Pingwin outsider – nocne dywagacje z Rabbit on the Moon
21:20. ‚Cześć, tu Michał. Rabbit’. Michał Wajdzik – za pomocą ułamków można by go było przedstawić jako 1/2 The Party is over oraz 1/1 Rabbit on the Moon. Jego muzyka to #konstelacja #kosmos i #pkp. Dlaczego? Przeczytajcie!
Michał Wajdzik: Trochę tak. Pingwin outsider. Myślę, że każdy z nas trochę nim jest.
Hanna Baron: Brzmi nieprawdopodobnie. Pingwiny są raczej mocno uspołecznione. A może udają, że takimi są? Wybierając się w dalekie wędrówki… Jak myślisz?
Idea pingwina narodziła się spontanicznie, w rozmowach w Saint-Étienne. Są społeczne, ale są zupełnie inne niż reszta ptaków. A w teledysku pingwin jest wyrwany z tej społeczności, jest sam pośród ludzi.
Pingwiny chyba szczególnie zastanawiają się nad celowością istnienia. Bo nie latają.
Myślę, że trochę im smutno, jak patrzą na przelatujące ptaki.
Sądzą, że są nieużyteczne? Nieprzystosowane?
Pingwin pośród ludzi wygląda śmiesznie. I przez to niewiele może. W naszych rozmowach wyobraziliśmy sobie taką sytuację, gdy jako ludzie czasem jesteśmy w nieodpowiednim miejscu. Wtedy właśnie czujemy się jak taki pingwin, który nie może latać i pozostaje mu tylko obserwacja.
A jak pod własną twarzą maskujesz pingwina, to próbujesz przystosować się do otoczenia?
Tak, jako pingwiny szukamy podobieństw. Chcemy być jak ludzie dookoła nas. Gdyby to było w 100% moje alter ego, nie założyłbym na koniec wideoklipu maski człowieka. Tak naprawdę postać pingwina to suma doświadczeń wszystkich pracujących przy scenariuszu i ogólnie przy pomyśle.
Abstrahując od pingwina, jakie są twoje inspiracje? Pytam, bo sądzę, że słuchacz może mieć wiele skojarzeń muzycznych. Niech się przekona, czy słusznych/trafionych.
Może to być dość zaskakujące: od Jamiroquai, przez Muse, po Moderat.
Bardzo długo byłem gitarzystą, więc myślę muzycznie bardziej jak rockowy gitarzysta niż DJ. Moją największą życiową inspiracją jest John Frusciante, a w szczególności jego eksperymentowanie z muzyką – solowa twórczość i cała ewolucja brzmienia.
A co powiesz na moje skojarzenie z XXYYXX – „About You”?
Lubię bardzo. Ale zacząłem słuchać, gdy kierunek muzyczny był już w miarę opracowany.
Lubię, jak muzyka jest minimalistyczna. The Acid pod tym względem wbili mnie w fotel.
Tak sobie myślę, że w sumie pingwiny wraz z ich otoczeniem naturalnym w jakimś stopniu są minimalistyczne.
Minimalizm ogólnie jest piękny, bo pozwala skupiać się na szczegółach.
Wracając do Frusciante, czerpiesz z jego muzyki tworząc własną?
Tak, ale nie myślę tu o kopiowaniu, bardziej o podejściu. John miał często nienastrojoną gitarę, solówki nagrywał na dwa podejścia. Nie chciał być perfekcjonistą, wolał tworzyć chwilą.
Do tego maluje w czasie robienia muzyki; wiesz, to takie otwarcie na wszystkich frontach. Wylewanie emocji wieloma sposobami.
Improwizujesz?
Staram się jak najwięcej. Utwory mają często luźne struktury i zaczynając – nie wiadomo, jak się skończą. Ja bardzo dużo tworzę, jeżdżąc pociągami. Ten materiał w 90% powstał w podróżach.
Malujesz nim zmieniające się za oknem krajobrazy?
Dokładnie. Podróż dostarcza mnóstwa inspiracji.
„By Sound” też powstał w podróży?
Powstawał na dwa razy. Główne partie powstały w nocnym kursie pociągu. A poskładałem go w całość będąc we Francji.
Można wiedzieć, dokąd jechał ten pociąg?
Do Katowic. Wracałem akurat z Warszawy. Siedziałem w przedziale z obcymi ludźmi. Za oknem było już ciemno i towarzyszył mi tylko odgłos jazdy. Tak powstały główne linie syntezatorów.
W tej muzyce jest chyba jednak więcej Warszawy niż Katowic…
Bardziej myślę o liniach łączących punkty niż samych punktach.
Opoczno, Zawiercie, Sosnowiec?
Ha, ha, właśnie. Ale to też punkty. Zwiększając próbkowanie znów otrzymujemy zbiór punktów.
Jeśli to coś zmienia, bo bardzo lubię fizykę i ona też jest inspiracją. To zmienia dużo.
Jak już mówisz o punktach, o nocy i o fizyce, to widzę i słyszę gwiazdozbiory, galaktyki.
Tak. Przestrzeń. Ale przestrzeń nie jako pustka, tylko nośnik energii…
Korekta: Sylwia Klonowska
Ilustracje: Hanna Baron