Do tych krajów, do których nikt nie jeździ
Podróże są najlepszym pretekstem do rozmyślań, o czym niejednokrotnie w swoim życiu zdołałam się przekonać. Mimo fizycznego zmęczenia w podróży odpoczywa przede wszystkim nasza głowa: myśli stają się czyste i klarowne. Czy to sama podróż, czy też otaczająca nas przestrzeń mają wpływ na swobodny przepływ refleksji, wrażeń, a także zwykłe „poukładanie sobie” spraw w głowie i znalezienie odpowiedzi na zajmujące nas pytania.
W podobnym tonie wypowiada się Andrzej Stasiuk w swojej najnowszej powieści, gdzie katalizatorem rozmyślań na temat życia, stosunków międzyludzkich, a przede wszystkim samochodów jest tytułowy Osiołek – stary, wierny ZiŁ-130. A także podróż przez Ukrainę, Rosję i dalej, czyli „tam, gdzie nikt normalny nie jeździ”.
Na co biednemu kwiaty
Stasiuk w „elegii na odejście silnika spalinowego” dzieli się z czytelnikiem swoją miłością do samochodów. Wspomina pierwsze chwile za kierownicą (choć, jak dodaje, prawo jazdy otrzymał dopiero po 40. roku życia), samochody, które zapamięta do końca życia – nie tylko najwierniejszego Osiołka pod słońcem, który nie zawiódł go nawet w najtrudniejszych warunkach na drugim końcu świata, czyli tam, gdzie zawodzi już wszystko inne, ale i chociażby monumentalną czerwoną wołgę, która paliła niebotyczne 20 litrów na 100 kilometrów. Stasiuk docenia czar solidnych, starych samochodów.
Spodobało mi się porównanie związku kierowcy ze swoją maszyną do symbiozy: trzeba ją czuć wszystkimi zmysłami. Dzisiaj, w czasach elektroniki, setek migających lampek i czujników parkowania, wedle słów autora nie jest to już możliwe. Bo jak kupi się nową i drogą furę, potem chce się jeszcze nowszą i droższą, a to – droga donikąd.
Nie cel, a przeżycie
Dla Stasiuka celem samym w sobie jest bycie w drodze. Jechałem, żeby sobie pojeździć (…). Żeby sprawdzić, jakie myśli przychodzą, gdy nic się nie dzieje. Byle dalej, dokąd oczy poniosą. Tak właściwie bez określenia konkretnego celu podróży, o który na granicy tak bardzo nalegają rosyjscy celnicy. Jak pisze autor, chodzi w tym wszystkim po prostu o podróż, o drogę. Nieważne, czy dojedzie do Kijowa, Saratowa czy Bajkonuru. Stasiuk udowadnia, że najważniejsze są przeżycia. Leniwie zmieniające się krajobrazy za oknem, równiny przechodzące w suchy step są sposobnością do wielu spostrzeżeń.
Im dalej na wschód, tym większe melancho
Stasiuk nieustannie zastanawia się, co w jego życiu sprawia, że wybiera wschodnie destynacje. Rosja i byłe radzieckie republiki kierują się swoimi prawami i swoją mentalnością, często mawia się o nich, że to nie kraje, a stan umysłu. Czytając „Osiołkiem” doskonale rozumiałam przekaz autora. Nie da się wyjaśnić fascynacji tamtymi regionami. Dlaczego nie cywilizowana Francja lub gorąca Hiszpania, a dzika Rosja i suchy step? Logiczne odpowiedzi na te pytania po prostu nie istnieją. Przestrzeń Wschodu jest zarazem klątwą, jak i błogosławieństwem. Europa? Oni mają gdzieś Europę razem z jej zakazem wyprzedzania na podwójnej ciągłej i pierwszeństwem pieszych na pasach – tłumaczy autor.
Homo viator
Pozornie w „Osiołkiem” nie ma żadnej wartkiej akcji. Jest retrospekcja i zapis z podróży na Wschód. Długa i ciągnąca się jak step. Bez końca i bez określonego celu. To jednak mylne wrażenie. Czytelnika czeka piękna opowieść pełna rozważań o człowieku, znajdującym się w drodze i, rzecz jasna – refleksji na temat samochodów. Tytułowe Osiołki to narzędzia, dzięki którym droga jest prostsza. Cały czas jakaś nawigacja rysuje niewidzialną linię, wzdłuż której podążamy.
A przecież drogą jest nasze życie.
Nasza ocena:
korekta: Agnieszka Pietrzak
Andrzej Stasiuk, Osiołkiem, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016.