Sposoby widzenia. „Versus” Malwiny Mosiejczuk w Rondzie Sztuki
W styczniu 1972 roku BBC wypuściło serię czterech 30-minutowych odcinków poświęconych sposobom widzenia otaczającej rzeczywistości (Klik!). John Berger, angielski krytyk sztuki, przedstawiał w nich m.in w jaki sposób sztuka i reklama odwzorowywały i wpłynęły na postrzeganie kobiet. Klasyczne malowidła stają się w nich świadectwem pozycji kobiety jako obiektu, przedstawiając to, co sztuczne, a nie (jak nas przyzwyczajono) mistrzostwem warsztatu odbijając realny świat.
Fotografia zaburzyła tę relację. Artyści XX-wiecznej malarskiej awangardy mogli zaprzestać wykorzystywania mimetycznych technik i poświęcić czas na rozpatrywanie szeregu różnych, niepodejmowanych dotychczas tematów. Odtąd to fotografia zaczęła być postrzegana jako technika oddania realności, zaś tradycyjna sztuka i nowe media – jako miejsce oddalonych od realności eksperymentów. Wystawa Malwiny Mosiejczuk przypomina o tych zależnościach i odwraca je.
Berger zwracał uwagę na rozróżnienie między „nakedness” a „nude”. W języku polskim trudno jest znaleźć proste odpowiedniki tych słów (możemy ewentualnie przełożyć je jako „akt” i „nagość”, jednak akt zbyt mocno łączony jest ze środowiskiem sztuki). W pierwszym przypadku chodzi o stan nagości, który jest sytuacją bycia pozbawionym ubrań i odczuwania samego siebie. „Nude” oznacza bycie nago, lecz jednostka jest postrzegana przez innych już w oderwaniu od tego, jaką jest ona sama w swojej „głębi”. Dzisiejsze środowisko medialne otacza nas obrazami podszywającymi się pod realność – tak samo jak robiła to sztuka klasyczna. Tak jak wtedy, mamy problem z oddzieleniem realnego od sztucznego. Postrzeganie tych dwóch wartości nie kończy się jednak na zwykłym odróżnieniu jednej od drugiej. Za tym idzie nasz odbiór przedstawienia, emocje, możliwość utożsamienia się z przekazem, „wczucie się” i jakość dystansu, a także sposób myślenia o napotkanych obrazach. Mówiąc krótko – obraz staje się interfejsem myślenia, techniką tworzenia myśli na dany temat.
Mosiejczuk na swojej wystawie „Versus” sięga do fotografii przedstawiających kryminalną sprawę morderstwa Elizabeth Short, znanej w amerykańskiej kulturze jako Czarna Dalia („The Black Dahlia”). Odkrywając na nowo kontekst jej śmierci, artystka natrafiła na szereg innych, łatwo dostępnych fotografii ukazujących brutalne morderstwa kobiet, których ciała były krępowane, rozcinane, patroszone i torturowane. Kilkoma kliknięciami możemy dziś wyszukać całą dokumentację. Paradoksalnie, odległe czasoprzestrzennie zdarzenie, które nie dotyczy nas bezpośrednio, a jednak czeka na nasze odkrycie, staje się przez to nierealne. Częste manipulacje przekazami medialnymi podważają naszą wiarę w realność sfery medialnej i przyzwyczajają nas do tego, że zaciera się granica między prawdą i fałszem, zaś interfejs ekranu rządzi tym, w jaki sposób widzimy i myślimy. Mosiejczuk nie poprzestaje jednak na zwróceniu naszej uwagi na archiwalne zdjęcia. Są one dla niej podstawą do tego, aby stworzyć cykl obrazów-duetów, w którym tytuł „Versus” stanowi zderzenie świata medialnego i realnego. Mimo to wydaje mi się, że nie chodzi tutaj o proste zderzenie „realności” zapośredniczonej poprzez fotografie i medialności zawartej w popartowych grafikach.
Przetworzenie materiału wyjściowego przebiega przynajmniej w trzech etapach. Ich rekonstrukcja pozwoli na spojrzenie na prace z odpowiedniej perspektywy. Przede wszystkim, fotografie dokumentujące zmasakrowane ciało zostają zrekonstruowane i przetworzone dzięki serigrafii, stąd widocznym elementem jest siatka kółek. Najbardziej rzucającym się w oko zabiegiem jest jednak zastosowanie przez Mosiejczuk reinterpretacji motywu fotograficznego do stworzenia popartowych heroin, które – tak jak swoje pierwowzory – pokryte są krwią czy śladami cięć, zaś z wnętrza wyzierają rozryte tkanki. Wizerunek anonimowej ofiary, odległej i abstrakcyjnej, sprawia, że może być ona postrzegana bezemocjonalnie. Staje się przedmiotem, o którym mówił Berger i który (makabrycznie) zyskuje „drugie życie”. Kontekst popartowy, heroiczny, komiksowy i niosący w sobie duży ładunek wizualnego przyciągania, staje się magnesem, który absorbuje bardziej niż realne fotografie zbrodni. Wchodząc do galerii, oczekujemy śladu twórcy – tutaj Mosiejczuk gra ze spojrzeniem odbiorców, bo zainteresowanie wzbudzają nie fotografie (teoretycznie najbliższe realności), lecz przetworzony motyw bohaterek, do których możemy dopowiedzieć komiksową narrację.
Grafiki prezentują się jako gra formy i koloru – przyciągają odbiorcę mocnymi kontrastami barwnymi, lecz oddalają go od realności; wrzucają w wirtualną „realność” świata medialnego. Koniec końców zarówno komiks, jak i fotografia funkcjonują już w sferze społecznej, medialnej – a więc czymś z gruntu podejrzanym, przetworzonym, przetrawionym, obrobionym w tezy, dowodzenia i interpretacje – są gotowym produktem. Interesujące jest w tym wypadku to, w jaki sposób sami interpretujemy dane przedstawienia. Pamiętając o specyfice funkcjonowania mediów, trzeba zapytać, czy wątpimy w to, co widać (czy to prawdziwe czy fałszywe?), oddalając się jednocześnie od przedstawienia i przyjmując brutalność za „normę”, czy może jednak patrzymy na fotografie jako bardziej realne, zaś heroiny odsuwamy w cień? A może na odwrót?
Wydaje się, że grafiki, które rzucają się w oczy jako pierwsze, nieprzypadkowo przedstawiają trzy „sceny” zbliżenia do oka. Źrenica odwrócona w głąb mózgu i oczodół zalany krwią jest tutaj niejako animacyjnym, filmowym „zwieńczeniem” dwóch poprzedzających „kadrów”, w których źrenica porusza się i wskazuje linię umierającego spojrzenia.
Symptomatycznym jest, że autorka do stworzenia cyklu „Versus” posłużyła się techniką popartową. Przypisywane jej cechy – kontrasty barwne, syntezy form, grube kreski i pewna schematyczność – są bardzo ponętne dla oczu widza, lecz w gruncie rzeczy przedstawienie w tej formie tematyki okrucieństwa, śmierci i miejsca zbrodni gra z konwencją popartowej lekkostrawności znanej choćby z prac Andy’ego Warhola czy Roya Lichtensteina.
Pośród prac o jednolitym kolorystycznie tle, w których formy wypełnione są wielkimi połaciami jednego koloru i liniami budującymi np. włosy, wyróżnia się jedno dzieło, opracowane nieco odmiennie: z większą dbałością o szczegół, zróżnicowane barwnie i pozbawione towarzystwa „oryginalnej” fotografii. To widok górnej części ciała E. Short. Widzimy tam przecięty w pół korpus, zakrwawiony, z odciętą piersią, rękami odrzuconymi na boki, zaś twarz rozcięta jest między żuchwami w tak zwanym „uśmiechu Glasgow”. Ciało leży na trawie, która odgina się pod jego ciężarem i częściowo „zanurzona jest” w niebieskawym cieniu.
Zastanawia mnie w tej grafice jedna rzecz. Być może znalezione przeze mnie oryginalne fotografie są niekompletne, jednak na tych, na które się natknąłem, twarz Short skierowana jest w przeciwnym kierunku niż na tych prezentowanych na wystawie. Być może Mosiejczuk celowo stworzyła taką kompozycję, w której twarz jest w pełni widoczna dla widza. Badania naukowe sugerują, że ludzka percepcja i intencjonalność jest tak ukształtowana, że najszybciej rozpoznaje oczy i twarz, które wyznaczają linię możliwego zachowania drugiego człowieka, jego zamiary i ewentualną możliwość bezpośredniego kontaktu. Tutaj jednak przedstawienie jest nieruchome, martwe, zaś bezbronne, nagie ciało wystawione jest na widok odbiorcy, który (chcąc nie chcąc) staje się podglądaczem.
Mamy tutaj klasyczne motywy i techniki twórcze: kobieta, śmierć, fotografia i grafika. Malwina Mosiejczuk zagrała nimi jednak w ten sposób, że nawet heroiny przedstawiane jako obiekty seksualne o ultrakobiecych kształtach, są tutaj czymś innym – defragmentacja ciał w zasadzie przywraca te postaci do „człowieczeństwa”. Wystawa Malwiny Mosiejczuk otwierająca cykl „Przestrzeni młodych” jest okazją do zastanowienia się, w jaki sposób postrzegamy docierające do nas obrazy, w jaki sposób je oceniamy i jaką wartość poznawczą możemy z nich sami wyciągnąć.
Malwina Mosiejczuk, „Versus”, 17.02 – 5.03.2017
Galeria +, Rondo Sztuki
Rondo im. gen. Jerzego Ziętka 1, Katowice
korekta: Martyna Góra