkwi siła spektaklu.
Tak, oczekiwania były różne. To jest o tyle ciekawy projekt, że rzeczywiście to, co się dzieje w nas – rodzaj precyzyjnej i intensywnej pracy na siedząco, przekłada się na to, jak pracują maszyny. Jeżeli jesteśmy zdenerwowani, zestresowani, maszyna również działa w ten sposób. Gdy czujemy pełną moc, one również szaleją. Ludzka emocjonalność przekłada się na nieludzkie medium.
Czy istnieje jakaś estetyka, koncepcja ruchu, teatru, której nie chciałbyś podjąć?
Zazwyczaj występuję w różnych projektach, więc podejmowana estetyka i rodzaj pracy nie są takie same. Trudno mi jednak powiedzieć, czego bym się nie podjął. Na pewno odrzuciłbym udział w projekcie z kimś, kto organizuje pracę w tradycyjny hierarchiczny sposób, jest apodyktyczny i oczekuje ode mnie tylko realizacji jego zadań. Takie podejście odrzucam z zasady.
Czy popkultura jest dla ciebie pociągającym tematem twórczym? Nawiązuję tu do „Zrób siebie”, performansu zrealizowanego w Komunie//Warszawa, wypełnionego po brzegi tym motywem.
Muszę przyznać, że popkultura mnie aż tak bardzo nie interesuje. Jest to jednak główna domena Marty Ziółek. Co nie znaczy, że nie przyglądam się uważnie przestrzeni mediów, temu, jak krąży w nich informacja i jak technologie czy styl życia wpływają na proces tworzenia spektaklu. To dla mnie ważne, bo bezpośrednio dotyczy współczesności.
Nawiązując jeszcze do „Zrób siebie” – tworzycie grupę, w której każdy ma za sobą doświadczenia wyniesione z zupełnie innej szkoły, związane z różnymi sposobami nauczania i podejścia do ruchu. Jak to wszystko współgrało w trakcie prób?
Rozpoczynając pracę nad „Zrób siebie”, znałem wszystkich performerów, choć nie ze wszystkimi współpracowałem. Była to, i wciąż jest, szalona rzecz. Próby do spektaklu czasami przypominały brazylijską telenowelę, ale energia, która wytwarza się w naszej grupie, na próbach, siłą rzeczy rezonuje i ma odbicie w spektaklu. Tworzymy w nim charakterystyczne persony, mocno opierające się na naszych prawdziwych charakterach.
Miewasz takie momenty, kiedy chcesz rzucić swoją karierę wolnego strzelca i zatrudnić się na etat w teatrze?
Nigdy nie myślałem o tym, żeby pracować na etacie i raczej nigdy nie wybiorę tej drogi.
W pracę nad projektami solowymi wpisane są momenty krytyczne, chwile zwątpienia. Jak sobie z nimi radzisz, gdy mają miejsce?
Praca nad spektaklem solowym na pewno jest wyjątkowa. Z pewnych względów piękna, bo nie wymaga negocjacji z innymi na temat tego, co chciałbym zrobić. Trudne są dla mnie momenty, kiedy zaczynam się gubić i nie wiem, w jakim kierunku dalej mam zmierzać. Praca nad moim solowym spektaklem „TOTAL” była o tyle interesująca, że miałem mentorkę, Daliję Aćin Thelander. Przylatywała do Poznania na moje próby po to, by zobaczyć, jak postępuje moja praca. Pomagała mi obrać odpowiednie kierunki i nauczyła mnie sztuki odrzucania, nieprzywiązywania się do pomysłów, które z wielu względów nie służą spektaklowi.
Nad czym obecnie pracujesz?
Ostatnio sporo pracuję w teatrze – obecnie z Magdą Szpecht w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie przy spektaklu „Ostatnie zwierzęta”. We wrześniu będzie miała miejsce premiera spektaklu Łukasza Twarkowskiego „Lokis” w Narodowym Teatrze w Wilnie, do której również tworzę choreografię. Z Alexem Baczyńskim-Jenkinsem wznawiamy też jego „Blask, słabą rozdzielczość”, który pokażemy w maju w Nowym Teatrze w Warszawie. Jeżeli chodzi o moje prace, to mam pomysł na spektakl grupowy, czerpiący materiał ruchowy z tańca towarzyskiego, jednak obecnie szukam środków na jego zrealizowanie. Również na tegorocznym MAAT Festival w Lublinie będę pokazywał swoją nową pracę, do której dopiero zaczynam research.
Dziękuję za rozmowę.
Korekta: Elżbieta Owczarek