O sennej podróży do głowy Kuczoka
Choć teorie są różne, nie mamy bezpośredniego wpływu na to, co nam się śni. Mamy jednak wpływ na to, czy sny przelejemy na papier i zaprezentujemy szerszej publiczności. Wojciech Kuczok za namową żony postanowił tak uczynić. Książka „Proszę mnie nie budzić” jest zbiorem sennych marzeń autora: dziwnych, czasem żenujących, często zabawnych i dotykających interesujących zagadnień.
Książka składa się z miniatur, małych opowiadań dziejących się w świecie marzeń sennych. Jak to sny, są pełne niedorzeczności i niedopowiedzeń, można w nich wszystko. Bohater snów Kuczoka to on sam, jednak trochę inny niż na jawie.
W snach wolno więcej
W jednym ze snów Kuczok zostaje poddany torturom polegającym na oglądaniu serialu. Siedzi na krześle i nie ma gdzie odwrócić wzroku. Jedyne, co może zrobić, to oglądać. I to rzeczywiście jest straszne. W snach pojawia się też wiele znanych osób, między innymi Hanna Bakuła, która w ramach przekąski do wina wcina komunikanty, i prezes Jarosław Ka., mający spore ambicje lingwistyczne i wprawę w eliminowaniu niedogodności za pomocą broni.
Mój ulubiony sen to ten, w którym Krzysztof Zanussi postanawia zrealizować film o Powstaniu Warszawskim. I ten, kiedy w czasach okupacji Kuczok przyjmuje pod swój dach grupę uchodźców. Niby pięknie, ale wdzięczność za okazaną pomoc nie wyszła uchodźcom zbyt dobrze. Dużo w tej książce o Agafii (tak Kuczok pisze o swojej żonie, Agacie Passent), dzięki której ów sennik powstał. Dość przyjemnie czyta się ich rozmowy, czuje ciekawą międzyludzką relację. Zgodnie z tym, co twierdzi pisarz, żona zabraniała mu drzemek w ciągu dnia, dzięki czemu nocą Kuczok spał i śnił.
Zastanawiam się, czy nie pozwolić jednak autorowi na małą drzemkę ciągu dnia. Może ten sen dzienny sprawiłby, że lepiej przemyślałby wydanie sennika. Bo mam wrażenie, że książka powstała tylko po to, by pod nazwiskiem autora „coś się zadziało” na rynku wydawniczym. Gdzieś w głowie od razu klasyfikuję to jako zjawisko negatywne. Kiedy jednak biorę głębszy wdech, widzę, że właściwie to chyba normalne. Z czegoś żyć trzeba, nie wszystkie książki muszą być wybitne.
Niezaspokojony apetyt
„Proszę mnie nie budzić” czyta się łatwo, interesująca jest świadomość swoistego wglądu w myśli autora – te senne, będące poza kontrolą. Literatura przecież powinna być różnorodna. Problem tkwi chyba w tym, że chociażby po „Obscenariuszu”, czyli poprzedniej książce autora, miałam apetyt na więcej. Na pewne literackie zabawy językowe, trochę inną treść, mimo że „Obscenariusz” również składał się z krótkich form. Prozy erotycznej wprawdzie, ale jakoś ciekawiej napisanej. A to przecież literacki wyczyn, bo o seksie nie pisze się łatwo.
Świat marzeń sennych winien być dla autora materią wdzięczną. A wyszło przeciętnie. To wrażenie „przymusu” wydania nowej książki w moim odczuciu potęguje fakt wizualnego rozwleczenia treści. „Proszę mnie nie budzić” liczy sobie 157 stron, w których treść wcale nie przewyższa ilości odstępów i rozciągniętych akapitów. Chociaż dzięki temu zyskałam cenną inspirację w kwestii wizualnej strony mojej pracy magisterskiej.
W ramach obrony autor określa swoje dzieło mianem „książeczki”, której nie napisał on sam. Książeczka pisała się w snach.
korekta: Agnieszka Pietrzak
Wojciech Kuczok, Proszę mnie nie budzić, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2016.