Bezdech
„Bezdech” to najnowszy dyplom studentów Wydziału Teatru Tańca w Bytomiu (PWST im. L. Solskiego w Krakowie). Polska technika tańca współczesnego w pięknej odsłonie scenicznej powróciła na deski teatralne – kto czekał na dyplom w reżyserii i choreografii Sylwii Hefczyńskiej-Lewandowskiej, nie będzie czuł się zawiedziony.
Ten tekst ma być recenzją, więc przydługi wstęp nie jest wskazany. O jednej lub dwóch sprawach warto jednak najpierw powiedzieć. Przy okazji pokazu dyplomu miałam okazję rozmawiać z kilkoma dziennikarzami, którzy również pojawili się w celu recenzowania spektaklu. Mamy rok 2017. Specjalizacja „aktor teatru tańca” powstała w roku 2007 w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego (rok później jako samodzielny zamiejscowy Wydział Teatru Tańca, którego dziekanem został Jacek Łumiński). 10 lat istnienia wydziału i wciąż nawracające pytania i komentarze: „A tak właściwie, to jak się zabrać do opisu tańca?”, „To się różni od teatru, ale to w końcu „teatr tańca…”, „Scenografia, światła, muzyka – ok. Ale jak zaczynają tańczyć, to zupełnie mi się gubi sens…”. I tak dalej.
A przecież rzeczone „TO” nie jest tak straszne, jak je malują. Jest to smutna refleksja w kontekście stanu polskiej krytyki teatralnej, ale jednocześnie sygnał, że być może nadal nie odrobiona została lokalnie podstawowa lekcja oswajania z teatrem tańca – formą która, skądinąd, na tle innych współczesnych eksperymentów z ruchem i ciałem jest bardzo przystępna i zyskała już pokaźne (choć nadal niewielkie w porównaniu z innymi typami teatru) grono widzów. Druga sprawa dotyczy faktu, że Wydział Teatru Tańca jest wyjątkową jednostką na mapie polskich instytucji dedykowanych tańcowi współczesnemu. Zapewnia regularne kształcenie akademickie w dziedzinie, która rozwijała się przez lata (i nadal rozwija) w naszym kraju w obiegu pozainstytucjonalnym. Choć pełny wgląd w charakter takiego trybu nauki i zawodu, jakim jest „aktor teatru tańca”, wymaga nieco więcej uwagi i śledzenia wydarzeń na bytomskim wydziale oraz poza nim, samo doświadczanie spektakli tworzonych przez studentów nie wymaga już tak wiele zachodu. Dla chętnych na bardziej wnikliwy research czekać będą teksty Szymona Michlewicza-Sowy w cyklu „Ludzie Teatru Tańca”, czy wydarzenia takie jak Dni Otwarte Wydziału Teatru Tańca (24-26 lutego). Dla potencjalnych widzów – niniejsza recenzja i inne teksty publikowane w Reflektorowym dziale Teatr i Taniec. Nie jest to na pewno wzorcowy tekst, jak o teatrze tańca pisać. Sposobów, metod i form jest wiele. Bogata zawartość tej formy sztuki sprawia, że piszący może znaleźć tam wiele dróg i ścieżek interpretacji, a wśród nich nie ma jednej najważniejszej. Raczej te najbardziej ulubione. W tym zawiera się też podstawowa wskazówka dla widza – nie szukaj głównej drogi; rozgość się w tym świecie, a może znajdziesz tam coś dla siebie.
KRAJOBRAZ SCENICZNY. „Bezdech” z pewnością porusza pięknie skonstruowanym scenicznym światem. Realizatorzy odpowiedzialni za poszczególne media – reżyser światła (Kamil Rogański), kompozytor (Patrycja Hefczyńska), realizator dźwięku (Mariusz Michalik), zespół tworzący kostiumy i charakteryzację (Marta Wieczorek i Kamila Zabłocka) oraz scenografię (projekt – Sara Sudoł, realizacja – Jacek Wichrowski) – stworzyli dzieło spójne, które oddziałuje na wszystkich poziomach, dając widzowi właściwe zaproszenie do teatralnej opowieści. Jeśli w kontekście teatru tańca pada pytanie o zależność poszczególnych mediów względem samego tańca czy ruchu, najlepszą odpowiedzią jest określenie jej mianem „stanu koegzystencji scenicznej”. Taniec współczesny jest pełnoprawnym medium, lecz zyskuje na soczystości, bogactwie znaczeń, sile i ekspresji w połączeniu z innymi kanałami artystycznego wyrazu. „Bezdech” zbliżył się zdecydowanie do tego efektu, nie tylko tworząc grającym aktorom-tancerzom sugestywny krajobraz sceniczny dla przeżycia aktorskiego, ale i zachęcając widzów do podążania za rozgrywającymi się na scenie działaniami fizycznymi. To własnie dzięki temu sprzężeniu teatr tańca ma szansę być bardziej komunikatywny dla widzów przyzwyczajonych do klasycznego przedstawienia teatralnego. Choć najczęściej nie ma tu prawdopodobieństwa zdarzeń czy scenicznego realizmu, autentyczność odczuwania rzeczywistości przez tancerzy pozwala rozbudzać ciekawość tego, co dzieje się z ciałem/ciałami w każdym kolejnym momencie spektaklu.
Na szczególną uwagę zasługuje mobilna scenografia (ruchome platformy w kształcie ramp, ustawianych w rzędzie lub rozdzielnie w mniejszych fragmentach), umożliwiająca wykonawcom wzbogacenie świata interakcji ruchowych – wspinaczkę i zjeżdżanie, zaadaptowanie szczytu jako dodatkowego planu gry, użycie tyłu konstrukcji jako przestrzeni zbliżonej do klatek czy prowizorycznych schronień. Wykonana została również olbrzymia praca nad kostiumami. Mimo jednolitej kolorystyki (pełna paleta szarości i czerni), która nadała postaciom drapieżnego, współczesnego i lekko postapokaliptycznego charakteru, kostiumy były ważne w scenach napięcia między jednostką (postaci grane przez Wiktorię Zawadzką i Mateusza Lisieckiego) a grupą. Nakładane warstwami na ciało lub ściągane – czy wręcz zdzierane – ubrania oddawały różnej jakości stany emocjonalne, podsuwając jednocześnie dodatkowe sensy dla tytułowego bezdechu.
TECHNIKA RUCHU. „Bezdech” to również powrót Sylwii Hefczyńskiej-Lewandowskiej – zarówno pedagoga, jak również aktorki-tancerki Śląskiego Teatru Tańca – do realizacji studenckich dyplomów. Choć od zawsze wiodącym językiem ruchowym, w jakim specjalizują się studenci WTT jest tzw. polska technika tańca współczesnego, najlepiej obserwować ruchowy materiał spektaklu w choreografii i reżyserii jej współtwórczyni. Nie ujmując innym realizacjom dyplomowym ostatnich lat, „Bezdech” zasługuje pod tym względem na duże uznanie. Kto pamięta spektakle Śląskiego Teatru Tańca, szybko odnajdzie znajomą dynamikę i sposób budowania tanecznych ciągów na scenie, wzbogacone o duże wyczucie Hefczyńskiej względem ruchowego detalu i możliwości przełamywania akrobatycznych sekwencji bardziej subtelnymi jakościami ruchu. Całości spektaklu otwarło to drogę do wieloznaczności tematyki i wzbogacenia relacji, które śledzimy. W budowaniu spektaklu pomagali również w roli asystentów choreografa – Natalia Dinges i Paweł Urbanowicz.
Kwestia technicznego wykonawstwa dyplomu wymaga jednocześnie dwóch ważnych komentarzy dla czytelnika. Pierwszy: polska technika tańca współczesnego to technika trudna, wręcz wyczynowa, zawierająca elementy akrobatyczne, operująca wszystkimi możliwymi kierunkami ruchu oraz szybkimi zmianami położenia ciała z góry na dół oraz wymagająca umiejętności wykonania nie tylko partii solowych, ale i synchronicznych układów w grupie. Śledzenie technicznej precyzji w czasie spektaklu jest zapewne domeną niewielkiego procenta widzów, jednak konsekwencją oglądania spektaklu dla niemal wszystkich jest to, czy mamy poczucie, że aktorzy się męczą, czy nie. Od takich spostrzeżeń często zależy nasza ocena całości. Jeśli brak wytrzymałości w trakcie gry nie jest celowym zabiegiem, staje się to zauważalnym elementem doświadczania scenicznego tańca z perspektywy widza i to najczęściej na jego niekorzyść. Opanowanie polskiej techniki tańca współczesnego jest chyba najważniejszym i jednocześnie unikatowym doświadczeniem dla studentów – wymaga jednak paru lat nauki. W tej chwili poza wydziałem nie ma praktycznie możliwości kształcenia się w Polsce w tym kierunku, poza okazjonalnymi warsztatami prowadzonymi przez tancerzy ŚTT. Dyplom to zatem swego rodzaju test na umiejętność operowania techniką w strukturze pełnego spektaklu. Nic więc dziwnego, że na scenie zobaczymy zarówno mistrzowsko wykonane fragmenty, jak i te mniej udane.
Przyznać należy, że spektakl ułożono tak, by wyeksponować tancerzy bardziej samodzielnych i zdecydowanie „czujących” polską technikę tańca współczesnego w partiach solowych lub pierwszych planach (w pamięci zostają choćby Mateusz Lisiecki, Wiktoria Zawadzka, Maria Bijak). Pojawiły się też duety czy tria obliczone na konkretne jakości ruchu czy fragmenty historii (m.in. Daniel Leżoń, Maria Bijak, Mikołaj Wnęt, Jarek Mysona). Bardzo ciekawe były sceny zbiorowe w podziale na męską i żeńską grupę – piękna scena zbiorowej choreografii dziewczyn „pocieszycielek” (poprzedzała ją scena miłosnego duetu i porzucenia kobiety, a następnie jej wsparcia przez grupę kobiet) czy ciekawie zrealizowana scena męska, w której w taneczną choreografię wpleciono zestaw gestów (m.in. poprawiania marynarki, spoglądania na zegarek). Intensyfikacja interakcji w scenach grupowych i kontrast zwolnień w miniaturowych scenkach pozwalał na utrzymanie uwagi, ale i rozwijanie wyobraźni w bardzo dynamicznie zmieniającej się scenografii. Szczególnie wyraźnym zabiegiem spajającym całość choreografii było napięcie między jednostką a grupą – szybki ruch solistów i wolny ruch grupy lub na odwrót. Temat opresji, z której bezdech się wytwarza, zaprojektowany został w samej rytmice i sposobie operowania poszczególnymi środkami, co sprawia, że „Bezdech” jest odbierany jako pełne i dobrze wyprodukowane dzieło.
Wśród pozostałych scen zbiorowych widać było dużo mniej pewności lub też odsłaniały się pewne poboczne spostrzeżenia na temat sposobu komunikowania treści ze sceny. Choć w zwykłej recenzji z pewnością sprawy te można by pominąć, jest to kontynuacja refleksji o tym, czym są dyplomy jako spektakle teatralne. Weźmy na przykład scenę imprezy – zagłuszającej muzyki i intensywnych świateł, w której dotąd dość misternie konstruowana choreografia rozpada się na swobodny ekstatyczny taniec, rodzaj grupowego dyskotekowego tańczenia. Wizualnie atrakcyjna i mocna pod względem ekspresji, całej tej historii dodawała jednak równie mocny sens – permanentny bezdech wymaga uwolnienia. Nie przetwarza się jednak w coś uwalniającego, tylko w młodzieńczą i zatraceńczą zabawę, w której aktorzy czuli się swobodnie. Nie jest to negatywna ocena, ale silne było w mojej głowie poczucie, że ta scena jest emocjonalnie najbliższa temu, z czym studenci weszli na scenę tego dnia. Mimo wielu dobrze zagranych i czytelnych fragmentów opowieści (choćby następująca po tej scena męsko-damskiego duetu – liryczna, bardzo spokojna i poważna zarazem), miała w sobie chyba najwięcej naturalnej wiarygodności. W teatrze tańca, mimo scenariusza, to właśnie energetyka ciała i kumulacje emocji decydują nie tyle o technicznym wykonawstwie, co o sugestywności przekazu. Niektóre ze scen, np. zwykła scena biegu w kole, mimo iż technicznie mało złożona, uwidaczniała budującą się dopiero na scenie świadomość grupowego przekazu i tego, by nawet w najprostszym działaniu nie zrywać porozumienia między sobą, bo gubi się ono również w odczuciu widza. Były to jednak drobne momenty, nie zasługujące na to, by wnioskować na ich podstawie o jakości ruchu. Bardziej o tym, iż momentami mamy jasność, iż jest to jednak dyplom.
To prowadzi do drugiej uwagi: dyplomowe spektakle WTT oprócz autorskiego konceptu i zawartości artystycznej wyróżniającej każdy następny dyplom spośród innych, mają też dość istotne, niepisane założenia względem prezentacji. Aby umożliwić całej grupie pełen sprawdzian umiejętności, spektakl zawierać musi określone struktury – od solówek, po duety, tria i sceny zbiorowe, w tym w podziale na żeńską i męską grupę. Oczywiście w całości polska technika tańca współczesnego obowiązuje jako przeważający język ruchowy. Ze względu na program i tryb nauczania są to zatem niemal obligatoryjne elementy, których spodziewać się możemy po dyplomach WTT.
TEMAT. W klasycznej recenzji rozpoczęlibyśmy od przywołania tematu. Tak to jest jednak z teatrem tańca, iż wyjściowe inspiracje do tworzenia tańca przechodzą w praktyce liczne transformacje, sprawiając iż to, co rozumiemy pod nazwą „tematyka”, oznacza w rzeczywistości złożoną sieć skojarzeń i sensów. Część z nich pojawiła się powyżej. Inne zapewne zapisane są w partyturach twórców i ich dyskusjach z procesu tworzenia.
Bezdech bierze się z napięcia, które w rzeczywistości odnajdujemy pod różną postacią – w relacji, w grupie, w samotności, w egzystencjalnych refleksjach. Jak czytamy w programie spektaklu: (…) zawsze i wszędzie. W uniesieniu, roztargnieniu, zderzeniu, przerażeniu. W tańcu, we śnie, na dnie. Pęknięcie. Taka wizja świata nie zakłada jasnego i pewnego centrum – stworzona na scenie fragmentarycznie iluzja realności nie służy przekonywaniu widza, że to opowieść o kimś realnie istniejącym lub o nim samym. Sensy, z którymi obcujemy w trakcie tego spektaklu, budują się poprzez montaż scen. Oglądamy raz szerszą zbiorową kreację, raz bardzo drobne detale, wymagające wytężenia uwagi. Innym razem wsłuchujemy się w dźwięki lub słowa. Pnący na pnących się wspiera…ale brakuje im tlenu… Czy ważne, kto do kogo mówi? A może chodzi właśnie o ten migotliwy sens ulatującego w górę powietrza i ciał pozostawionych w zamglonej scenerii teatralnej? Bycie w pejzażu scenicznym wraz z artystami może być próbą zrozumienia, jakie znaczenie bezdech ma dla mnie jako widza. Może nie chcę tam zostać, może coś mnie od tego świata odpycha, ale to właśnie takim zaproszeniem jest spektakl teatru tańca. Zaproszeniem bez konieczności potwierdzania przybycia – z nadzieją, że spotkamy się na miejscu.
Bardziej lub mniej złożone koncepcje ruchu, sposoby użycia ciała i włączenia go w przestrzeń zbudowaną z innych środków teatralnych, mają służyć przyjrzeniu się bardzo abstrakcyjnym emocjom. Nie są one jednak abstrakcyjne w tym sensie, że nie istnieją. Istnieją na poziomie emocji i tego, co nie zawsze poddawane jest werbalizacji. Często można napotkać reakcję na teatr tańca w postaci śmiechu lub lekkiego kpienia z wychodzenia daleko poza naturalizm w przypadku zwykłych czynności. Widzimy dziewczynę, która musi przemierzyć całą długość sceny, by – na ostatku sił, po spazmatycznej serii ruchów i tarzaniu się – zdjąć koszulkę. Czy te czynności są tak bardzo niezwykłe? A może na co dzień niezwykłość ta zdarza nam się częściej niż jesteśmy skłonni przyznać? W szerszym społecznym sensie standaryzacja ciała w naszym codziennym życiu bywa najpoważniejszą barierą na drodze odbierania przez nas komunikatów ze świata, nie tylko z teatru. A może warto po prostu rzucić na te sytuacje nieco więcej światła?
Bezdech to poczucie, gdy brakuje sił, by działać. Kiedy nie ma słów, by nazwać siebie w grupie. Gdy stoję obok, a chcę stać w środku. Gdy paląca potrzeba zdjęcia z siebie okrycia urasta do zdarzenia scenicznego. Jest samoistną opowieścią, choć przecież – „na logikę” – obserwujemy jak dziewczyna ściąga koszulkę, leżąc na ziemi. Jest to więc historia nie tylko bohatera czy postaci, ale historia ciała; historia przedmiotów i powietrza wypełnionego ruchem. To chyba moje ulubione znaczenie bezdechu, z którym wróciłam do domu po spektaklu. Powietrze, z którego ulatuje ruch, to smutne doznanie, ale zawsze pozostaje nadzieja, że coś znowu to powietrze rozedrga.
BEZDECH – spektakl dyplomowy studentów IV roku WTT
PREMIERA 17.12.2016 r. w Bytomskim Centrum Kultury
Realizatorzy:
reżyseria i choreografia : Sylwia Hefczyńska-Lewandowska
asystenci choreografa : Natalia Dinges, Paweł Urbanowicz
muzyka/kompozytor : Patrycja Hefczyńska
reżyseria światła : Kamil Rogański
realizacja dźwięku : Mariusz Michalik
projekt scenografii: Sara Sudoł jako praca dyplomowa pod kierunkiem prof. Piotra Tetlaka
realizacja scenografii : Jacek Wichrowski
kostiumy i charakteryzacja: Marta Wieczorek
zdjęcia : Marta Chrobak
film/trailer: Michał Pańszczyk
OBSADA: Jacobina Blüm, Agnieszka Borkowska, Maria Bijak, Marek Bula , Michał Czorny, Bartłomiej Gąsior, Patryk Gnaś, Aleksandra Grącka, Klaudia Gryboś, Daniel Leżoń, Mateusz Lisiecki, Jarek Mysona, Sabina Romańczak, Ewelina Sobieraj, Mateusz Ulczok, Mikołaj Wnęt, Wiktoria Zawadzka