Zapętleni #7
Marta Połap słucha: Joy Division / Atmosphere
Nadeszła zimna fala w moich muzycznych odpływach. Jeśli muzyka leczy, to jest to najlepszy czas na uzdrowienie i na The Cure. Ale zaraz po The Cure jest Joy Division, bo kto znał smutek lepiej niż Ian Curtis?
Smutek trudno jest wyrazić, o smutku nie bardzo lubimy czytać. Ale z jakiegoś powodu lubimy smutną muzykę. Ciekawe, na czym to polega, że stanach skrajnej melancholii kochamy się dobić czymś równie przygnębiającym i jeszcze odnajdujemy w tym pocieszenie? Tak jak w „Stranger Things” zrozpaczonemu Jonathanowi w „Rozdziale Czwartym: Ciało” towarzyszy głos Curtisa, tak i ja zapętlam „Atmosphere” i czuję tlącą się nadzieję. Może i jest w tym utworze coś smutnego, ale jest też siła, wynikająca ze szczerości głosu i tekstu oraz czystości dźwięku. Z każdą wibracją tamburyna rośnie duch. Myślę, że o tę zdolność poruszania emocji chodzi w muzyce – przy Joy Division traci się kontrolę, a po przesłuchaniu nie da się odejść w ciszy.
Patrycja Mucha słucha: Norah Jones / Don’t Know Why
Skoro jest już grudzień, a co za tym idzie: zakupiony kalendarz adwentowy, pomarańcze i goździki, ciepłe bambosze na nogach i „To właśnie miłość” na ekranach laptopów, to czas również na weterankę zimowej playlisty. Norah Jones to właściwie jedyna wokalistka, której utworów NIGDY nie mam dość, chociaż zapętlam zwykle w #sweaterweather. Najbardziej lubię jej debiutancki krążek, na którym wszystkie utwory są wspaniałe – śpiewane z czułością, delikatnym głosem, który współgra z muzyką tak, że niczego nie chciałoby się tam zmienić. To też jedne z nielicznych utworów, których lubię słuchać cicho, jakby towarzyszyły skromnie przestrzeni, w której wybrzmiewają. „Don’t Know Why” jest moim ulubionym utworem z płyty – nie tylko dlatego, że jednym z najbardziej znanych. Jest dziwnie znajomy, sam pojawia się czasem w głowie i zachęca, by znów wrócić do łóżka i podkręcić kaloryfer.
Agata Kędzia słucha: Sixto Rogriduez / I Wonder
Nie przesłuchuję namiętnie nowych płyt, nie śledzę list przebojów, właściwie wcale nie klikam w udostępniane przez znajomych piosenki polecane z różnych względów jako wyjątkowe. Jeśli piosenka w jakiś szczególny sposób sama do mnie nie przywędruje, to prawdopodobnie więcej do niej nie wrócę.
Początek listopada spędzałam w Katalonii. Obserwując zza szyby kawiarni tłumy spacerujące słonecznymi ulicami Barcelony, usłyszałam głos Sixto Rodrigueza, który powtarzając jak mantrę „I wonder…” zaczynał wypełniać pogrążone w delikatnym półmroku wnętrze. Udało nam się znaleźć knajpkę, która – choć położona w samym sercu tętniącego życiem miasta – nie była oblegana przez turystów. W ostatni dzień naszego pobytu w Katalonii, piliśmy ostatnią kawę ze smutną świadomość dobiegających końca chwil beztroskiego przyglądania się ludziom grzejącym twarze w promieniach słońca. Mieszanka wrażeń, która mi wtedy towarzyszyła, wraca do mnie za każdym razem, kiedy odtwarzam raz po razie „I Wonder”. Jak pięknie wybrzmiewa głos Rodrigueza w ponure jesienne wieczory! A ja w te wypełnione melancholią dni, oprócz wyżej wymienionego utworu, zapętlam moje ulubione „Forget it”, „Like Jannis” „Rich Folks Hoax” i w ogóle cały album „Cold Fact”.
Angelika Ogrocka słucha: Fever Ray / If I Had a Heart
Fever Ray to jeden z tych zespołów, do którego wszelacy twórcy filmowi lubią powracać i cytować w swoich dziełach. Najczęściej czyni to, choć odbiega od skojarzeń ze skandynawskim chłodem, Xavier Dolan. Jednak to nie dzięki jego dziełom wpadł do mojej głowy – i nadal nie chce jej opuścić – utwór „If I Had a Heart”. Stało się to za sprawą nordyckich wojowników…
Tak, bo to właśnie słyszane kilka razy dziennie nuty (choroba plus wciągająca fabuła i uzależnienie gotowe) atakowały z serialowego intro. Opening „Wikingów” należy do najbardziej intrygujących i rozpoznawalnych, między innymi właśnie dzięki rozbrzmiewającej pieśni Fever Ray. Nie tylko wprowadza atmosferę niepokoju, ale i zachłanności, bo chce się więcej. Więcej trzymających w napięciu tonów, więcej mrocznego klimatu, z którego wyłoni się jasny głos Karin, a także więcej muzyki szwedzkiego duetu w ogóle. Na zimowo-skandynawskie wieczory – idealne!
P.S. Zderzenie z Fever Ray zdarzyło się jeszcze raz. W trakcie seansu „Pojkarna”, znanego u nas jako „Nastolatki”. Rozbrzmiewające tam „Keep the Streets Empty For Me” pojawia się jako krzyk niezrozumianych przez świat bohaterek. Arcydzieło! Polecam.
Marta Rosół słucha: The Lumineers / My Eyes / Patience / Where the Skies Are Blue
Kiedy miałam 15 lat i trochę więcej, słuchałam muzyki przypadkowo. Miałam oczywiście ulubione piosenki, zespoły, kochałam się w Eddie’m z Pearl Jamu, a później włączałam Cascadę (niezłe kombo). Nastały czasy dorosłości i ktoś, kto na muzyce trochę się zna, powiedział mi, że żeby zrozumieć, o co chodzi w muzyce, najlepiej słuchać całych płyt – wtedy ma to sens. Od tego momentu tak robię. Gdy spodoba mi się piosenka, wyszukuję całą płytę. Tym samym ostatnio zapętlam „Cleopatrę” The Lumineers. Szczególnie polecam Wam trio: „My Eyes”, „Patience” i „Where the Skies Are Blue”. Niesamowite, prawie niezauważalne przejście pomiędzy „My Eyes” do niezwykłego motywu fortepianowego, którego dźwięki wygrywają w pamięci jeszcze długo po zdjęciu słuchawek, aż do nonszalanckiej piosenki, gdzie da się usłyszeć pobrząkiwania fortepianu, przywodzące na myśl poprzedni utwór. Nie ma co pisać, trzeba słuchać.
Agnieszka Rygol słucha: Gaba Kulka / Biegnij dalej sam
Z końcem października ukazała się najnowsza płyta braci Waglewskich. Nasza redakcja poświęciła jej dość sporo miejsca (#godkiomuzyce kliknijcie tutaj, aby przeczytać nasze mini-recenzje najnowszego krążka Fisz Emade Tworzywo), jednak ja zapętlam kawałek pochodzący z edycji specjalnej „Dronów”. Waglewscy zaprosili najważniejsze nazwiska polskiej sceny alternatywnej, m.in. Smolika, Iwonę Skwarek i Bartosza Szczęsnego (tworzących Rebekę) czy Gabę Kulkę, do stworzenia interpretacji singli, promujących ich najnowszą płytę. Muszę przyznać, że nic nie zaskoczyło mnie w ostatnim czasie tak bardzo, jak pełna delikatności i emocji wersja „Biegnij dalej sam” Gaby. Gdy oryginał w wykonaniu Fisza jest gorzki i nie pozostawia złudzeń, że wobec kluczowych decyzji pozostajemy sami, Gaba daje nadzieję i siłę do tego byśmy biegli dalej sami. Rezygnuje przy tym z rockowych brzmień czy form nowej elektroniki, proponując charakterystyczną dla siebie nastrojowość i minimalizm w warstwie melodycznej. Jej wersja przepełniona jest niepowtarzalnym klimatem, dzięki któremu utwór zyskuje na autentyczności. Jest to manifest skierowany do nas, młodych ludzi:
Biegnij teraz jak łagodny zwierz
Biegnij by dowiedzieć się
O sobie samym i o świecie co
Zimny jest jak lód
(…)
Biegnij dalej sam
Żeby sprawdzić
Komu ufać
Kogo omijać i się bać
Pieniądze na ulicy nie rosną, ale do edycji specjalnej „Dronów” naprawdę warto zajrzeć, a Gaby Kulki nigdzie indzie nie znajdziecie. Żaden Youtube, Spotiffy czy Tidal nie udostępnił jej wersji „Biegnij dalej sam”. Także… do sklepów marsz!
korekta: Elżbieta Owczarek