O lataniu i bieganiu w kółko. „Profanum” Ruchomego Kolektywu
Ruchomy Kolektyw dał się poznać widowni Teatru Śląskiego jako część spektaklu „Leni Riefenstahl. Epizody niepamięci” w reżyserii Eweliny Marciniak. W ramach projektu TU I TERAZ! Goście na Scenie w Galerii, mieliśmy okazję zobaczyć autorski projekt grupy pt. „Profanum”.
Niespełna pięćdziesięciominutowy spektakl broni się przede wszystkim intensywnością wykonania. Nie ma chyba w tańcu niczego gorszego niż udawanie (że się skacze, że się upada, że się kogoś podnosi), a Ruchomy Kolektyw nie udaje, dając z siebie wszystko, pracując na ryzyku, ufając sobie nawzajem i nie bojąc się własnej cielesności. Jeśli ktoś na scenie leci, to lata naprawdę. I to robi wrażenie.
Niestety, wiele do życzenia pozostawia przede wszystkim reżyseria. Na scenie pojawiają się zaledwie dwa elementy scenografii – huśtawka i metalowa wanna – i o ile ten drugi jest całkiem zgrabnie ograny, o tyle pierwszy sprawia wrażenie zupełnie niepotrzebnego. Być może specyficzna przestrzeń Sceny w Galerii, z widownią z trzech stron, podziałała na szkodę „Profanum”, jednak trudno mi sobie wyobrazić, że pewne rzeczy zagrałyby lepiej gdzie indziej.
Sama struktura spektaklu jest zaledwie szkicowa i jako „sensualna narracja na temat tego, co absolutnie nie jest święte” i „zapis ruchowego obrzędu zwykłych czynności pomieszanych z tymi, z tradycji chrześcijańskiej” (fragmenty opisu) zdaje się być dziełem niedokończonym. Za doraźnym efektem kolejnych scenicznych działań, osiągniętym dzięki zaangażowaniu tancerzy-aktorów, nie idzie niestety żadna wyrazista myśl. Jako widz odnoszę wrażenie, że wiem, o czym ten spektakl mógłby być, ale jednocześnie wcale o tym nie jest, a zaledwie próbuje być.
Wychodzą tutaj ograniczenia konwencji (inspirowanej m.in. polską techniką tańca), w której spektakl jest zrealizowany. Nie trzeba być specjalistą, by dostrzec w „Profanum” wtórność formy i uwięzienie w granicach obranej strategii – wystarczy zobaczyć parę innych podobnych produkcji.
Jednym z najbardziej dla mnie niezrozumiałych, a zarazem zabawnych elementów polskiej techniki, jest zamiłowanie do biegania w kółko po scenie. Ostatecznie staje się ono wyrazistą metaforą. Bo choćby nie wiem jak dobre było wykonanie (a „Profanum” jest dobrze wykonane), to poczucie kręcenia się wciąż wokół tego samego pozostaje nadrzędne.
Nasza ocena:
Korekta: Sylwia Jarocka