Refleksje przedoscarowe 2017

Patrycja Mucha: No dobra! Postulat jest jeden: nie zacząć od „La La Land”. I tak wyjdzie w praniu. Oddaję zatem głos tym, którzy życzyliby sobie, chcieliby z całego serducha, żeby wygrał inny niż wyżej wymieniony film! Zdradzę, że ja już mam swojego faworyta. Czas start!

Piotr Kałużny: „Manchester…”!!!

Patrycja: Tak jest, panie Piotrze.

Marta Rosół: Nie widziałam wszystkich, ale „Manchester by the Sea”… Nie sądzę, by coś mogło przebić ten film. Za co go lubię? Chyba za prawdę – prawdę piękną i bolesną – za kontrasty, za Caseya.

Piotr Kałużny małePiotr: Niestety, znając poniekąd przyzwyczajenia Akademii, jestem raczej przekonany, że wygra „Kra Kra Kraj”. Przypadek „Artysty” z rozdania w 2012 roku pokazuje, że odmienne od smutnych dramatów filmy są lepiej punktowane, jeśli nawiązują do klasyków, historii kina, bawią się formą, gatunkami, są pełne gwiazd i do tego słodko-gorzkie.

Źródło: materiały prasowe

Źródło: materiały prasowe

Gabriela Bazan: Oczywiście, że tak. Akademia lubi takie kino. Dlatego ja stety lub niestety nawet nie kuszę się o rozważania, kto może zgarnąć „główną” statuetkę, bo wydaje się to być quite obvious

patrycja-mucha-malePatrycja: Z jednej strony tak, ale z drugiej… myślę sobie o pewnej tendencji. Dawno już (od 2003 roku, kiedy 11 Oscarów zgarnął „Władca pierścieni”) nie było filmu, który tak poruszyłby serca i umysły, żeby wygrać w tylu kategoriach. Mój wymarzony scenariusz byłby taki, żeby „La La Land” wziął se wszystko (bo pewnie weźmie) w kategoriach technicznych, ale zostawił główne (co nie znaczy, że ważniejsze, ale z pewnością bardziej zapadające w pamięć) kategorie lepszym od niego.

Zresztą mało czego jestem tak pewna jak wygranej Afflecka i przegranej Goslinga (kto go tam umieścił w tych nominacjach?!).

Piotr: Goslinga umieścili tam wszyscy ci, którzy byli „Landem” urzeczeni i głosowali również na Emmę Stone (poniekąd słusznie). Nie chcieli drewnianego chłoptasia zostawiać na lodzie. Co do Afflecka, jestem równie mocno przekonany o jego wygranej, choć nie ukrywam, że Denzel Washington gdzieś mu zza pleców wystaje i nie daje o sobie zapomnieć; a jak dorzucimy jeszcze do tego #notsowhiteoscarsthisyear, to kto wie, czy nie będzie kolejnej niespodzianki.

Źródło: materiały prasowe

Źródło: materiały prasowe

Gaba: Ja jeszcze daję odrobinę szans Garfieldowi. Rolę Afflecka kupiłam oczywiście bezapelacyjnie, ale podobało się to, co zmajstrował Garfield.

Patrycja: Ależ zgadzam się! Mnie się też podobała jego kreacja, ale taktyka Afflecka: „więcej na twarzy niż w manierze” bardziej mnie urzeka – bo jest mniej popularna i zwyczajnie trudniejsza do zagrania. Natomiast seans „Fences” jeszcze przede mną, ale i tak konsekwentnie stoję za Affleckiem – tak jak stałam za Leo w zeszłym roku. A jeśli dla czegoś warto w ogóle obejrzeć „La La Land”, to dla Stone właśnie – i świetnej operatorskiej roboty w zderzeniu z jej nietuzinkową urodą. No i dla sceny otwierającej.

Piotr: To może zróbmy przyjemność światu, sklećmy taki trailero-krótkimetraż składający się z samych scen tanecznych, zakończmy to ostatnim ujęciem w błękitnym chłodzie uczuć i puśćmy światu. Będzie krócej, tyle samo radości, a fabuła na niczym nie straci!

Patrycja: Gdzieś to już powstało, tyle że w porównaniu do innych musicali, przy których „La La Land” blednie i traci na uroku.

Źródło: materiały prasowe

Źródło: materiały prasowe

Piotr: Dla mnie to on w ogóle mało świeci, więc nawet porównywać mi się specjalnie nie chce. Jak już gdzieś pisałem – wolę „Parasolki z Cherbourga” w oryginale.

Patrycja: I ja Cię w pełni popieram.

Angelika ObrockaAngelika Ogrocka: Jeśli już mówimy o nominacji dla „La La Land”, to zarówno Emma, jak i Ryan na nie nie zasłużyli, choć ich lubię. Ale to typowa gra jak w każdej randomowej obyczajówce/komedii/melodramacie. Gdzie tu przełamywanie barier czy brylowanie? No może tylko ta scena stepowania na długim ujęciu…

Patrycja: Sorry, ale Stone zasłużyła na tę nominację. Nie tylko dlatego, że cały czas na nią patrzymy, bo operator Linus Sandgreen lubi jej twarz. To ona wnosi trochę życia do „La La Land”. Ale zarówno ona, jak i Gosling stepują słabo jak na musicalowe standardy. Nie czepiam się tego w filmie, bo to taniec na miarę czasów, ale do mistrzów im daleko (Ann Miller! <3).

Angelika: Wiadomo. Jednak w kontekście samego filmu scena jest najbardziej angażująca ich zdolności odmienne od tych, którymi mieli się dotąd okazję wykazać.

Marta Rosół: To ja tylko zrobię komentarz: jak dobrze, że Akademia nie nominowała Martina Scorsesego za „Milczenie”. Właśnie wróciłam z kina i umieram za sztukę.

Źródło: materiały prasowe

Źródło: materiały prasowe

[ Robert: Jest pierwsza w nocy :) Może po prostu jesteś śpiąca? Żyj!

Marta: Nawet gdyby była 13… Wynudziłam się prawie jak na „Lincolnie” ;P

Robert: Dzięki za ostrzeżenie – przygotuję sobie do seansu wiadro kawy, bo taki trzygodzinny fresk może być faktycznie trudny do zniesienia. ]

Piotr: No ja jednak będę bronić Martina, choć zupełnie rozumiem, że można się na niego „naciąć” przy okazji „Milczenia”. Robił ten film przeokrutnie długo, a temat, stylistyka, narracja i reżyseria nie przypominają w ogóle Scorsesego z poprzednich filmów, dlatego może być takie społeczne zaskoczenie. Dla mnie „Milczenie” to taki poetycko-literacki moralitet, gdzie solidnie podniesiono poprzeczkę na temat rozważań o wierze, samoświadomości religijnej, trzymania się swoich wartości i konfrontowania światopoglądu z mentorami (co już z resztą Scorsese zrobił przy okazji „Ostatniego kuszenia Chrystusa”). Prawda – jest długie i może wydać się nudne, ale koniec końców temat był trudny, więc i refleksje pozostały po seansie na długo.

marta-rosol-maleMarta: Nie porównywałam tych filmów do jego poprzednich, szłam na świeżo. Bardzo duży zarzut stanowi to jednostronność relacji, chociaż w jakiś sposób, być może na przekór, chciałam tam zauważyć krytykę Zachodu, wchodzenie z buciorami w czyjeś życie i brak zrozumienia Innego. Jeżeli chodzi o obrazy, to doceniam dwa przepiękne ujęcia z góry (schody i morze).

Źródło: materiały prasowe

Źródło: materiały prasowe

Piotr: Ależ dokładnie – to również wydaje mi się mocną stroną filmu: nie tyle krytyka Zachodu, co raczej rozważania na temat tolerancji religijnej, przeinaczania aktualnie zastanego światopoglądu w nowym środowisku. Chrześcijańscy księża z założenia wchodzą na nową ziemię, by nawracać, bo przecież „jak nie Bóg, to wszystko inne jest pogaństwem”. A tu się okazuje, że można żyć inaczej. Ta dwoistość wartości – z jednej strony księża mają nawracać, bo trzeba głosić słowo Boże, a z drugiej nie akceptują innych wartości poza swoimi – i przez ten religijny egoizm Scorsese wydaje mi się przemawiać do Zachodu, ale nie tylko, bo także w ogóle do braku poszanowania innej kultury, co świetnie wychodziło w scenach dialogowych Garfielda z Asano (tłumaczem). No, a ładne obrazy to już zostawiam na boku. Tego nie brakuje.

Marta: No właśnie ja nie jestem pewna, czy Scorsese rozważa, czy raczej jest przekonany o swojej racji. Ale… to jest fakt – film zostaje ze mną na długo, chce się o nim rozmawiać.

Angelika: Natomiast jeśli chodzi o wybory Akademii w kategorii aktorka pierwszoplanowa – faworytką jest moim zdaniem Portman. Gra tak dobrze, że nie wiadomo, czy drażni nas ona, czy jednak sama Jackie. W dodatku towarzystwo Akademii lubi biograficzne grzebanie w przeszłości Stanów. Podobnie było z nagrodzonym „Lincolnem”.

Źródło: materiały prasowe

Źródło: materiały prasowe

Gaba: Mnie ten film znudził! Nie mogę zaprzeczyć, że Portman jest świetną aktorką – zagrała wyśmienicie, ale totalnie mi do tej roli nie pasowała (brakowało mi zwłaszcza wizualnego podobieństwa). Mam wrażenie, że nie doceniam jednak kreacji Portman tak, jak powinnam, ze względu na moje podejście do samego filmu…

Robert SiwczykRobert Siwczyk: Portman jako Jackie Kennedy jest okrutnie karykaturalna, zwłaszcza kiedy odgrywa rolę Pani Przewodnik w części chronologicznie najwcześniejszej. W części „pogrzebowej” momentami jest wręcz histeryczna. Kiedy gra samotną wdowę, wypada zdecydowanie najlepiej, ale to za mało. Cała rola jest zagrana na 3 nuty (jak ścieżka dźwiękowa: 3 nuty na różne partie instrumentów), a filmowi brakuje wyważenia. Dominacja środkowej, „cierpiętniczej” części spowodowała u mnie niemożebną wręcz irytację. Rozumiem samą nominację, ale wygrana będzie nieporozumieniem. Akademia w niczym jednak tak się nie lubuje jak w rolach, która opierają się na smutku i cierpieniu. A w zasadzie rola Portman jest zaledwie poprawna.

Gaba: Muzyka w tym filmie to inna historia – doprowadzała mnie do szału. Strasznie rozpraszająca…

Angelika: Tak! Wciąż czułam niepokój, prawie jak podczas oglądania horroru!

Patrycja: Swoją drogą to ciekawe, jak wszyscy staliśmy się już znawcami tego, co Akademia lubi, a czego nie lubi ;)

Angelika: To raczej wychwytywanie schematów.

Piotr: To taka dewiza polskich „wszystkoznawców” i utyskiwanie, że „ja bym to lepiej zrobił/ła”, ale podyskutować sobie można.

Źródło: materiały prasowe

Źródło: materiały prasowe

Patrycja: „Akademioznawców” albo „specjalistów ds. Oscarów”.

Piotr: Kadra Kultury Oscarowej!

Patrycja: O to to!

Słuchajcie, a nie uważacie, że w obliczu tylu pozytywnych recenzji i w ogóle odbioru szokuje brak „Patersona” w oscarowej puli? Toż to skandal! Dyskryminacja!

Robert: Dokładnie :) To się nie godzi. Brakuje mi w tej puli filmu, który jest afirmacją życia i drobnych przyjemności. „Paterson” doskonale by się w to wpasował. <irony alert>

Patrycja: O tym, czy jest, czy nie jest „Paterson” afirmacją życia to można dyskutować. Ale fakt, że mówi się o nich w samych superlatywach, niezależnie od interpretacji, a jednak zupełnie go zabrakło w nominacjach, budzi moje zdziwienie. Zwłaszcza, że promocyjnie też nic nie kulało. Wręcz przeciwnie!

Źródło: materiały prasowe

Źródło: materiały prasowe

[ Robert: Ja oczywiście prowokowałem. Dla mnie też niezrozumiałym jest fakt tak powszechnej pobieżnej interpretacji tego filmu. Przecież wystarczy przyjrzeć się dokładniej! Widzu, wysil się odrobinę. Troszeczkę.

Patrycja: Rany, taki jesteś #insidejoke, że nas ludzie zaraz przestaną czytać, bo se pomyślą, że sami dla siebie o tym wszystkim gadamy. ]

Gaba: A możemy zahaczyć też o role drugoplanowe i np. świetną Violę Davis? :3

Piotr: Tutaj mam duży problem, bo właściwie tylko Kidman kompletnie tu nie pasuje. Reszta ładnie się broni i ma coś od siebie do powiedzenia, natomiast największą walkę widzę między Davis i Harris. Davis jednak bardziej przekonuje, więc mam nadzieję, że wygra.

Patrycja: Ja nie wiem, co ta Kidman i co ten „Lion”. Serio. To nawet nie jest przeciętny film. To jest film mierny. I nic tam nie ma szczególnego.

Piotr: No niby nie ma i się zupełnie zgadzam, że nie jest nawet przeciętny, ale myślę, że do większości przemawiają dwie rzeczy. Po pierwsze – jest oparty na faktach; po drugie – przedstawia 25 lat ciągłej tęsknoty do prawdziwego ogniska domowego. Myślę, że ludzie lubią bohaterów o takiej determinacji. Ja się nie dałem nabrać.

Źródło: materiały prasowe

Źródło: materiały prasowe

Gaba Bazan małeGaba: Potwierdzam: nie wiem, za co „Lion” dostał tyle nominacji. Może będę okrutna, ale dla mnie to po prostu kolejny film ze wzruszającą historią. Pochwałę tylko muzykę, bo była naprawdę urzekająca.

Patrycja: Taak, to prawda, że to „ten film, co nam robi robotę”, jeśli chodzi o obowiązkowy społeczny aspekt ceremonii. Pewnie na gali tuż po prezentacji filmu coś o tym jeszcze usłyszymy.

Trochę mi przykro jednak (mała dygresja), że ludzie wolą spektakularne przekopywanie Google Maps w „Lionie” zamiast wieloletniego grzebania w talerzu w „Moonlight”. Oesu – tam detal jest tak pięknie wykorzystany! Uwielbiam filmy, w których opowieść rozgrywa się na ekranie i twarzach bohaterów, a nie w fabule. Wciąż nie mogę wyjść z podziwu.

Źródło: materiały prasowe

Źródło: materiały prasowe

Robert: To, że normą jest prawda w filmie wyłożona z subtelnością łopaty na przemian z siekierą, przestaje mnie zadziwiać. Martwi mnie tylko, jak niewiele w tej kwestii się zmienia. Chociaż może się zmienia, tylko ja, urodzony fatalista, tego nie widzę.

„Moonlight” to jest dzieło tak subtelnie przekorne, że jego wymowa, szczególnie w środkowej części filmu, może gdzieś uciekać. Co nie znaczy, że jej tam nie ma. Jenkins zwyczajnie wymusza na nas większą koncentrację. Ech, marzy mi się tu statuetka za najlepszy film.

Patrycja: Zgadzam się. Patrzcie państwo w obrazy!

Robert: A co z animacjami? Widziałem tylko „Kubo i dwie struny” i „Zwierzogród”. Pierwszy jest nierówny – nominacja zasłużona, ale (znowu) statuetka byłaby przesadą. Natomiast drugi zbyłem wzruszeniem ramion. Poprawny, ze słusznym przesłaniem, ale jakoś bez przesady z tym szałem. Widzieliście coś więcej?

Źródło: materiały prasowe

Źródło: materiały prasowe

Piotr: Ja nic nie widziałem, więc strzelam, że wygra „Kubo”, bo ma najlepszą promocję. Śmieszne było tylko, że „Moana” została w Europie zmieniona na „Vaiana”, bo się Amerykańce za późno zorientowali, że Moana to imię pewnej Włoszki, która grała w filmach specjalizujących się w ekspresji ciała zamiast wyrazów twarzy ;)

Patrycja: Dziwna sprawa ze „Zwierzogrodem”. Ja ten film polubiłam od razu, ale kiedy przyszło do zestawienia rocznego najlepszych filmów 2016… to jakoś wszystko inne go przebiło.

Robert: Nawet „Czerwony żółw”?

Patrycja: Nie no, wszystkie inne regularne premiery. Ale to prawda, że „Czerwony żółw” animacyjnie jest imponujący. Nie mam jakoś serca do tej historii, za to wiele szacunku do sposobu realizacji.

Źródło: materiały prasowe

Źródło: materiały prasowe

Angelika: A co powiecie na filmy nieanglojęzyczne? Jacyś faworyci?

Gaba: Mnie urzekł „Mężczyzna imieniem Ove”! Siła tkwi w prostocie!

Angelika: Obejrzałam „Ove…” zupełnie przypadkiem, przed całym oscarowym zamieszaniem i… był tak naiwnie prosty, niby z ogranym schematem, który dobrze znamy, a jednak powiewa tu świeżością. No i skandynawskim minimalizmem, pięknymi kadrami, a także – choć do romantycznych dusz nie należę – uroczą historią.

Gaba: To prawda! Nawet zwilgotniały mi oczy raz czy dwa!

Piotr: Jak dla mnie zwycięży „Toni Erdmann”. Już teraz jest uber-hype na ten film – wygrywa masę nagród, a jest przy tym wyborną historią o relacji ojca z córką i pielęgnowaniu w sobie village idiot, który niejednokrotnie pozwala nam przetrwać w tym skostniałym korpo-świecie i spojrzeć na niego z innej – lepszej – perspektywy. Po cichu kibicuję też Farhadiemu, ale to tylko z sentymentu, bo on nie umie zrobić złego filmu ;)

Źródło: materiały prasowe

Źródło: materiały prasowe

Patrycja: „Toni” oczywiście. Wiadomo, że nagusy na korpo-imprezie zrobiły furorę na całym świecie. Słusznie zresztą – film jest nieco przydługawy, ale łączy wiele tonacji i szlachetnymi nićmi plecie zgrabną historię. Moim zdaniem nie ma co debatować – nie dość, że sukces artystyczny, to także #masterofpromo.

Angelika: Jeszcze zapytam o… Oscara Honorowego – Jackie Chan? Serio?!

Robert: Rozwiń proszę temat ;)

Angelika: Jackie Chan to gwiazda kina chińskiego. Popularnego, rzecz jasna. W obliczu tych wszystkich nobliwych dramatów i ich reżyserów, wielokrotnie zresztą nominowanych, a którzy nie mogą dostąpić zaszczytu otrzymania statuetki, jestem naprawdę zaskoczona tym honorowym wyróżnieniem (zarezerwowanym dotąd dla ikon pokroju Godarda, Altmana czy Morriconego). I choć wielbię kino chińskie, również filmy sztuk walki, jakoś tak po prostu wydaje mi się, że to ukłon w stronę popkultury i dziedzictwa azjatyckiego.

Robert: Dla mnie to ukłon dla ogromnego wkładu, jaki w kino kopane wniósł Jackie Chan – a jest to wkład ogromny. Jego kaskaderskie popisy przeszły do legendy kina. Lista jego kontuzji na planie również. I nawet jeśli niektóre jego aktorskie wybory w Hollywood mogą budzić wątpliwości, jego role w starszych filmach to już klasyka. To facet, który słynie ze swojego perfekcjonizmu, niechęci do chodzenia na skróty. No i – last but not leasthistoria Jackiego to przecież chiński odpowiednik American dream. W czasach upadku tego mitu istnieje w Stanach potrzeba wyniesienia na piedestał człowieka, któremu ten kraj dał możliwości na rozpostarcie skrzydeł i spełnienie swoich marzeń. A że to obcokrajowiec? To nagroda, którą pewnie dostałby Bruce Lee, gdyby żył. Wraz ze swoją wizjonerską postawą wobec kina kopanego miałby tę nagrodę w kieszeni. Czy w ten sposób kapituła Akademii próbuje odkupić swoje winy? Pozostawiam to pytanie bez odpowiedzi, bo wchodzimy na grząski grunt interpretacji intencji komisji oscarowej.

Patrycja: Wnoszę o podsumowanie.

Źródło: materiały prasowe

Źródło: materiały prasowe

Piotr: Widzę to tak, jak przy każdej z poprzednich gali. Kilka wygranych filmów czy nazwisk trafimy (ku naszej radości), kilku nie trafimy (co będzie dużym zaskoczeniem). Będzie dużo ładnych sukienek, a kilka zupełnie nietrafionych. Raczej nie spodziewam się chodzenia po krzesłach z radości ani wbiegania nagich facetów na scenę, ale na pewno parę zwycięskich wypowiedzi będzie naznaczonych politycznie i anty-Trumpowo. Odznaczone zostanie również zerwanie z przykrą tendencją #Oscarssowhite, co z kolei rozjuszy zwolenników Trumpa, którzy powiedzą, że Afroamerykanom daje się nominacje za kolor skóry, a nie umiejętności. Polskich akcentów brak. Jimmy Kimmel z pewnością ubliży Mattowi Damonowi, co rozśmieszy wszystkich, a przy okazji będzie sobą, czyli zadrwi z głupkowatych Amerykańców, wykorzystując ich niewiedzę i brak inteligencji przeciwko nim samym (co rozśmieszy wszystkich, ale szczerze zaśmieje sie tylko ⅓ publiki). Spodziewam się jakieś aluzji w stronę Mela Gibsona w stylu: „Widzisz, Mel, wystarczyło przestać ubliżać Żydom i od razu dostałeś darmową wejściówkę na galę”. Gosling przegra walkę z Affleckiem, ale Casey w ramach współczucia zaprosi go na scenę, by ten zaśpiewał, jak Miasto Gwiazd świeci tylko dla niego. Gosling ukłoni się i podziękuje, bo szanuje swoją publiczność. Wtedy my wszyscy: „Gosling, jesteś super. Propsy!!!”. Wtedy rozzuchwalony Gosling wpadnie na pomysł, żeby wyreżyserować sequel „West Side Story”. Konsternacji nie będzie końca, a Emma zrobi jeszcze większe oczy, co uraduje Allena, który zaproponuje jej nową rolę w filmie o nowojorczykach przecierających oczy ze zdumienia na wieść, jak rzadko można chodzić do psychoanalityka. Wszystko to skwituje Meryl Streep, która przed ogłoszeniem wyników w kategorii najlepsza aktorka pierwszoplanowa z nerwów zaśpiewa „Arię” Giovanniego, co spowoduje awarię instalacji elektrycznej i wyłączenie oświetlenia. Wszyscy w radości rozejdą się do cateringu, gdzie przy szampanie Denis Villeneuve wykrzyknie – na wieść o wchodzącej do sali Amy Adams – „She arrived!!!”. Wtedy cała sala pomyśli, że „Arrival” wygrał i wszyscy zaczną klaskać, przełykając kolejne ośmiorniczki. Będzie wiele radości, ale Chazelle ze smutku zagra kilka głębokich utworów na trójkącie. Tak to widzę.

Patrycja: Człowieku, jesteś moim mistrzem.

Robert: Nie ma czego zbierać.

korekta: Agnieszka Pietrzak